Od listopada 2024 roku Serbowie protestują niemal bez przerwy. Wszystko zaczęło się od katastrofy na dworcu w drugim największym mieście kraju - Nowym Sadzie. 1 listopada 2024 roku zawaliła się część zadaszenia niedawno wyremontowanego dworca, co pozbawiło życia 16 osób.
To dlatego Serbowie protestują. Grbić zajął stanowisko
Studenci zaczęli organizować protesty i wyszli na ulice. Na wielu uniwersytetach nie odbywają się zajęcia, bo młodzi ludzie walczą o przyszłość swojego kraju. Od samego początku domagają się ukarania winnych zaniedbań i ujawnienia wszystkich dokumentów dotyczących remontu dworca.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: spędziła urodziny na Malediwach. Co za widoki
Jednym z postulatów jest także uwolnienie zatrzymanych z powodu protestów. Manifestanci domagają się także większych nakładów na edukację i niezależności uniwersytetów. Od ponad dekady w Serbii władzę sprawuje autorytarny prezydent Aleksandar Vucić. W czasie jego rządów zlikwidowano niemal wszystkie niezależne media w kraju, a instytucje państwowe są obsadzane ludźmi prezydenta.
Przynależność do partii jest niemalże warunkiem koniecznym, by pracować w sektorze publicznym. Do partii należy około 750 tysięcy ludzi. To ponad 10 proc. populacji kraju, wliczając w to dzieci. Do tego pojawiają się zarzuty o to, że wybory nie są uczciwe.
Protesty trwają nieprzerwanie od ponad pół roku. W piątek 27 czerwca zatrzymano kilka osób pod zarzutem przygotowania rzekomego zamachu stanu. Z kolei dzień później odbyły się manifestacje, a tylko w Belgradzie zgromadziło się 140 tysięcy osób, żądając nowych, uczciwych wyborów. Po raz pierwszy od początku protestów doszło do starć z policją. Skończyły się one aresztowaniem kilkudziesięciu osób.
- To, co się dzieje w Serbii, to są pokojowe protesty organizacji studenckich i ludzi, którzy się do nich przyłączyli. Absolutnie ich popieram, bo biją się o odpowiednie wartości. Wiele rzeczy w kraju nie działa, jak powinno. Potrzebne są zmiany - mówi nam selekcjoner reprezentacji Polski siatkarzy Nikola Grbić.
Tak władza się mści za poparcie protestów
Prezydent Serbii Aleksandar Vucić oskarża organizatorów protestów społecznych o podżeganie do przemocy i nazywanie ich terrorystami. Bez dowodów oskarża manifestujących o działanie na rzecz zagranicznych agentur.
Dostało się chociażby Novakowi Djokoviciowi. Ikona serbskiego sportu otwarcie poparła protesty i znalazła się na kursie kolizyjnym z władzą. Prezydent go ignoruje od kilku miesięcy, a na ambasadora wystawy światowej EXPO Belgrad 2027 wybrał Usaina Bolta, co wywołało wściekłość w Serbii.
- To dla mnie trochę dziwne - przyznaje Grbić. - Mamy Novaka Djokovicia, Nikolę Jokicia, którzy są znani na całym świecie. To oni, jako Serbowie, powinni być ambasadorami naszego kraju. Nie mam na to dowodów, ale myślę, że zadecydowały kwestie polityczne. Ci ludzie są po stronie studentów i być może władze nie chciały, by promowali EXPO. A może sami też nie chcieli legitymizować tej władzy - opowiada Grbić.
Tłumaczy również, że takie zaangażowanie studentów nie jest w historii Serbii niczym nowym. - Nie jest to pierwszy, nie ostatni raz w historii Serbii, kiedy studenci walczą o zmiany - objaśnia Grbić. - Tak było za czasów Tity w Jugosławii, a później Milosevicia - dodaje.
Jednocześnie wspomina o tym, że nie wszyscy członkowie serbskiego społeczeństwa są tak pozytywnie nastawieni do manifestacji.
- Społeczeństwo jest podzielone. Są ludzie, którzy chcą, żeby wszystko zostało tak, jak było wcześniej. Istnieją jednak też tacy, którzy pragną, żeby rzeczy zmieniły się na lepsze. Jestem wśród nich. Za długo się milczało u nas, za długo pozwalaliśmy na pewne rzeczy. Lepiej jednak późno niż wcale. Mam nadzieję, że te protesty doprowadzą do pozytywnych zmian jak najszybciej. Jestem w tej kwestii optymistą - podsumowuje Nikola Grbić.
2 i 3 lipca odbyły się kolejne protesty. Policja zatrzymała co najmniej 79 osób.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty