Zanim Thomas Jaeschke związał się z rzeszowskim klubem, występował w barwach uniwersyteckiego klubu Loyola Ramblers Chicago. Przyjmujący w 2015 roku przebojem wdarł się do reprezentacji Stanów Zjednoczonych, będąc jednocześnie pierwszym zawodnikiem w kadrze swojego kraju wywodzącym się z tego ośrodka.
"TJ" na starcie sezonu leczył urazy - najpierw palca, a potem naciągnięcia mięśni jamy brzusznej. Teraz jest zdrowy. Od dłuższego czasu Andrzej Kowal konsekwentnie stawia na Amerykanina. - Nie czuję się zmęczony. Jestem w bardzo dobrym zespole i mam ogromne chęci, aby po każdym treningu stawać się lepszym. Przychodzę do hali, przebieram się, trenuję, a potem wracam do domu z poczuciem, że wykorzystałem ten czas we właściwy sposób. A poza tym kocham siatkówkę, więc nie traktuję tej dyscypliny w kategoriach pracy. Koledzy z drużyny są bardzo fajni, często mogę porozmawiać z nimi po angielsku, bo sam nie mówię po polsku. Sezon jest długi, ale nie męczący. Szczególnie teraz, kiedy odpadły nam mecze w Lidze Mistrzów - mówi Jaeschke.
22-latek dobrze odnajduje się w stolicy Podkarpacia. - Muszę powiedzieć, że coraz bardziej podoba mi się Rzeszów. Miłe jest to, że wokół jest wiele osób mówiących po angielsku, więc nie czuję się tutaj osamotniony. W restauracjach nie jestem wyobcowany, bo mogę o wszystko zapytać. Ktoś z obsługi lub ludzie znający mnie z boiska zawsze pomagają - opowiada.
Amerykanin zdążył już poznać miasto. Jak każdy człowiek, Jaeschke ma w nim swoje ulubione miejsca. - Bardzo lubię lokal Stary Browar Rzeszowski. Podoba mi się także centrum miasta. W listopadzie odwiedzili mnie rodzice i oni również nie mogli się nachwalić tego miejsca. Zobaczyliśmy także inne okolice Polski. Ludzie są mili i towarzyscy, więc czuję się tutaj wspaniale. Zima także mnie nie zaskoczyła. Jestem z Chicago, więc pogodę w styczniu zniosłem bardzo dobrze - kończy zawodnik.
Zobacz wideo: HMŚ: dramat Jamajek, fantastyczny finisz Polek
{"id":"","title":""}