Ogromne opady w południowej Polsce w ostatnich dniach przynoszą straszne żniwo. Wody zalewają ulice wielu miast, niszczą drogi, mosty, domy oraz infrastrukturę. Wiele osób musiało opuścić swoje domy, by ratować życie.
Jednym z najbardziej tragicznie doświadczonych miast jest Nysa. Miejscowość zamieszkiwana przez nieco ponad 50 tysięcy ludzi znajduje się w fatalnej sytuacji, która tylko się pogarsza. Woda jest już w zabytkowej części miasta, blisko rynku.
- Już w tej chwili duża część Nysy po prostu pływa. Nie ma prądu w ponad 60 procentach gospodarstw domowych. Niestety, tama w Stroniu Śląskim pękła i zrzut wody będzie ogromny. 1000 metrów sześciennych na sekundę (milion litrów wody - przyp. red.). Będzie ogromna walka z żywiołem - opowiada nam Robert Prygiel, prezes siatkarskiego klubu PSG Stal Nysa.
Członkowie klubu także muszą się mierzyć z niszczycielskimi skutkami żywiołu. Przez długi czas nie było ich z rodzinami. Wyjechali bowiem w sobotę na mecz do Rzeszowa. Zespół apelował o przełożenie spotkania do Asseco Resovii oraz PlusLigi, ale odpowiednie decyzje zapadły dopiero w niedzielę nad ranem.
- Dom jednego z członków sztabu, a także dom jednego z siatkarzy zostały zalane. Zawodnicy na szczęście zdołali w niedzielę po południu wrócić do Nysy z wyjazdu do Rzeszowa - tłumaczy były reprezentant Polski w siatkówce.
Siatkarze oraz klub nie pozostają bierni. Będą wspierać miejscowe służby i chcą uratować miasto przed całkowitym zalaniem.
- Jest bardzo dużo worków z piaskiem i będziemy chcieli fizycznie wspierać WOT, wolontariuszy i służby. Włączamy się pełną parą i będziemy pomagać. Trener zespołu Daniel Pliński pozostaje w kontakcie ze służbami. Czekamy na instrukcje - kończy Robert Prygiel.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty