Magdalena Gajek: Challenge to niemowlę, ale wyrośnie chłop jak dąb

Wiele kontrowersji wzbudzają w tym sezonie wprowadzone przez Polaków wideoweryfikacje siatkarskich akcji. Czy mimo protestów i problemów system challenge ma rację bytu?

Magdalena Gajek
Magdalena Gajek

- Challenge jest świetnym pomysłem, ale wymaga dopracowania. Trochę straciłem do niego zaufanie, bo działa zbyt wolno i wywołuje za dużo wątpliwości - komentował dla "Przeglądu Sportowego" Michał Łasko, atakujący Jastrzębskiego Węgla. - Jestem zwolennikiem challengu, ale nie w takiej formie jak w tym meczu. Za dużo przerw i kontrowersji, a spotkanie się wydłuża, co wybija zawodników z rytmu - dodał z kolei po jednym z półfinałowych pojedynków Andrzej Kowal, szkoleniowiec ekipy z Rzeszowa. - To oczywiście psuje widowisko, ale przecież wszyscy jesteśmy tylko ludźmi - mówił w wywiadzie z portalem SportoweFakty.pl Kazimierz Pietrzyk, prezes ZAKSY.

Challenge po raz pierwszy w sezonie 2011/2012 towarzyszy zawodnikom przez cały okres trwania PlusLigi. Mimo to sędziowskich skandali mieliśmy sporo.Pamiętajmy jednak, że wideoweryfikacje, jak wszystko w życiu, na początku swojej kariery nie mogą być idealne, a moim zdaniem kontynuowanie tego pomysłu w kolejnych sezonach jest jak najbardziej uzasadnione.

Współczesna siatkówka stała się tak szybka, że ludzkie oko i ucho już po prostu nie może wychwycić, że piłka musnęła paznokieć wskazującego palca blokującego zawodnika. Kamera jest precyzyjna i w moim odczuciu jednak częściej wątpliwości usuwa niż wywołuje. Jak powiedział prezes Pietrzyk, sędziowie też ludzie, więc mogą się mylić. Oczywiście niektóre błędy są niewybaczalne - jak na przykład te podczas tegorocznych europejskich pucharów: finałowego meczu Final Four pomiędzy Skrą Bełchatów a Zenitem Kazań lub decydującego pojedynku o Puchar Challenge w Częstochowie. Przykrość niezmierna musi ogarniać zawodników, gdy nawet wszyscy telewidzowie wiedzą, że było po bloku, a sędzia gwiżdże aut.

Wierzę jednak, że z czasem również sędziowie nauczą się obsługi wideoweryfikacji, a zawodnicy zaczną trzymać nerwy na wodzy, bo w ostatnim czasie mam wrażenie, że zmieniły się zasady gry i z arbitrem może rozmawiać cała drużyna, nie tylko kapitan!? Człowiek lepiej się czuje, gdy wie, że ma jakąś władzę. A możliwość sprawdzenia pewnych akcji w meczu na pewno takie poczucie siatkarzom daje. Sędzia przestaje być absolutnym bogiem, a zawodnicy stają się małymi bożkami, które mają swoje prawa. Były kuriozalne sytuacje, gdy sędziowie gwizdali przekroczenie linii trzeciego metra, a na powtórce okazywało się, że jednak przekroczenia linii nie było, ale za to piłka musnęła antenkę - i co z tego skoro sprawdzaliśmy co innego? Z jednej strony weryfikowanie tylko wybranego elementu nie daje pełnego obrazu sprawy, ale z drugiej ile czasu trwałoby przyglądanie się, czy była linia, czy było pole i jeszcze czy był blok. System powtórek absolutnie nie zwalnia sędziów z uważnego obserwowania meczu i rzetelnego wykonywania swojej pracy!

Jeśli wideoweryfikacje mają być europejskim standardem, to czeka nas sporo pracy, bo jako ojcowie pomysłu powinniśmy świecić przykładem. Nikt jednak nie powiedział, że ta harówka się nie opłaci. Trzymam więc kciuki za sędziów, żeby pogodzili się z tym, że stracili władzę absolutną, zawodników, aby jednak nie byli zbyt pewni siebie, no i oczywiście za kibiców, żeby nie musieli płakać przed telewizorami, gdy było jednak pole...

Magdalena Gajek

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×