Nie chciałem robić niczego wbrew sobie - rozmowa z Andreą Anastasim, trenerem Lotosu Trefla Gdańsk

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Andrea Anastasi, szkoleniowiec Lotosu Trefla Gdańsk, opowiedział między innymi o pracy z gdańskim zespołem, rozgrywkach PlusLigi i swojej trenerskiej karierze.

W tym artykule dowiesz się o:

Natalia Bugiel: Po ośmiu kolejkach macie na swoim koncie komplet zwycięstw i tylko jeden stracony punkt. Jest pan dumny ze swojego zespołu?

Andrea Anastasi: Absolutnie! Po ośmiu wygranych jestem pewny, że tworzymy prawdziwą drużynę, której przyświeca jeden cel - zwycięstwo. W meczu z bielszczanami mieliśmy kryzysowy moment. W pierwszym secie nasi przeciwnicy zagrali wspaniale, ale potrafiliśmy powrócić do gry w kolejnych odsłonach. Jestem zadowolony, realizowaliśmy bowiem nasze założenia taktyczne, trzymaliśmy się wypracowanych schematów. Mówiąc szczerze, kontrolowaliśmy to spotkanie.  [ad=rectangle] Kluczem do zwycięstwa była gra blokiem?

- Oczywiście. Dwadzieścia jeden bloków w trakcie czterech setów, to naprawdę znakomity wynik. Nie zagraliśmy oszałamiająco w ataku, dlatego musieliśmy nadrabiać w innych elementach. Jedynie ze statystyk Mateusza (Miki - przyp. red.) jestem zadowolony, bo zagrał na swoim dobrym poziomie. Różnicę zrobili również środkowi, którzy brylowali w bloku i byli silnym punktem naszego zespołu.

Jak w tak krótkim czasie z czternastu zawodników udało się stworzyć drużynę, która jest w stanie wygrywać mecz za meczem?

- Przed startem rozgrywek sam byłem ciekawy, co z tego wyjdzie. W trakcie okresu przygotowawczego trenowaliśmy bardzo ciężko, rozegraliśmy mnóstwo sparingów. Wiedziałem, że rodzi się coś fajnego i będziemy w stanie powalczyć o dobre wyniki. Tuż przed pierwszym meczem dołączyli do zespołu Mateusz (Mika - przyp. red.) oraz Seba (Schwarz - przyp.red.), dlatego na początku realizowali oni nieco inne założenia. Teraz wszyscy jesteśmy skupieni na prezentowaniu dobrej siatkówki, bo to przecież jest najważniejsze.

Mateusz Mika może być liderem zespołu?

- Myślę, że on już jest liderem. Nie mam żadnych wątpliwości. Pamiętam Mateusza jako dwudziestolatka i uważam, że poczynił ogromne postępy. Zagrał fantastyczny sezon we Francji, następnie błyszczał podczas mistrzostw świata w Polsce. Mateusz stał się bardzo pewnym siebie zawodnikiem, a to ogromny atut. Jestem bardzo zadowolony, że udało nam się pozyskać takiego siatkarza, który gra z głową i potrafi realizować założenia taktyczne.

Po kilku latach spędzonych z kadrami narodowymi, zdecydował się pan na pracę w klubie. Skąd taka zmiana?

- Nie mam pojęcia (śmiech). Mówiąc szczerze, miałem mnóstwo innych propozycji przed rozpoczęciem sezonu, w tym od kilku reprezentacji. Nie byłem jednak zainteresowany. Chciałem uniknąć występu na mistrzostwach świata w Polsce, bo jako były szkoleniowiec tego kraju nie czułbym się dobrze. Nie chciałem robić niczego wbrew sobie, nie było to potrzebne w mojej karierze. Dostałem bardzo ciekawą propozycję z Lotosu Trefla Gdańsk i bez wahania ją przyjąłem. Miałem stworzyć drużynę, która powalczy w tym sezonie PlusLigi. Jestem bardzo zadowolony z pracy w Gdańsku, współpracy z włodarzami klubu oraz moimi zawodnikami. Wierzę, że to był bardzo dobry wybór. Gdańsk jest dobrym miejscem, aby rozpocząć nowy etap w swojej trenerskiej karierze?

- Oczywiście, że tak. Pomimo dwóch lat pracy z reprezentacją Polski, nie miałem pojęcia, co tak naprawdę czeka mnie w tym kraju. Czuję się jednak bardzo komfortowo, mam znakomite warunki do pracy. Wokół mnie są wspaniali ludzie, więc jestem szczęśliwy i mam czas dla siebie.

Praca w klubie jest spokojniejsza?

