WP SportoweFakty: Wiesław Kozieł, wiceprezes rzeszowskiego klubu, powiedział: "Developres nie miał jeszcze tak pracującego trenera jak Mariusz Wiktorowicz".
Mariusz Wiktorowicz: To świadczy o tym, że moja praca, warsztat trenerski i zaangażowanie zostały pozytywnie ocenione. Bardzo mnie to buduje. Rozstaliśmy się w zgodzie i mamy ze sobą dobry kontakt. To bardzo miłe słowa.
Kluczowa dla pańskich losów była porażka z Pałacem Bydgoszcz w 10. kolejce?
- Tak, to był z pewnością bardzo ważny mecz. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że trener jest rozliczany z wyników. To, że oddałem się do dyspozycji zarządu było z mojej strony uczciwym postawieniem sprawy. Decyzję podjąłem wspólnie z zespołem oraz sztabem trenerskim. Została ona rozważona, ale potem zagraliśmy jeszcze mecz z Chemikiem Police, który dobrze zaczęliśmy. Po powrocie ze Szczecina zaczęliśmy rozmawiać o rozwiązaniu kontraktu za porozumieniem stron. Teraz przede mną nowy rozdział.
Co zawiodło?
- Zrobiłem raport na ten temat i zostawiłem go w klubie. Podsumowanie jest dostępne dla działaczy.
Przed sezonem o postawionym przez zarząd celu, jakim było zajęcie miejsc 6-8, mówił pan tak: "bardzo się z tego cieszę, tylko ambitni ludzie wyznaczają sobie ambitne cele". Czy oczekiwania nie były zbyt wygórowane?
- Myślę, że nie. Na pewno niekorzystny dla nas był terminarz Orlen Ligi, ale nie mieliśmy na to wpływu. Przegrywane mecze nie budowały zespołu mentalnie. Były momenty, gdzie graliśmy z mocnymi przeciwnikami w krótkich fragmentach bardzo dobrze, ale za chwilę wszystko odwracało się w drugą stronę. Zbyt wiele było wahań emocjonalnych. Te wszystkie problemy się na siebie ponakładały, więc stąd takie miejsce zespołu na koniec mojej współpracy z Developresem. Wszyscy z tego powodu byliśmy bardzo niezadowoleni. Przyszedł trener Jacek Skrok, który wdroży swój system pracy, tak jak ja zrobię to w Bielsku-Białej. Każdy pracuje na swoją dobrą opinię trenerską. Obaj zaangażujemy się maksymalnie w nowy projekt.
Żałuje pan niektórych decyzji?
- Były wzloty i upadki. Staram się z każdej pracy wyciągać wnioski na przyszłość. Teraz też to zrobiłem, ale zatrzymam je dla siebie. Jestem mądrzejszy o kilka sytuacji. Na pewno zaprocentuje to w kolejnej mojej pracy i karierze trenerskiej.
Oprócz pana z zespołami rozstali się także Nicola Negro i Emanuele Sbano, a zawieszony w obowiązkach jest Ettore Guidetti. Doborowe towarzystwo?
- Akurat jest taki okres. Skończyła się pierwsza runda i przyszedł czas podsumowań. Przed zespołami jest cztery tygodnie przerwy. Jeśli były jakieś wątpliwości i niezadowolenie z samego wyniku, to zarządy postanowiły zrobić zmiany i dać nowy impuls dla swoich drużyn.
Praca w BKS-ie to najlepsze, co mogło pana spotkać w tym momencie?
- Miło wspominam okres pięcioletniej pracy w tym klubie. Współpraca z zespołem i całym otoczeniem bielskiej siatkówki była bardzo dobra. Po moim przyjściu wiele osób pozytywnie podeszło do tej decyzji. W klubie jest dobra atmosfera i chęć udanej współpracy. Moje rozmowy z kibicami świadczą o tym, że są oni zadowoleni z mojego powrotu. To oznacza, że przez 5 lat wykonywałem w Bielsku-Białej dobrą robotę. To jest sympatyczne, że mogłem tutaj wrócić. Bielsko-Biała to mój sportowy dom. Każdy mecz dla BKS-u będzie meczem finałowym. Dziewczyny potrzebują więcej pewności i wiary w to, że mają wielkie umiejętności. To wdrażam od pierwszego treningu. Jestem przekonany, że miejsce w tabeli sukcesywnie będziemy podnosili.
