Świąteczne odśnieżanie wydarzeń roku: Problemy Orlen Ligi, czyli kiedy ilość nie idzie w parze z jakością
Podobno to kobiety zmienne są
Analizując ostatnie wydarzenia żeńskich rozgrywek nie można pozostawić bez echa roszad kadrowych. Od startu tegorocznego sezonu aż czterech szkoleniowców pożegnało się z pełnioną przez nich funkcją (czasami na własną prośbę). Są to Maciej Kosmol z SK bank Legionovii Legionowo, Agata Kopczyk z Pałacu Bydgoszcz, Dominik Kwapisiewicz z PGNiG Nafta Piła, Adam Grabowski z Budowlanych Łódź. Czy rzeczywiście tak radykalne zmiany w trakcie walki o mistrzostwo są potrzebne? Nawet największy sportowy laik wie, że budowa zespołu trwa dłużej niż dwa miesiące. Niestety w erze zamknięcia ligi i braku presji na wynik, nadal to rezultat spotkań jest podstawą oceny trenera, a nie postęp jaki zrobiła drużyna.
Drugim argumentem tłumaczącym zmiany na pozycji szkoleniowców jest, w przypadku żeńskiej siatkówki, tendencja do nie przywiązywania zbyt dużej wagi do kadry trenerskiej. Często wybór osoby, która ma prowadzić drużynę, jest spowodowany ceną rynkową, a nie wartościami oraz myślą trenerską. Niejako mija się to z celem ogrywania młodzieży, która za kilka lat ma stanowić siłę reprezentacji Polski. Czy takie podejście do sprawy i brak zaufania do szkoleniowców świadczy o coraz częstym nieprofesjonalizmie Orlen Ligi? Z pewnością zbyt częste roszady w drużynie nie są korzystne. Szczególnie, jeżeli mają miejsce w trakcie sezonu.
Choć poniekąd wyznacznikiem siły ligi jest jej miejsce w Europie, powyższe problemy wydają się wzbudzać najwięcej dyskusji. Kluczowa może okazać się odpowiedź na pytanie: czy powiększenie połączone z zamknięciem rozgrywek miało sens? I czy następstwem obecnego kroku w tył, będzie w przyszłych latach zdecydowane pójście naprzód sportowego poziomu Orlen Ligi?