Polak, Argentyńczyk - dwa bratanki?

Wszelkie stosunki międzynarodowe określane są zazwyczaj jako stosunki społeczne, które kształtują się ponad granicami państw i dotyczą różnego rodzaju relacji na wielu płaszczyznach. I choć dla wielu z nas wydaje się, że pojęcie to znajduje zastosowanie tylko i wyłącznie na scenie politycznej, to jest to pogląd bynajmniej mylny, bowiem obrazem tego mogą być również układy w siatkówce.

Zarówno historyczne, jak i współczesne stosunki między ludźmi bądź innymi podmiotami znajdują nieraz odzwierciedlenie w sporcie. Wydarzenia, o których codziennie słyszymy, a wydają się nam abstrakcyjne i nierealne, mogą być w gruncie rzeczy zaskakująco bliskie naszej rzeczywistości. Niech więc nikogo nie zdziwi teza, według której wszelakie relacje na arenie międzynarodowej można z powodzeniem przenieść na grunt siatkarski.

Aby znaleźć odpowiedni przykład, nie trzeba szukać daleko. Wystarczy wychylić głowę poza naszą wschodnią granicę i przyjrzeć się niedawno zażegnanemu konfliktowi gazowemu pomiędzy Rosją i Ukrainą. Czy nie przypomina on po części sporu Marco Bonitty z jego byłymi już podopiecznymi z żeńskiej reprezentacji Polski? Zarówno w przypadku najwyższych władz Rosji, jak i awanturniczego Włocha, mamy tu do czynienia z postawą charakteryzującą ludzi, którzy chcą za wszelką cenę pokazać swoją wyższość i przewagę nad innymi. Co jest jednak ciekawe - rosyjski "niedźwiedź" trochę sobie poryczał, lecz zaraz potem uznał, że takie pokazywanie wszem i wobec swojego uzębienia jako oznaki największego mroku i grozy nie przyniesie zamierzonych efektów, a jedynie straty finansowe. Podobnie też było z Bonittą, który wyrzucił z kadry trzy kluczowe zawodniczki, lecz niedługo potem, kiedy posypały się na niego gromy, a jego tłumaczenia traciły powoli jakikolwiek sens, odwołał swoją decyzję. Podsumowując - kwestię sporną, która była przysłowiowym "gwoździem do trumny", należy uważać za sprawę dużej wagi i choć była ona w opinii niektórych nieco groteskowa i została w obu przypadkach rozwiązana, to ogromny niesmak z pewnością pozostał.

Kolejnym wspólnym pierwiastkiem szeroko pojmowanej polityki i piłki siatkowej, jest uczestnictwo we wspólnym dziele. Nasz kraj dołączył przecież do Paktu Północnoatlantyckiego, powszechnie nazywanego NATO, w 1999 r., a więc zaledwie rok po inauguracyjnym turnieju rozgrywek Ligi Światowej z udziałem Polaków! Oba te wydarzenia znacząco wpłynęły na postrzeganie naszego kraju w Europie i na świecie. Z jednej strony weszliśmy do NATO jako pierwsze państwo (obok Węgier i Czech) z Układu Warszawskiego, co było niewątpliwie momentem przełomowym i dającym nam prawo głosu w ważnej organizacji międzynarodowej. Z drugiej zaś uczestniczenie w Lidze Światowej stało się główną przyczyną ogromnego wzrostu zainteresowania piłką siatkową w naszym kraju i dało możliwość kształtowania naszych umiejętności w grze z siatkarskimi potentatami, czego przejawy odczuwamy do dzisiaj, kiedy to na spotkaniach "Światówki" próżno jest szukać na trybunach wolnych miejsc, nieważne czy gramy z Egiptem, czy z Rosją.

