Agata Durajczyk: Holenderki pokazały, gdzie nasze miejsce

Libero PGE Atomu Trefla Sopot przyznała, że drużyna prowadzona przez Giovanniego Guidettiego była w lubelskim turnieju poza zasięgiem gospodarzy.

Polki po pokonaniu w półfinale II dywizji World Grand Prix reprezentacji Portoryko dzień później całkowicie zawiodły w starciu z reprezentacją Holandii. W niedzielnej potyczce, której stawką był awans do elity WGP, Biało-Czerwone stanowiły jedynie tło dla znakomicie dysponowanego rywala. Ekipie Pomarańczowych w najważniejszym momencie turnieju wychodziło niemal wszystko, Polkom - wręcz przeciwnie.
[ad=rectangle]
- Gra zupełnie nam się w tym meczu nie układała. Z czasem było zresztą coraz gorzej. Nie dało się tego nie zauważyć. W pewnym momencie każda z nas chodziła już swoimi ścieżkami. Chciałyśmy, naprawdę chciałyśmy walczyć, ale Holenderki w każdym elemencie gry okazały się lepsze. Ich zagrywka utrudniała nam przyjęcie, przy mocnych atakach mieliśmy problemy z obroną, a jeśli już wybroniliśmy piłkę to nie potrafiłyśmy wyprowadzać skutecznych kontr - podsumowała przegrany 0:3 mecz Agata Durajczyk.

Spotkanie z podopiecznymi Giovanniego Guidettiego pokazało, że marzące o awansie do I dywizji World Grand Prix Polki w obecnym składzie personalnym czeka jeszcze sporo pracy, by znaleźć się wśród najlepszych ekip na świecie. Pomarańczowe zaś wydają się być już gotowe do rywalizacji w elicie. Forma i potencjał, jakie zaprezentowały w Lublinie,  pozwala im zresztą naprawdę optymistycznie myśleć o przyszłości.

- Holandia na pewno jest lepszym zespołem. Grała w Lublinie pierwszą reprezentacją, podczas gdy u nas wiele dziewczyn brakowało, ale to nie znaczy, że te zawodniczki, które znalazły się w kadrze, nie chciały walczyć. Z Portoryko też od dawna nie wygrałyśmy, a w sobotę zebrałyśmy się w sobie i niewygodnego rywala pokonałyśmy, choć nikt na nas pewnie nie stawiał. Holenderki w finale pokazały jednak, gdzie na razie jest nasze miejsce - przyznała w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl libero PGE Atomu Trefla Sopot.

Radość w polskim obozie po półfinale II dywizji World Grand Prix była niemal tak ogromna, jak smutek po finale
Radość w polskim obozie po półfinale II dywizji World Grand Prix była niemal tak ogromna, jak smutek po finale

Prowadzony przez Jacka Nawrockiego zespół w miniony weekend przegrał już drugi finał międzynarodowych rozgrywek w tm sezonie - ponownie bardzo wyraźnie 0:3. W decydujących starciach Biało-Czerwonym do sukcesu brakuje więc póki co sporo. Czy sztab szkoleniowy i same zawodniczki będą w stanie zdiagnozować przyczynę takiej sytuacji i przede wszystkim coś na nią zaradzić? - To prawda, że jesteśmy w stanie dochodzić do meczów o złoto, ale potem wszystko siada. Co jest tego powodem? Na razie nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie - zaznaczyła 25-letnia zawodniczka. - Awans do finału turnieju w Lublinie na pewno jest dla nas sukcesem, ale to, jak w nim zagrałyśmy, już na zdecydowanie nie - dodała.

Okazję do zrewanżowania się Holandii Polki będą miały za niespełna dwa miesiące. Na tegorocznych mistrzostwach Europy Biało-Czerwone znalazły się bowiem w jednej grupie z ekipą Oranje. Tym razem gospodarzem będą jednak rywalki. - 12 sierpnia zaczynamy zgrupowanie już pod kątem mistrzostw Europy. Mamy dużo czasu, żeby odpowiednio się do tego turnieju przygotować. Na pewno te dziewczyny, które mogły teraz odpocząć, wrócą na dużej świeżości. Możliwe, że dołączą też nowe zawodniczki, także wszystko zależeć będzie od wizji trenera i tego, jak minie nam ten okres przygotowawczy - podkreśliła nasza rozmówczyni.

Źródło artykułu: