Michał Kaczmarczyk: To już wasz trzeci mecz z rzędu, kiedy przegrywacie 2:3 mimo prowadzenia po pierwszych trzech setach. Wspomniałaś na konferencji, że to wynika głównie z psychiki: co takiego siedzi w waszych głowach?
Małgorzata Lis: Na pewno będziemy się nad tym zastanawiać. W tym tie-breaku, podobnie jak w poprzednich, nagle spadała nasza skuteczność w ataku i to trudno wytłumaczyć. Nie wiem, czy to jest jakaś obawa przed wygraną, czy wstrzymywanie ręki w decydujących momentach... Nie mówię tutaj o Heli (Horce - przyp. red), która w końcówce piątego seta posłała kilka niezłych "bomb", ale jednak też pomyliła się w jednej ważnej akcji. To potwierdza, że brakuje nam także szczęścia, tych kilku centymetrów boiska, które decydują o punkcie lub jego braku.
[ad=rectangle]
[b]
Faktycznie można mówić o problemie piątego seta, jeżeli po raz kolejny nie potraficie w nim wykorzystać waszych największych atutów, czyli zagrywki i bloku. [/b]
- Musimy coś z tym zrobić, jeżeli będziemy grać do końca sezonu tie-breaki...
Jak Budowlani Łódź...
- Dokładnie! (śmiech)... to nie wiem, jak my to kondycyjnie wytrzymamy. Poza tym musimy podchodzić do tych piątych setów z większym zaangażowaniem, na razie siedzą nam mocno w głowach poprzednie porażki, rozpamiętujemy to, że mogłyśmy mieć trzy punkty, a zdobywamy tylko jeden. Może paraliżuje nas podejście "musimy"? Na pewno dojdzie do dyskusji na ten temat, zobaczymy ostatnie spotkanie na wideo i postaramy się wykluczyć błędy, jakie popełniamy w najważniejszych momentach.
Odchodząc od samego meczu: czujesz się bardziej dąbrowianką czy bielszczanką?
- Jednak bielszczanką. Zawsze wspominam Dąbrowę dobrze, w końcu spędziłam tu całe sześć lat i to jest miasto bliskie memu sercu, jednak to właśnie w Bielsku urodziłam się, wychowałam, mam tutaj całą rodzinę... Poza tym BKS to mój macierzysty klub, dzięki niemu jestem w swojej karierze tutaj, gdzie jestem. Dąbrowski MKS pozwolił mi na rozwój sportowy, a czas tutaj spędzony, to ważny okres w moim życiu.
Dla ciebie spotkania zespołów z Bielska i Dąbrowy są z pewnością ważne, a dla całej drużyny? Panuje specjalna mobilizacja, kiedy mierzycie się z tutejszym MKS-em? W końcu mówimy o rywalizacji nazywanej "Wielkimi Derbami".
- Nie powiedziałabym, mobilizacja jest taka sama, jak na każdy inny mecz. Nie ma nastawienia "z nimi musimy wygrać", niemniej liczy się przede wszystkim zdobycie trzech punktów. Niemniej atmosfera związana ze spotkaniami obu klubów jest dość przyjemna, po pierwsze ze względu na przyjaźń między kibicami i tworzoną przez nich oprawę, po drugie przez to, że poza boiskiem przyjaźnimy się z dziewczynami z Dąbrowy. Na pewno nie towarzyszą tej rywalizacji żadne negatywne emocje.
Czy jest jakiś mecz z serii starć bielsko-dąbrowskich, który wspominasz w szczególny sposób?
- Chyba ten, w którym dostałam statuetkę MVP (11 stycznia 2014, BKS wygrał z zagłębiowskim zespołem 3:1 na wyjeździe - przyp.red). To był mój pierwszy sezon gry w Bielsku i tak się zdarzyło, że wygrałyśmy z MKS-em w czterech setach, a ja otrzymałam nagrodę dla najlepszej zawodniczki meczu. Wiadomo, że kiedy człowiek wraca na stare śmieci, chce pokazać się z jak najlepszej strony i jak najlepiej zaprezentować, a to nie zawsze się udaje, czasem presja niepotrzebnie paraliżuje. A wtedy się udało, najwidoczniej znajome ściany pomogły!
[b]
Wydaje się, że siłą BKS-u w tym sezonie jest umiejętnie wykorzystanie możliwości nie tylko bardziej ogranych siatkarek, ale także młodzieży: Kolety Łyszkiewicz, Natalii Strózik, a przede wszystkim Aleksandry Trojan, która wyrasta na pozytywną niespodziankę całej ligi.[/b]
- Ola potwierdza w każdym meczu swoje możliwości i dobrze, że otrzymała swoją szansę. Myślę, że jest na właściwym miejscu i idzie dobrą drogą w dotychczasowej karierze. Jest bardzo pracowita, ambitna i wróżę jej sukces w przyszłości, tym bardziej, że ona zrobiła niesamowite postępy w ciągu ostatniego roku. Już w poprzednim sezonie było widać, że coś z niej będzie, podobnie jak z Kolety i Natalii.
A jak wyglądają wasze relacje? Starasz jej się pomagać na parkiecie?
- Tak, Ola poza tym wszystkim jest mądra i chętna do nauki, często pyta i prosi o rady, poza tym umie słuchać. Podczas meczów umiemy sobie nawzajem pomagać, podpowiadamy sobie niektóre ważne rzeczy. Dobrze jest mieć taką dziewczynę w drużynie.
Nie mogę nie zapytać o innego przedstawiciela Dąbrowy Górniczej w BKS-ie, czyli Leszka Rusa.
- Tutaj mogę się wypowiadać w samych superlatywach. Dobrze mi się trenowało i grało za czasów naszego pobytu w Dąbrowie, tak samo jest w Bielsku. Bardzo cieszyłam się, kiedy trener przychodził do naszej drużyny, uważałam i uważam, że jest to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Potrafi zarówno poprowadzić młodsze zawodniczki i dobrze żyje z tymi bardziej doświadczonymi. Poza tym mocno żyje siatkówką i potrafi nas zmotywować do każdego spotkania... Już tyle powiedziałam dobrego o trenerze, że jeszcze brakuje tutaj szafy, do której mogłabym śpiewać: "łubu-dubu, łubu-dubu, niech żyje nam trener naszego klubu..." (śmiech)!
Zauważasz cechy wspólne między trenerem Rusem a Waldemarem Kawką, u którego pracował przez lata?
- Jak najbardziej, dostrzegam podobieństwa, ale nie można powiedzieć, że jest to wierne naśladowanie takiego czy innego sposobu prowadzenia drużyny. Leszek ma pomysł na siebie i jest w jego warsztacie sporo rzeczy, które go różnią od trenera Kawki.
Natalia Strózik powiedziała w wywiadzie dla naszego portalu, że celem BKS-u w tym sezonie jest walka o medale. Potwierdzasz te ambicje?
- Zamierzamy grać o jak najwyższe miejsca, w końcu taki jest cel tych rozgrywek i będziemy celowały w medal, ale na razie musimy poprawić naszą postawę w decydujących fragmentach meczów, bo z taką grą, jaką pokazałyśmy w Dąbrowie lub w meczach z Impelem lub Atomem, nie wypada nawet myśleć o pierwszej trójce w lidze.