Skoro mówimy już o linii Polska - zagranica, nie sposób nie wspomnieć o swobodnym przepływie siły roboczej. Nad Wisłą od jakiegoś czasu możemy zaobserwować kierunek "wyjazdowy". Młodzi rodacy szukają swojego sposobu na życie w Irlandii lub innych krajach Unii Europejskiej, które otworzyły nam swój rynek. Mogłoby się więc wydawać, że jeszcze długo nie będziemy świadkami zmiany tego trendu. Nic bardziej mylnego! Wystarczy tylko spojrzeć na PlusLigę. Grają w niej liczni obcokrajowcy, którzy wręcz stanowią o jej sile. Wystarczy rzucić niczym wyzwanie nazwisko, takie jak Stephane Antiga. Na uznanie zasługują także inni siatkarze, jak choćby wyrastający powoli na odkrycie sezonu Jurij Gladyr. Co prawda są pewne ograniczenia dotyczące liczby przebywających w danym momencie na boisku cudzoziemców, lecz nie zmienia to obrazu polskiej ligi, która mimo wszystko bywa atrakcyjna dla niejednego sportowca spoza naszego kraju. Oczywiście, złośliwi mogą stwierdzić, że coś te nasze zagraniczne gwiazdy nie błyszczą takim blaskiem, na jakie je stać, zaś Polacy zaczęli wracać z wysp. Mimo wszystko jednak w Meczu Gwiazd 3:0 zwyciężyli obcokrajowcy, czym nieco zaskoczeni byli sami Polacy, zaś część naszych rodaków, która wyjechała za chlebem z kraju, wraca z powodu trudnej sytuacji gospodarczej, lecz nikt nie może zagwarantować, że nie dotknie ona także i naszego kraju.

Do czego jednak zmierzam? Otóż nie ukrywam, że na napisanie tego felietonu wpływ miał wybór nowego trenera męskiej kadry Polski. Zastanawiające jest to, iż po raz drugi z rzędu stanowisko selekcjonera Polaków objął Argentyńczyk. Ten południowoamerykański zaciąg został zapoczątkowany już ponad cztery lata temu, kiedy naszych reprezentantów przejmował Raul Lozano. Co prawda wówczas stosunki partnerskie Polski i Argentyny nie były szczególnie zacieśnione, lecz pod względem czysto siatkarskim miały się one co najmniej dobrze.

Trzeba otwarcie przyznać, że z początku droga obrana wspólnie przez nowego szkoleniowca i polskich siatkarzy usłana była różami. Wprawdzie zaczęło się od powtórki piątej pozycji na Mistrzostwach Europy w 2005 r., lecz szkoleniowiec kadry dostał kredyt zaufania oraz poparcie ze strony przychylnego mu środowiska siatkarskiego, dzięki czemu wynegocjował długi okres przygotowawczy przed Mistrzostwami Świata w 2006 r. Mundial rozgrywany w dalekiej Japonii był swoistym punktem kulminacyjnym, po którym niestety nie nastała tendencja zwyżkowa. Wręcz przeciwnie - naszym oczom ukazał się prawdziwy krach, porównywalny do tego na światowych giełdach. Po upadku amerykańskiego giganta, banku Lehman Brothers, byliśmy świadkami błyskawicznych reakcji, takich jak wizja zagłady w mniemaniu inwestorów, powszechna panika wśród zwykłych zjadaczy chleba oraz ogólna dezorientacja. To samo mogliśmy śledzić także na siatkarskich salonach po fatalnym roku 2007, z tym że w roli głównej zamiast inwestorów występowali wszyscy kibice po kolei. Nadszedł więc czas na zmiany. Podobnie jak na rynkach finansowych, tak i w środowisku nieco bliższym naszemu sercu postanowiono, że należy przede wszystkim ustabilizować sytuację. W przełożeniu na język PZPS - należy po prostu zmienić trenera.

A więc stało się. Kolejnym stadium w stosunkach polsko - argentyńskich na płaszczyźnie siatkarskiej jest zatrudnienie Daniela Castellaniego. Jednak jego przyjście niczego jeszcze nie gwarantuje, podobnie jak i mozolne normowanie notowań na giełdach. Wciąż pozostaje wiele pytań, a dopiero czas zweryfikuje nasze plany i oczekiwania, a także pokaże, czy parafraza historycznego przysłowia istniejącego w języku polskim i węgierskim, a mianowicie Polak, Argentyńczyk, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki, będzie miała rację bytu oraz czy Polacy wzorem polityków, których przewodnictwo we Wspólnocie Europejskiej przypada na 2011 r., przejmą siatkarskie dowodzenie na Igrzyskach Olimpijskich rok później w Londynie. Zobaczymy!

Źródło artykułu: