Magdalena Godos: Trener mnie zaskoczył

Zespół Pronar Zeto Astwa AZS Białystok zmierzył się z Urałoczką Jekaterynburg. Jednym z najważniejszych wydarzeń tego spotkania było pojawienie się na parkiecie pierwszej rozgrywającej białostockiej drużyny - Magdaleny Godos. Siatkarka wraca do gry po kontuzji ścięgna Achillesa.

Anna Jawor
Anna Jawor

Magdalena Godos była jedną z wiodących postaci AZS-u Białystok w ubiegłym sezonie ligowym i kibice nie mogli się już doczekać, kiedy zobaczą ją znowu na boisku. We wtorek rozgrywająca zagrała w meczu z Urałoczką Jekaterynburg. Zawodniczka w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl podzieliła się swoimi wrażeniami ze spotkania.- Trener mnie zaskoczył tym, że dziś wyszłam na parkiet. Na razie nie jestem w stanie na 100 procent pomóc zespołowi. Muszę wzmocnić nogi. To pozwoli mi zacząć skakać, czuć się pewniej na boisku i przełamywać barierę strachu przed kolejną kontuzją. Mam nadzieję, że w miarę upływu czasu będzie coraz lepiej. Teraz mamy bardzo duże obciążenia na siłowni, widać, że jesteśmy wolne. Brakuje nam zgrania, nie ma jeszcze ustalonego podstawowego składu. Z nowymi zawodniczkami dopiero się poznaję - powiedziała.

Akademiczki przegrały z rosyjskim klubem 4:1, ale w niektórych fragmentach ich gra mogła się podobać. - Były fajne momenty w dzisiejszym spotkaniu. Im dłużej byłyśmy na parkiecie, tym stres był mniejszy i zaczynałyśmy grać na luzie - stwierdziła Godos. Jej zdaniem wtorkowa porażka była wynikiem m.in. braku zgrania siatkarek. - W naszym zespole było dużo rotacji w składzie, niektórym dziewczynom ciężko jest wejść w mecz z kwadratu dla rezerwowych. W pierwszym secie grała praktycznie cały czas nowa "szóstka". Dziewczyny mają już trochę grania za sobą, wystąpiły m.in w turnieju w Legionowie, a ja dziś rozegrałam dopiero pierwszy mecz. Jest bardzo dużo nowych siatkarek w zespole i minie jeszcze trochę czasu zanim to wszystko się poukłada - dodała.

Ozdobą meczu z Urałoczką była ostatnia akcja spotkania. Punkt, który kończył tie-breaka, nogą zdobyła Magdalena Godos. - W zespołach, w których występowałam, zawsze były zajęcia z piłki nożnej. W AZS-ie też czasami w nią gramy. Ale ta sytuacja, to był czysty przypadek. Wiadomo, że ciężko mi jest poruszać się nisko na nogach z powodu przykurczy, które mam w łydkach i ścięgnach. To był odruch bezwarunkowy - wyjaśniła z uśmiechem bohaterka tego niecodziennego w siatkówce zdarzenia.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×