Marcin Olczyk: Psycholog potrzebny od zaraz?

Polki w kiepskim stylu przegrały awans na mistrzostwa świata siatkarek, które w tym roku odbędą się we Włoszech. Wynik meczu z Belgią musi skłaniać do refleksji.

Marcin Olczyk
Marcin Olczyk
Od razu przyznać muszę bez bicia, że zwycięstwa Polek w łódzkim turnieju kwalifikacyjnym do mundialu byłem pewien. Wyłączając grono podobnych mi "wiecznych" optymistów wielu obserwatorów i kibiców spodziewało się trudnej walki, ale mało kto zakładał chyba, że polski gwiazdozbiór - jak o biało-czerwonych wypowiadała się chociażby Freya Aelbrecht - przegra decydujący o awansie mecz z kretesem, nie będąc w stanie postraszyć młodszych i dużo mniej doświadczonych rywalek żadnym elementem gry.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Diagnoz porażki powstało już wiele. Głównym winowajcą oczywiście jest trener. Co do tego nie może być wątpliwości, skoro to on dobierał zawodniczki do drużyny i odpowiadał za ich przygotowanie oraz prowadzenie podczas turnieju. Jego poprzednicy o takim komforcie wyboru mogli tylko marzyć, ponieważ teraz chęć gry wykazała niemal każda z czynnych wciąż sportowo byłych i obecnych reprezentantek.

Symbolem hasła "wszystkie ręce na pokład" był powrót Małgorzaty Glinki-Mogentale, która karierę reprezentacyjną zakończyła w 2010 roku. Obok niej grać miała Katarzyna Skowrońska-Dolata, która potrzebowała tylko kilka sezonów, by z solidnej środkowej stać się jedną z najlepszych skrzydłowych na świecie. Duet ten miał być siłą polskiego zespołu, a okazał jednym z jego słabszych punktów. Piotr Makowski nie potrafił znaleźć złotego środka na ustawienie meczowe. Skowrońska, która od pół roku występuje jako przyjmująca w jednym z najsilniejszych klubów Europy, została przez selekcjonera przerzucona na drugą stronę boiska. Efektem tej rotacji była mizerna skuteczność "Skowronka" i brak głównej ofensywnej broni zespołu - silnej i skutecznej atakującej. Prawdziwej szansy nie dostała Izabela Kowalińska, która 3 dni później w rozgrywanym w Atlas Arenie (czyli miejscu porażki z Belgią) meczu ligowym przeciwko Beef Master Budowlanym Łódź - choć oczywiście poziomu rywali porównywać nie wypada - raziła przeciwniczki mocnymi i celnymi zbiciami. Nie dowiemy się jednak jak poradziłaby sobie w starciu przeciwko Belgii, mając za sobą dwa "treningowe" spotkania: ze Szwajcarią i Hiszpanią.
Katarzyna Skowrońska-Dolata nie uratowała reprezentacji przed blamażem Katarzyna Skowrońska-Dolata nie uratowała reprezentacji przed blamażem
W meczu Żółtymi Tygrysami Makowski nie popisał się również jako motywator. Już po kilku pierwszych nieudanych atakach nasze zawodniczki przejawiały pierwsze objawy słabości, ale wtedy towarzyszyła im jeszcze sportowa złość. Szkoleniowiec powinien ją wykorzystać i pokierować zespołem tak, by cała agresja skierowana została przeciwko rywalkom, a nie błądziła bez celu po naszej połowie boiska... Według mnie to właśnie psychika okazała się największą, choć oczywiście niejedyną, bolączką polskiego zespołu. - Polki na pewno odczuwały presję. Nie jest łatwo grać przy pełnej hali. Biało-czerwone musiały to wygrać. Specjalnie na te kwalifikacje wróciło sporo zawodniczek, które ostatnio w kadrze nie grały. W pierwszym secie, którego Polska przegrała dość gładko, było widać, że nasze rywalki nie czują się zbyt pewnie. Nam na pewno łatwiej było grać tutaj niż im - w tych prostych słowach belgijska rozgrywająca Frauke Dirickx podsumowuje niedzielny dramat w trzech aktach w wykonaniu naszej reprezentacji. O ile o wyższości indywidualnych umiejętności Polek nad ich niedzielnymi rywalkami można dyskutować, o tyle drużynowo biało-czerwone okazały się po prostu słabe. Brak zgrania przy ogromnym doświadczeniu jest tylko jedną z przyczyn. Drugą - obawiam się, że znacznie ważniejszą - jest słaba psychika, co zwłaszcza w sportach zespołowych wydaje się być naszą narodową bolączką. W końcu przyrównanie pozycji Glinki czy Skowrońskiej do statusu Roberta Lewandowskiego na arenie międzynarodowej nie będzie nadużyciem, a ich wpływ na wyniki drużyny narodowej wydaje się być podobnie znikomy. Do znudzenia przypominać można interakcje Andrzeja Niemczyka z prowadzoną przez niego kadrą. Pewnie jego słodką tajemnicą pozostanie jak udało mu się zaprzyjaźnić z dziewczynami, na które potrafił drzeć się bez opamiętania. One z kolei, zamiast się obrażać, robiły wszystko, by zrealizować zalecenia trenera, a tym samym stawać się lepszymi zawodniczkami i mocniejszym zespołem. W Łodzi tej tak potrzebnej chemii na linii trener - zawodniczki nie było. Kadrowiczki zdane były same na siebie, a skoro sforsować zasieków rywala nie potrafią liderki, to kto da radę?
Czy wierzysz w odrodzenie reprezentacji Polki pod wodzą Piotra Makowskiego?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×