W BKS-ie do pana dyspozycji są Natalia Bamber-Laskowska i Helena Horka. Wracają wspomnienia z mistrzowskiego sezonu 2009/2010?
- Oczywiście. Wspomnienia są jak najlepsze, ale to już historia. Spotykam się ze zdjęciami z tego sezonu, które wiszą na tableau w klubie. Teraz jednak skupiam się na nowym zadaniu. Musimy budować wynik w tym sezonie, ale z myślą także o kolejnych latach. Chcemy, żeby siatkówka na najwyższym poziomie wróciła do bielskiego klubu, jak to było w dawnych czasach.
Spodziewał się pan, że BKS Aluprof po 12 kolejkach będzie na 8. miejscu?
- Nie rozpatrywałem tego, bo to nie było moją rolą. Na pewno zespół jest ciekawie skomponowany i ma kilka zawodniczek z dużym stażem ligowym. Są siatkarki doświadczone, ograne, z sukcesami. Do nich zostały dobrane dziewczyny 22 lub 23-letnie, z ogromnym potencjałem. Taka mieszanka powinna funkcjonować. Na pierwszym treningu powiedziałem dziewczynom: "wsiadamy do jednego wagonu i dążymy do wspólnego celu". Razem pracujemy, mobilizujemy się. Tylko w silnej, otwartej i komunikatywnej grupie, można zbudować dobre relacje i atmosferę. To jest bardzo ważna sprawa w kontekście zbliżających się treningów i meczów. Dzięki dobrej atmosferze wiele meczów można wygrać.
Ma pan dużo czasu, aby spokojnie popracować z zespołem.
- To jest komfort. Cztery tygodnie w takim momencie, kiedy są zmiany i jest nowy trener, to odpowiedni czas na przygotowanie. Nie mamy rozgrywającej Yael Castiglione, która pojechała na turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich. Pozostałe dziewczyny solidnie pracują. Mamy jeszcze kilka treningów przed świętami, a po przerwie wracamy do zajęć. Po nowym roku mamy jeszcze dwa tygodnie do pierwszego meczu styczniowego, które zagramy z Budowlanymi Łódź. Do tego czasu chcę wdrażać swój system pracy. Chcę poprawić każdy element siatkarski. Będzie dużo pracy indywidualnej i dużo rozmów, które już odbywam z zawodniczkami, aby jak najlepiej się z nimi poznać.
Wie pan już, jakie będą to metody?
- Wiem. Z każdym sezonem doskonalę swój warsztat. Każdy trener ma swój styl pracy i ja także go posiadam i według niego pracuję.
Jaki on będzie w Bielsku-Białej?
- Przede wszystkim trzeba zwracać uwagę na detale. Bardzo ważne będą elementy siatkarskie, ale także nastawienie mentalne. Chcemy pracować nad świadomością i pewnością siebie. Siatkówka jest taką dyscypliną, w której wiele elementów decyduje. Na każdym etapie kariery - czy to juniorki, młodziczki, czy zawodniczki ukształtowanej i doświadczonej - zawsze jest czas, aby pewne rzeczy udoskonalić i nabrać nowe nawyki. Staram się dziewczynom takie rzeczy podpowiadać. Wynik musi być lepszy, a mecze lepiej grane. Jeżeli przegrywamy mecze po walce i na boisku pokazaliśmy charakter, to nie ma większego problemu. Najgorzej jest wtedy, gdy sety są przegrywane wysoko i zespół nie walczy. Chcemy takich sytuacji jak najmniej. Mam nadzieję, że na treningach przekażemy to dziewczynom. Wzajemne zaufanie do tego, co się robi, daje efekty. Ale doskonale wiemy, że sport lubi niespodzianki. Wiele rzeczy możemy wypracować, ale to czasami nie przyniesie pożądanego efektu.
Rozmawiał Mateusz Lampart