Grabarz możliwości Leona i Semeniuka. To on odpowiada za problemy w ekipie gwiazd

Getty Images / Roberto Bartomeoli/LiveMedia/NurPhoto oraz WP SportoweFakty/Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Gino Sirci i Wilfredo Leon
Getty Images / Roberto Bartomeoli/LiveMedia/NurPhoto oraz WP SportoweFakty/Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Gino Sirci i Wilfredo Leon

Wzgardza Semeniukiem, a chwile później go zatrudnia. Ostro krytykuje zespół w mediach w środku sezonu. Ściąga największe gwiazdy, a i tak przegrywa. To prezes Sir Safety Susa Perugia jest największym grabarzem swoich własnych marzeń.

Zaczęło się od jednej rzeczy. Włoski milioner Gino Sirci - właściciel firmy zajmującej się produkcją odzieży ochronnej - marzy o wielkim sukcesie. Jest zakochany w siatkówce. Sponsoruje więc drużynę, w której niegdyś grał jego syn.

Kilkanaście lat później Sir Safety Susa Perugia to klub z jednym z największych budżetów na świecie. Bogaty prezes, wspierany przez firmy lokalne, nie szczędzi milionów euro. Chce, by jego klub był najlepszy w Europie i wygrał Ligę Mistrzów. Ale za każdym razem mu się nie udaje.

Przerośnięte ego

Kto w siatkarskim światku siedzi trochę dłużej wie, że prezes drużyny Gino Sirci słynie ze swojej żywiołowości. W trakcie meczów jego drużyny kamera bardzo często pokazuje jej prezesa. Niczym w piłkarskim Realu, gdzie rządzi charyzmatyczny Florentino Perez, zespół jest utożsamiany z jego szefem.

Tylko że Sirciemu brakuje jednego - rozeznania na rynku transferowym. Ale że ma pieniądze, to między sezonami media rozpisują się o fenomenalnych transferach Perugii i jak to w nachodzącym sezonie będzie nie do zdarcia. I tak dzieje się co roku.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: On się nic nie zmienia. Ronaldinho nadal czaruje

Ku zaskoczeniu sporej części kibiców, za każdym razem tej zbieraninie czegoś brakuje. Okazuje się, że jak zgromadzi się same największe gwiazdy, to gra nie zaczyna wyglądać płynnie i efektywnie, a w zespole pojawiają się konflikty. Każda wielka gwiazda to wielkie ego.

I symptomatyczne wydają się tu słowa Kamila Semeniuka. W wywiadzie dla sport.pl powiedział on o tym, co trapiło Perugię od środka. - Na pewno zagrożeniem jest to, jeśli ktoś będzie się uważał za lepszego. Oby do tego nie doszło, bo może nas to tylko zgubić. Niejednokrotnie można to było zaobserwować (...) Zespoły są budowane z gwiazd, które później razem nie grają - twierdził.

Zaufanie? A komu to potrzebne?

I tutaj można byłoby się rozpisywać o roli trenerów w drużynie. Przecież to właśnie do szkoleniowca ma należeć to, by zespół ułożyć, a także, by zażegnać wszelkie konflikty. A drużynę z Umbrii prowadzili w ostatnich czterech latach: Vital Heynen, Nikola Grbić czy Andrea Anastasi.

Prezes sięga po nazwiska ze światowego topu również na ławce. I wydaje na nich grube setki tysięcy euro, lecz inwestycja nigdy się nie zwraca. I to z jego własnego powodu.

Działacz lubi bowiem ingerować w działania zespołu. I nic w tym dziwnego, skoro przeznacza na niego miliony euro. Jednak często zachowuje się jak słoń w składzie porcelany. Przykład? Chociażby ostatnie wydarzenia po przegranym pierwszym wyjazdowym meczu w półfinale Ligi Mistrzów.

Sirci otwarcie skrytykował drużynę a także szkoleniowca Anastasiego. Prezes nie boi się besztać trenerów przy najmniejszym niepowodzeniu. W sezonie 2020/2021 zdecydował się na szalony ruch i zwolnił Heynena w trakcie rywalizacji finałowej. Czy przyniosło to sukces? Oczywiście, że nie.

Sirci musi zdać sobie sprawę, że otwarta krytyka w trakcie sezonu szkodzi ekipie. Każdy wie, że pewne rzeczy, które w szatni można powiedzieć, nie powinny wychodzić na światło dzienne. W Perugii jest jednak inaczej. Zawodnikom trudniej poradzić sobie z takimi słowami. I przegrywają, a koło negatywności samo się napędza.

Krytykuje Semeniuka, a za rok... go ściąga

Hitem jednak obnażającym impulsywność prezesa Perugii, jest sytuacja z Kamilem Semeniukiem. Po pierwszym triumfie Grupa Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle w Lidze Mistrzów Sirci wykupił ówczesnego trenera kędzierzynian, Nikolę Grbicia. I pojawiły się też pogłoski o transferze już wtedy wyróżniającego się Semeniuka.

Sirci jednak brutalnie odrzucił możliwość transferu. - Nie sądzę, by ten młody chłopak był gotowy na przyjazd do Włoch - mówił Sarze Kalisz z TVP Sport. Tym razem rok później musiał gorzko przełknąć swoje słowa.

Semeniuk w lidze grał znakomicie i był jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym przyjmującym świata. W finale Ligi Mistrzów zanotował kosmiczny występ. A ten finał po raz kolejny Gino Sirci oglądał z rozżaleniem, że to nie jego drużyna tam gra. Kupił więc Semeniuka. I czy zapewniło mu to triumf?

Oczywiście, że nie. Włoch znów będzie oglądał finał Ligi Mistrzów z uczuciem zazdrości. Tym razem będzie przyglądał się dwóm polskim ekipom: Jastrzębskiemu Węglowi i wyżej wspomnianej ZAKSIE i zastanawiał się, czemu to nie jego drużyna to gra. Bo nie potrafi zrozumieć jednego - wyłożenie pieniędzy na największe gwiazdy wcale nie gwarantuje sukcesu.

Trzeba im stworzyć odpowiednie zaplecze do rozwoju, dbać o siatkarzy, stworzyć środowisko, które pozwala im być najlepszymi, dać im trochę zaufania. Do tego przydałoby się dobre dopasowanie charakterologiczne.

Jedno jest pewne, jeśli nie zmieni się Gino Sirci, Perugia sukcesów odnosić nie będzie. A Włoch marzenie o wygraniu Ligi Mistrzów musi odłożyć na kolejne dwa lata. Do następnej edycji tych rozgrywek Perugia się bowiem nie zakwalifikowała po odpadnięciu w ćwierćfinale Serie A.

Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Drugi ćwierćfinał i ponownie tie-break! Co za charakter Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn Koźle

Źródło artykułu: WP SportoweFakty