Ekipa Żółtych Tygrysów po ograniu w półfinale reprezentacji Polski w decydującym spotkaniu zmierzyła się z Holandią. Mecz o awans do elity World Grand Prix obfitował w wiele zwrotów akcji. Ostatecznie górą były jednak brązowe medalistki mistrzostw Europy, choć wynik finałowej rywalizacji mógł być zupełnie inny. - Obie drużyny znają się doskonale i wiedzą co zrobić, żeby uniemożliwić lub przynajmniej utrudnić rywalowi zdobycie punktu, dlatego mecz był bardzo ciężki i wyrównany, a akcje tak długie - podsumował sobotnie spotkanie Gert Vande Broek. [ad=rectangle]
Oba zespoły w finałowym starciu przeżyły olbrzymią huśtawkę nastrojów. Pierwszą partię wygrały Holenderki, ale dwie kolejne odsłony nie poszły już po ich myśli. Potrafiły jednak wrócić do gry i doprowadzić do tie-breaka, w którym miały nawet trzy punkty przewagi. Ostatecznie z parkietu zeszły jednak pokonane.
- To spotkanie w dużej mierze rozgrywało się w sferze mentalnej. To był taki psychologiczny mecz, a obie drużyny cały czas znajdowały się na emocjonalnym roller coasterze, zmagając się na zmianę z odczuciami negatywnymi i pozytywnymi. Cały czas trzeba było być w pełni zmotywowanym i w tym zakresie nasz zespół wypadł chyba ciut lepiej, a o to właśnie chodzi w siatkówce - próbował wyjaśnić przyczyny sukcesu jego zespołu w rozmowie z serwisem SporotweFakty.pl belgijski szkoleniowiec.
Żółty Tygrysy nie miały ostatnio dobrej passy w spotkaniach z ekipą Oranje. W opinii ich opiekuna mogło to być nawet czynnikiem, który pomógł pokonać lokalnego rywala w meczu o awans do finał six World Grand Prix. - Z odpowiednim nastawieniem dziewczyn przed starciem z Holandią nie było problemu. Grając finał lepiej mieć na koncie porażki niż zwycięstwa z najbliższym rywalem. Zespół nie ma wtedy zupełnie nic do stracenia - przyznał Vande Broek.
Z Koszalina dla SportoweFakty.pl,
Marcin Olczyk