"Mają katorgę". Ogromny kłopot w siatkówce reprezentacyjnej

- Mam wrażenie, że wszyscy to słyszą, ale nie wszyscy słuchają - tak o przepełnionym kalendarzu siatkarzy, grających w reprezentacjach, mówi Wojciech Drzyzga. Ekspert Polsatu Sport widzi jedno rozwiązanie kłopotu, ale trudne do zrobienia.

Szymon Łożyński
Szymon Łożyński
Kamil Semeniuk, Mateusz Bieniek, Marcin Janusz i Bartosz Kurek Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Kamil Semeniuk, Mateusz Bieniek, Marcin Janusz i Bartosz Kurek
Temat wraca jak bumerang niemal w każdym sezonie. Siatkarze, powołani do najmocniejszych reprezentacji na świecie, grają właściwie na okrągło. Dotyczy to także Biało-Czerwonych.

Najlepsi Polacy już mają w nogach aż 30 spotkań w rundzie zasadniczej PlusLigi. Teraz rozpoczęły się play-offy, w których już od ćwierćfinałów drużyny grają do trzech zwycięstw. Ponadto Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle i Jastrzębski Węgiel rozegrały dodatkowo 10 spotkań w drodze do finału Ligi Mistrzów.

Gdy zostaną rozdane medale w obu rozgrywkach, najlepsi Polacy nie będą mieli dużo czasu na odpoczynek, bowiem ruszą na zgrupowanie kadry. A w tym sezonie siatkarzom zafundowano kwalifikacje olimpijskie, Ligę Narodów i mistrzostwa Europy. Grania jak zwykle będzie bardzo dużo.

Powie to nawet mało zorientowany kibic

I tak jest właściwie co sezon. Co prawda szefowie PlusLigi w przyszłym sezonie skrócili fazę play-off, ale odjęcie kilku spotkań nie jest rozwiązaniem kłopotu. Potrzeba większej reformy, przede wszystkim kalendarza reprezentacyjnego, by najlepsi siatkarze wreszcie porządnie odpoczęli. Obecna sytuacja w siatkówce przypomina błędne koło, o czym więcej mówi nam Wojciech Drzyzga, były zawodnik (trzykrotny wicemistrz Europy), trener, obecnie ekspert Polsatu Sport.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: podnosiła sztangę i nagle upadła. Przerażające wideo

- Siatkówka ma jedyny w swoim rodzaju kalendarz, nie do porównania z żadną inną dyscypliną. Ci zawodnicy, którzy grają w reprezentacji, grają właściwie na okrągło i to kiedyś może się źle skończyć. Obciążenia nie maleją, tylko wzrastają. Logicznego czasu na regenerację właściwie nie ma. Tymczasem regeneracja we współczesnym sporcie jest równie ważna, jak treningi - podkreślił.

- Mam wrażenie, że wszyscy to słyszą, ale nie wszyscy słuchają. Coraz lepsi zawodnicy mówią o tym i dziwię się, że dalej nie ma reakcji. Mało zorientowany nawet kibic powie, że reprezentacyjni siatkarze w telewizji są właściwie dostępni non stop. Mają katorgę. Próbuje się rozszerzyć kadry w reprezentacji, ale są punkty rankingowe i tutaj jest pułapka, bo kiedy nie gra się w najmocniejszym składzie, ciężko o dobry wynik, punkty uciekają i tak naprawdę mamy błędne koło - dodał.

Zdaniem Wojciecha Drzyzgi, by głos siatkarzy wreszcie był zauważalny, potrzebne jest jedno rozwiązanie.

- Wracamy do tego tematu niemal co sezon. I moim zdaniem sposób na rozwiązanie tej sprawy jest tylko jeden. Zdaję sobie sprawę, że będzie to bardzo trudno zrealizować, ale powinny powstać zawodowe związki siatkarskie i trenerskie. Chodzi przede wszystkim o zawodników.

- Tylko w taki sposób, zawodowy, można dyskutować z osobami zarządzającymi rozgrywkami o ewentualnych zmianach. Wtedy mamy pozycję siły i argumentu i nie jest się podmiotem. Inaczej nie przebrniemy tego tematu. I nie mam tutaj na myśli walki z władzami światowymi i europejskimi, czy też robienia coś przeciwko komuś. Chodzi po prostu o podjęcie logicznej współpracy - zapewnił nasz rozmówca.

Temat powrócił po tym meczu

O napiętym kalendarzu siatkarzy zrobiło się głośniej po czwartym pojedynku ćwierćfinałowym w PlusLidze pomiędzy Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle a Projektem Warszawa. Kędzierzynianie wygrali 3:1 i awansowali do półfinału, ale po meczu więcej mówiło się o kłopotach zdrowotnych, z jakimi zmagali się siatkarze.

Mecz przedwcześnie zakończył Piotr Nowakowski. W trakcie pojedynku kłopoty mieli też libero obu drużyn Damian Wojtaszek i Erik Shoji.

- Trochę było w tym wszystkim zrządzenia losu, bo musimy pamiętać, że kontuzje w tym meczu były zarówno po jednej jak i drugiej stronie. Tymczasem siatkarze warszawskiego zespołu nie byli też tak bardzo obciążeni jak kędzierzynianie, bo nie rozgrywali wielu meczów w Lidze Mistrzów - zwrócił uwagę Wojciech Drzyzga.

- Zgodzę się jednak z tym, że u kędzierzynian widać było zmęczenie. Dało się to zauważyć już w momencie, gdy wchodzili na halę. Na pewno ta noc między pierwszym a drugim meczem w Warszawie nie była dla nich łatwa. Masażyści ZAKSY musieli pracować do późnych godzin - dodał.

Ostatecznie ZAKSA awansowała jednak do półfinału, ale siatkarze stołecznej drużyny napędzili obrońcom tytułu, i trzeci raz z rzędu finalistom Ligi Mistrzów, sporo strachu.

- Regeneracja po pierwszym meczu w Warszawie była bardzo trudna dla ZAKSY. Wydawało się, że siatkarze Projektu wykorzystają lepszy kalendarz i więcej sił fizycznych po swojej stronie. Spodziewałem się, że drużyny wrócą na piąty mecz do Kędzierzyna-Koźla. Górę wzięła jednak umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach kędzierzynian. Generalnie w całej tej rywalizacji były fale: świetne zagrywki, kapitalne obrony czy kłopoty w przyjęciu. Warszawianie mocno przycisnęli, mecze były bardzo wyrównane, ale kędzierzynianie znów udowodnili swoją wielką wartość mentalną - zauważył Wojciech Drzyzga.

W półfinałach PlusLigi, w rywalizacji do trzech zwycięstw, Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle zmierzy się z Asseco Resovią Rzeszów, a w drugiej parze Jastrzębski Węgiel będzie rywalizować z Aluronem CMC Wartą Zawiercie.

Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Na to czekali kibice. Chodzi o polski finał Ligi Mistrzów
Zagrają pięć meczów w dziewięć dni. "Fizjoterapeuci będą mieli masę roboty"

Siatkarski kalendarz reprezentacyjny powinien zostać zmieniony?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×