Tomasz Wasilkowski o Lidze Światowej: Mieć cel i patrzeć wciąż do przodu

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Mówiąc o Brazylii, trudno nie wspomnieć o jej spotkaniu z Iranem (porażka 1:3), za sprawą którego z półfinałem Final Six pożegnała się kadra Rosji. Nasz rozmówca stwierdził jasno: na ten temat mówi się zdecydowanie zbyt wiele. - Nie wiem, czy jest to polska mentalność czy trend ogólnoświatowy... Po co w ogóle takimi rzeczami się zajmujemy? Brazylia przegrała z Iranem, było, minęło. Z ich punktu widzenia najważniejszy jest awans, natomiast my ciągle rozpamiętujemy "Dlaczego wtedy przegrała?"... A jakie to ma znaczenie? Oczywiście, z punktu widzenia Rosji ma, natomiast Brazylijczycy zdążyli zapomnieć o tym meczu i według mnie tak należy podchodzić do realizowania celu: patrzeć do przodu, a nie ciągle myśleć o tym, co było. Ciągłe pytania: dlaczego przegrała teraz? A dlaczego przegrała w mistrzostwach świata w 2010 roku, kiedy nominalny atakujący Theo zagrał na rozegraniu? A jakie to ma znaczenie teraz, kto o tym pamięta?! Nikt. A kto będzie pamiętał, kto został wtedy mistrzem świata? Prawie wszyscy. To jest chyba ta różnica: najlepsze zespoły dążą do celu, osiągają go i wyznaczają następny, a my w Polsce lubimy siedzieć w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych, dlatego one wygrywają regularnie, a my mamy z tym problem. Jeżeli Brazylia w ciągu ostatnich 13 lat była w niemal wszystkich finałach najważniejszych turniejów, to coś to znaczy i wypada zastanowić się, dlaczego tak jest - uciął wszelkie dyskusje były trener Ślepska Suwałki.

- Podoba mi się podejście Amerykanów na czasach, gdzie jest kilku trenerów, z których każdy ma swoją "działkę" i swoich zawodników na określonych pozycjach, którymi się zajmuje. Analizowałem szczegółowo rozegranie pod względem techniki i taktyki, przede wszystkim Marouflakraniego z Iranu jako "nowego człowieka" w takim turnieju, a także zawodników w przyjęciu, szczególnie Murilo, grającego po kontuzji barku, a na którym właściwie opierało się całe przyjęcie Brazylii. Mogłem przekonać się, że pewne teorie dotyczące gry rozgrywających nie mają zupełnie pokrycia w rzeczywistości. Doszedłem do ciekawych wniosków, które mam nadzieję wykorzystać w swojej pracy - odparł Tomasz Wasilkowski o najciekawsze obserwacje poczynione trenerskim okiem podczas finałów "Światówki".

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Czy rozstrzygnięcia tegorocznej Ligi Światowej przełożą się w jakiś sposób na siatkarski mundial, rozpoczynający się już za ponad miesiąc? - Może tak być, ale nie musi. Pamiętam, jak nasza kadra wygrywała Ligę Światową w 2012 roku, potem przegraliśmy w ćwierćfinale igrzysk i słyszało się narzekanie: "szczyt formy przyszedł za wcześnie". Ale wspominani Amerykanie potrafili w 2008 roku najpierw wygrać w Lidze, a potem triumfować w turnieju olimpijskim. Dla mnie najważniejsze jest to, co będzie działo się po wygraniu mniej lub bardziej ważnego turnieju, w jaki sposób drużyna dotrwa do kolejnej wielkiej imprezy. Uważam, że nie ma "szczytów formy"; jeżeli wchodzi się na pewien poziom, to po co z niego schodzić? Trzeba takowy utrzymać i ewentualnie modyfikować to, co potrzeba. We współczesnym sporcie, gdzie gra się w rytmie liga-reprezentacja-liga i praktycznie nie ma czasu na odpoczynek, budowanie formy może często kończyć się pomyłką. Jestem ciekaw, jak czołowe reprezentacje Ligi Światowej dotrwają do września. To nurtujące i intrygujące pytanie - uznał były szkoleniowiec sopockiego Atomu.

Liga Światowa: W klasyfikacji medalowej bez większych zmian

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×