- Zdecydowanie. Dla mnie praca w klubie jest o wiele spokojniejsza. Po treningu mogę wrócić do domu, zrelaksować się, obejrzeć jakiś film. Jako szkoleniowiec kadry nie masz takich przywilejów (śmiech). Przez sześć miesięcy jesteśmy w hotelu, cały czas w takim samym składzie, razem trenujemy, jemy śniadania, obiady, kolacje i tak w kółko. Wszystko wspólnie, bez chwili tylko dla siebie. Z kolei pracując w Gdańsku wiem, że nawet po długiej podróży, jak chociażby ta z Bielska-Białej, będę miał czas na odpoczynek z rodziną w Sopocie. To wspaniałe, dlatego uwielbiam swoją pracę. PlusLiga w tym sezonie liczy czternaście zespołów, podobnie jak rosyjska Superliga. We Włoszech rywalizuje za to trzynaście ekip. Czy tak duża liczba drużyn, to według pana dobry pomysł?

- Dla mojego zespołu na pewno (śmiech). Nie wiem, czy takie samo zdanie będą miały drużyny z Bełchatowa, Jastrzębia-Zdroju, Rzeszowa czy Kędzierzyna-Koźla, które rywalizują także w europejskich pucharach. Dla nich będzie to nieprawdopodobnie wyczerpujący sezon. Oczywiście, zgodzę się, że Jastrzębski Węgiel oraz Asseco Resovia Rzeszów mają szesnastoosobowe składy, dlatego ławka rezerwowych jest ich ogromnym atutem. Mimo wszystko, to wcale nie jest ułatwienie. W PlusLidze gra się co trzy dni, do tego dochodzą podróże, a dokładając wyjazdy związane z Ligą Mistrzów czy Pucharem CEV, nie jest to zbyt komfortowe. Szczerze mówiąc, nie zazdroszczę im.

A jeśli chodzi o poziom PlusLigi, to nie uważa pan, że będzie on niższy przez zespoły plasujące się w dole tabeli?

- Myślę, że zawsze jest takie ryzyko. Władze PlusLigi, powiększając rozgrywki, na pewno liczyły się z tym, że jakość nie będzie już taka, jak wcześniej. Oczywiście, nie oznacza to, że polska liga straciła na swojej wartości. Wręcz przeciwnie. Razem z Serie A tworzą bardzo silne ośrodki dla rozwoju światowej siatkówki, tuż za potęgą Superligi.

[b]

Starcia z czołówką będą dla Lotosu Trefla Gdańsk prawdziwym sprawdzianem, który wykaże, na co stać pana zespół w tym sezonie? [/b]

- Oczywiście, to ogromny test. Jednak będę wmawiał moim zawodnikom, że mają podejść do tych pojedynków z uśmiechem na twarzy. Nie możemy zakładać, że w trzech meczach chcemy zdobyć jeden, może dwa punkty. To zupełnie bez sensu. Będę szczery, oczekiwania punktowe możemy mieć przed meczem z Cuprum Lubin. Trudno przewidzieć, co wydarzy się w sobotę ze Skrą Bełchatów, czy w kolejnych meczach z drużynami z Rzeszowa i Jastrzębia. Po tych pojedynkach chcę z podniesioną głową powiedzieć, że zaprezentowaliśmy się bardzo dobrze, realizując wszystkie założenia taktyczne.

Charakterem można pokonać każdego?

- Absolutnie. Tworząc gdański zespół miałem na uwadze właśnie ten aspekt. Podchodzimy do każdego spotkania naładowani pozytywną energią i walecznością. Podoba mi się taka postawa, bo właśnie tego oczekuję od moich zawodników. Nawet rezerwowi wnoszą wiele do zespołu, bo widać, że żyją meczem, chcą pobudzić swoich kolegów do jeszcze większej rywalizacji. Jestem z tego naprawdę zadowolony.

Po ośmiu zwycięstwach z rzędu już zostaliście okrzyknięci czarnym koniem tegorocznych rozgrywek. Czy według pana nie jest jeszcze za wcześnie na takie wnioski?

- Na ten moment jesteśmy czarnym koniem, ale pamiętajmy, że rozgrywki ligowe są bardzo długie. Jeśli chociaż na chwilę stracimy równowagę, naszą pewność siebie, wtedy możemy przegrywać z każdym zespołem. Oczywiście, chciałbym tego uniknąć i zrobię wszystko, żeby tak się nie stało.

Co w takim razie chcecie osiągnąć w tym sezonie?

- Mówiąc szczerze, aktualnie tego nie wiem. Przed sezonem moim celem był awans do fazy play-off. Teraz musimy zobaczyć, co się stanie. Oczywiście, gra w najlepszej ósemce jest jak najbardziej możliwa i wierzę, że się tam znajdziemy. A może przy dobrym rozstawieniu będziemy mieli możliwość awansowania do półfinałów i zagrania o medale? Zobaczymy.

Ma pan swojego faworyta?

- O złoto będą walczyć dwie drużyny - z Bełchatowa i Rzeszowa.

Źródło artykułu: