Liga Światowa to wredna bestia - rozmowa z Mauro Berruto, trenerem reprezentacji Włoch

Ola Piskorska
Ola Piskorska

A jak wygląda sytuacja z Juantoreną w reprezentacji Włoch?

- Będąc obywatelem włoskim oczywiście może grać w naszej reprezentacji, zgodnie z prawem. Ale każdy przypadek grania w drużynie narodowej jest jak ślub - musi być obustronna wola i obie strony muszą spełnić wobec siebie pewne warunki i wymagania. Chciałbym też dodać w tym miejscu, że generalny kierunek zmian w siatkówce na świecie to właśnie naturalizowanie obcokrajowców albo powoływanie zawodników, którzy sami lub ich rodzice pochodzą z innych krajów. I szczerze mówiąc, mi się to podoba, to jest zgodne z globalizacją i zacieraniem się granic między państwami. W moim zespole mam kilku graczy, których rodzice nie byli Włochami i to jest jedna z najmocniejszych stron tej drużyny - mieszanka nieco odmiennych mentalności i charakterów. Z założenia nie mam więc nic przeciwko naturalizowanym graczom, a nawet to popieram, ale warunki grania w reprezentacji są takie same dla każdego, czy to jest Juantorena czy młodziutki Federizzi. Na razie te warunki nie zostały spełnione.

Ale nie mówi pan "nie"?

- Na pewno nie mówię z góry "nie". Ale, tak jak mówiłem, na razie tego ślubu nie będzie.

Wracając do tematu planów kadry, macie przed sobą trzy imprezy: Ligę Światową, mistrzostwa Europy i ewentualnie, jeżeli nie wejdziecie do finału ME, styczniowe kwalifikacje do mistrzostw świata. Co jest najważniejsze?

- W tej chwili celem najważniejszym jest awans z grupy do Final Six w Argentynie i zagranie tam z czołówką światową. To jest dokładnie to, czego moja nowa drużyna potrzebuje najbardziej - wyczerpujących, trudnych, granych pod presją meczów z bardzo dobrymi zespołami przy dużej widowni. Dwa lata temu, kiedy bardzo odmieniłem włoską reprezentację, samo uczestnictwo w finałach Ligi Światowej, choć bez sukcesu, zaprocentowało srebrnym medalem na mistrzostwach Europy i podobnie na to patrzę w tym roku. Chciałbym tym razem również dotrzeć do finału mistrzostw kontynentu i mieć z głowy problem kwalifikacji do mistrzostw świata.

A jak pan ocenia nowy system rozgrywek Ligi Światowej?

- Generalnie pomysł był świetny, ale jestem bardzo rozczarowany tym, że zmieniono zasady i będzie tylko sześć zespołów w finale. Mamy taki sezon, że są tylko dwie imprezy i ta druga, czyli mistrzostwa kontynentu, jest tak późno, jak nie była nigdy wcześniej. Po prostu idealna okazja, żeby – tak jak planowano – zrobić w lipcu ogromny finał z udziałem drużyn z samej światowej czołówki grających na najwyższym poziomie. A bardzo udana rewolucja z podziałem na dwie mocne grupy z sześcioma zespołami i jedną słabszą traci sens, kiedy z tych mocnych awansują tylko po dwie drużyny, a jedna ze słabej.

W ten sposób dwa zespoły w Argentynie będą miały prawie pewny półfinał.

- Dokładnie! W finale z ośmioma drużynami jedna słabsza nie robi takiej różnicy.

A jak ocenia pana swoją grupę B? Kto będzie najtrudniejszym przeciwnikiem?

- Oczywiście Rosja. Mistrzowie olimpijscy zawsze są faworytami (śmiech). Serbia już od jakiegoś czasu ogrywa swoich młodych zawodników, czy to na Pucharze Świata, czy w Londynie, więc to powinno zaprocentować w tym sezonie, mogą być groźni. Kuba to zupełna niewiadoma. Ale spodziewam się, że grupę wygra Rosja, a my wyjdziemy z drugiego miejsca, mam nadzieję.

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

A kto awansuje z grupy A, pana zdaniem?

- To bardzo interesująca grupa, spodziewam się walki pomiędzy Brazylią, Polską i USA o te dwa miejsca i żałuję bardzo, że nie mogą wyjść wszystkie trzy, chętnie bym z nimi zagrał w Argentynie, jeżeli my awansujemy (śmiech).

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×