Michał Masny: Byłem bardzo blisko odejścia z Jastrzębia

Jastrzębski Węgiel zakończył porażką 0:3 w Warszawie rok 2015 i zajmuje 8. miejsce w tabeli. To dobry wynik jak na rewolucję w klubie. Z zeszłorocznego składu został tylko rozgrywający, a i on był o włos od podpisania kontraktu w innym kraju.

Ola Piskorska
Ola Piskorska

WP SportoweFakty: Mecz w Warszawie był chyba waszym najgorszym występem w tym sezonie, prawda?

Michał Masny: Myślę, że spokojnie możemy to tak określić. Nikt nie zagrał na swoim normalnym poziomie. Nie było rozegrania, nie było zagrywki, nie było przyjęcia i ataku też nie. Trudno byłoby wygrać w taki sposób z kimkolwiek.

Ale w pierwszym secie była jeszcze wyrównana walka pomiędzy wami i Politechniką?

- Rozmawialiśmy o tym z trenerem od razu po meczu i stwierdziliśmy, że to nas trochę uśpiło, ten niezły początek. Prowadziliśmy 16:14 bez specjalnego wysiłku i chyba wszystkim nam się wydawało, że dalej będzie tak samo łatwo. A tymczasem potem coś się zacięło i nie umieliśmy z tego wyjść. Nie potrafiliśmy poprawić swojej gry. Ale myślę, że dobrze, że tak się stało i że przegraliśmy 0:3. To będzie taki zimny prysznic dla nas wszystkich i przypomnienie, że nadal musimy bardzo ciężko pracować. Dobrze, że jest ta przerwa świąteczna teraz.

A może zlekceważyliście trochę rywala? Politechnika to zespół raczej z dołu tabeli, do tego kontuzje…

- Ja nigdy nie lekceważę nikogo, zwłaszcza, że Politechnika wcale nie jest słaba. Mają całkiem dobry zespół, a obecność Pawła Zagumnego bardzo im pomaga. Środkowi zagrali fantastycznie i w ataku, i w bloku. A na zagrywce cała ekipa warszawska zagrała wyśmienicie. To jest drużyna z dużym potencjałem.

Mając Pawła Zagumnego, mistrza świata, po drugiej stronie siatki czuje pan presję? Chęć rywalizacji?

- Nie, takie rzeczy są tylko szkodliwe. Jak bym się zajmował rywalizacją z drugim rozgrywającym, to bym zagrał bardzo źle. Nie wolno o takich rzeczach myśleć w trakcie meczu. Zresztą, ani Paweł mi nie potrzebuje nic udowadniać, ani ja jemu.

Jest pan jedynym zawodnikiem w Jastrzębskim Węglu, który przetrwał znaczące obniżenie budżetu i rewolucję.

- Teraz jest w miarę stabilnie, ale pamiętam, że z początku, na wiosnę, to zapowiadało się o wiele gorzej. Nie wyglądało na to, że uda się zbudować całkiem przyzwoity zespół, jaki ostatecznie mamy. Dobry trener z doświadczeniem zrobił bardzo udane transfery takie, że wyszła z tego niezła drużyna. Bardzo waleczna i z niezłymi umiejętnościami, jak na nasz budżet to jest super. Bardzo ciężko wszyscy pracujemy i na treningach, i na meczach.

Nie chciał pan odejść jak reszta?

- Myślałem o tym. Były już teraz prezes jasno mi powiedział, że mogę odejść, jak inni. Ale było już dosyć późno, w Polsce wszystkie zespoły miały rozgrywających. Próbowaliśmy z moim agentem szukać czegoś w Europie, znaleźliśmy jedną ciekawą i konkretną ofertę z Turcji. Tylko z miasta, które jest 100 kilometrów od granicy z Syrią i to budziło mój niepokój. Długo się zastanawiałem, byłem naprawdę bardzo bliski podpisania tego kontraktu, ale wtedy zadzwonił prezes Grodecki i zaproponował nowe warunki, takie, które mi pasowały. I zostałem w Jastrzębiu.

Ale nie jest panu trudno? Wcześniej czołówka ligi, gra o medale, a teraz?

- Są dwa ważne momenty w karierze zawodnika. Jeden to granie w bardzo dobrych zespołach o medale. A drugi to kiedy trzeba pokazać, że umie się grać na wysokim poziomie także z innymi zawodnikami i w innej sytuacji. I tu też pojawia się taka nowa rola w moim życiu, takiego trzeciego czy czwartego trenera, który pomaga młodym czy niedoświadczonym zawodnikom w zespole, zwłaszcza w trudnych momentach. To jest wyzwanie, nowe i ciekawe.

Mimo rewolucji utrzymujecie całkiem niezły poziom, urywacie punkty najlepszym. Jest pan zadowolony z tego, co dotychczas pokazaliście w lidze?

- Szczerze? Właśnie tego się spodziewałem przed sezonem. Jak patrzyłem na naszą grę w czasie przygotowań, to oceniałem nas na środek tabeli. Już wtedy uważałem, że zespół wygląda bardzo dobrze i fajnie się to wszystko poukładało. I to się potwierdziło. Trener bardzo pozytywnie nas motywuje. Jasne, inni gadają, że nie ciąży na nas teraz presja i dzięki temu jest trochę łatwiej, ale niech sobie gadają.

A jakiego miejsca spodziewa się pan na koniec sezonu dla Jastrzębskiego Węgla?

- Teraz byłbym bardzo zadowolony, gdybyśmy pierwszą rundą zakończyli w szóstce, bo chciałbym zagrać w Pucharze Polski. A na koniec ligi? Trudno powiedzieć, czwórka byłoby świetnie, szóstka nieźle... W nowym systemie słabsze zespoły nie mają już szansy w play off na poprawienie swojej pozycji, więc wszystko zależy od fazy zasadniczej, a to jeszcze 15 meczów. A swoją drogą, uważam ten system za bardzo sprawiedliwy. Słyszałem dużo krytyki, ale mi się podoba. Co sobie ugrasz w fazie zasadniczej, to masz.

A kto pana zdaniem zagra w finale PlusLigi?

- O, to trudne pytanie. Czarni grali bardzo dobrze, ale ostatnio idzie im słabiej albo mają po prostu trudniejszych przeciwników. Zaksa gra świetnie. Resovii może już być trudno nadrobić punkty, bo sporo straciła. Lotos może, ale najbardziej chyba stawiałbym na Zaksę ze Skrą w finale.

Rozmawiała Ola Piskorska

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×