Dąbrowianki wtorkową wygraną nad Dynamem Krasnodar w ramach europejskich rozgrywek rozpoczęły kolejny już w tym sezonie maraton, który zakończy się dopiero 26 marca. Mimo że wyjściowa szóstka na pojedynek z rosyjską ekipą trochę zdziwiła (Małgorzatę Lis zastąpiła Aleksandra Liniarska, Joannę Staniuchę-Szczurek Elżbieta Skowrońska, natomiast Izabelę Żebrowską Agata Karczmarzewska-Pura), to była to decyzja poparta właśnie napiętym terminarzem.
- Mamy w zanadrzu mecz z Centrostalem w piątek, więc musimy te siły rozłożyć. Nie możemy grać jedną szóstką spotkań ligowych, Pucharu CEV i za kilka dni zaczyna nam się Puchar Polski. Do tego należy dodać nocną podróż do Wiednia, potem do Krasnodaru i taki sam powrót, w środę ze Stalą i praktycznie od razu podróż do Sopotu, to jest końska dawka, której myślę, że byśmy nie wytrzymali. W związku z tym musimy jakoś rozłożyć siły. Już kilka meczów wstecz powiedziałem, że niezależnie od tego kto wychodzi na boisko jest przydatny i skuteczny, więc czasami nawet się zastanawiamy kto ma zagrać w danym meczu - wyjaśnił Waldemar Kawka, szkoleniowiec MKS-u.
Praktycznie od początku sezonu zagłębiowska drużyna borykała się z kontuzjami, co sprawiało, że pole manewru w zmianach było dla duetu trenerskiego znacznie ograniczone. Gdy do składu powróciła ostatnia kontuzjowana siatkarka, w Dąbrowie Górniczej nikt nie ukrywał radości, która jednak nie trwa do dnia dzisiejszego. - W pewnym sensie jest to sytuacja komfortowa, ale czasami wychodzi z tego jakaś niesprawiedliwość, bo są cztery zawodniczki, z których każda mogłaby grać, a nie może - zaskakująco podkreślił Kawka.
Mimo takich słów trenera kapitan MKS-u rozwiała wszelkie wątpliwości, argumentując, że dla jej i jej koleżanek jest to wymarzona sytuacja. - Dla każdej z nas chwila wytchnienia jest bardzo dobra. Nie ukrywam, że odczuwamy już skutki całego sezonu i naprawdę bardzo fajnie, że mamy taki wyrównany skład, bo trener ma duże pole manewru i każda może odpocząć. Wszystkie jesteśmy w dobrej formie, ktokolwiek nie wszedłby na boisko, nasza gra się nie pogorszy - powiedziała Joanna Staniucha-Szczurek.
Wyrównany skład bez kontuzji, dobre wyniki, krok po kroku realizowanie przedsezonowych założeń - to właśnie obecna sytuacja MKS-u. - Jest dobra rywalizacja, dobra chemia - wyznał Kawka. - Nikt nie wróży nikomu źle z boku - potwierdziła dąbrowska kapitan.
Radość z pokonania Dynama przyćmił nie tylko szybki powrót do ligowej rzeczywistości, ale przede wszystkim incydent po ostatnim gwizdku sędziego. Gospodynie wtorkowego meczu cieszyły się z wygranej, a gdy chciały podziękować swoim rywalkom za walkę te nie przyszły do siatki. Zrobiły to dopiero po interwencji pierwszego sędziego, a jako pierwsza podbiegła Ana Paula Ferreira. - Rozmawiałem z drugim trenerem (Igorem Kurnosowem - przyp. red.), który powiedział, że ich podopieczne czekały na nasze dziewczyny, które za długo się cieszyły i dlatego oni nie będą czekać. Zapytałem go czy gdyby one cieszyły się po zwycięskim meczu, czy miałby do nas pretensje. Natomiast to się rozmyło i powiedzieliśmy sobie, że wszystko jest dobrze. Chociaż można zrozumieć rosyjską drużynę, jako wielkiemu faworytowi trudno przegrywa się w takim stylu. Zwłaszcza, że w lidze rosyjskiej ten zespół jest na trzecim miejscu w tabeli i wygrywa z mocnymi ekipami, więc myślę, że mają prawo sami czuć się mocnymi zawodniczkami. Chyba tak naprawdę nie przewidywały, że mogą tu dostać takie lanie - podkreślił Waldemar Kawka.
Po raz kolejny powrócił również temat transmitowania europejskich rozgrywek przez Polsat Sport. - Myślę, że dla wielu osób byłoby korzyścią gdyby mogli zobaczyć ten mecz w telewizji, zwłaszcza dla naszego sponsora - nie bez smutku powiedział dąbrowski trener. Jednak najbardziej zdziwiony faktem braku transmisji był prezes klubu. - Polsat pokazuje mecze niepolskich drużyn w pucharach, a nas nie pokazuje. Bardzo dziwne - powiedział Robert Karlik.
Jego wątpliwości rozwiał zagłębiowski szkoleniowiec. - To znaczy my rozmawialiśmy na ten temat. Polsat wykupiłby prawo do transmitowania, ale Rosjanie nie gwarantowali im, że sprzedadzą im sygnał z Krasnodaru i stwierdzili, że nie bardzo im się to kalkuluje - wyjaśnił Waldemar Kawka.