Przemysław Kawka: Takie wpadki już nam się nie zdarzą
Statystyk Chemika Police był pod wrażeniem postawy dąbrowskiego klubu w starciu z mistrzem Orlen Ligi. Przyznał, że czuje wielki sentyment do rodzinnego Dębowego Miasta.
Dla Przemysława Kawki, statystyka Chemika Police, wizyta w hali "Centrum" miała wymiar szczególny. W końcu przez lata pracował on w zagłębiowskim klubie pod wodzą swojego ojca, Waldemara Kawki oraz włoskiego trenera Nicoli Negro, przyczyniając się do sukcesów drużyny, między innymi dwukrotnego sięgnięcia po Puchar Polski oraz brązowe i srebrne medale mistrzostw Polski. - Jestem dąbrowianinem, dlatego zawsze kibicuję klubowi z tego miasta... oczywiście, z wyjątkiem spotkań, jakie rozgrywa z Chemikiem Police. Jest to moja praca, poza tym w naszym zespole każdy stara się dążyć do ustalonych przed obecnym sezonem celów. Zawsze wracam do tego miejsca z łezką w oku, w końcu przeżyłem z MKS-em kilka udanych sezonów pełnych sukcesów i okres spędzony tutaj to ważny fragment mojego życia - przyznał Kawka, który po sobotnim spotkaniu miał okazję spotkać się ze znajomymi z Dąbrowy Górniczej oraz rodziną.
Syn Waldemara Kawki ma okazję współtworzyć rozbudowaną kadrę trenerską pod wodzą Giuseppe Cuccariniego, jednej z najwybitniejszych postaci w trenerskim fachu. - Jestem najmłodszym członkiem sztabu, dlatego od każdego ze współpracowników mogę nauczyć się wielu pozytywnych i przydatnych rzeczy. Co do trenera, jest to szkoleniowiec na najwyższym, światowym poziomie i nie chodzi tutaj tylko o względy taktyczne i techniczne, dochodzą do tego także jego umiejętności mentalnego przygotowania zespołu i jego podejście do pracy, które inspiruje zarówno nas, jak i zawodniczki. Klub jest świetnie zorganizowany, niczego nam nie brakuje i nie możemy na nic narzekać, jeśli chodzi o warunki pracy. A ja sam cieszę się, że w tak młodym wieku zdecydowałem się na przeprowadzkę do Polic, ponieważ mogę nauczyć się tutaj wielu fantastycznych rzeczy, które, mam nadzieję, zaprocentują w przyszłości - powiedział dąbrowianin.
Aleksandra Jagieło: Byłyśmy faworytkami, ale nikt nie wyjdzie i się nie podda