"Sorry, tato...". Natalia Murek zaczyna pracę na swoje nazwisko

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Przegrałyście tylko z aktualnymi mistrzyniami i wicemistrzyniami kadetek, które dobrze znacie, co nie zmienia faktu, że znowu na juniorskich mistrzostwach Europy brakuje Polski.

- Bardziej przeżyłam kwalifikacje w Rosji, głównie dlatego, że mecz z gospodarzem był dla nas na wyciągnięcie ręki. Wszystko rozstrzygało się w dwóch ostatnich piłkach pod koniec, a wiadomo, że po to się trenuje długie godziny, żeby umieć te dwie piłki wygrać. Niestety, nie podołałyśmy zadaniu. To jest nasza porażka, ale teraz zostaje pytanie, jak po tej porażce się podniesiemy. Jest jeszcze szansa na pokazanie się szerszej publiczności, czekają nas kwalifikacje do mistrzostw świata i jestem pewna, że na nich taka porażka nam się nie zdarzy.

Czyli jest różnica pomiędzy tym, co prezentowałyście w wieku kadeta, a obecnie?

- Nie ma porównania. To nie jest nawet aż tak widoczne w kadrze, jak było w pierwszej lidze. W zeszłym roku miałyśmy na jej koniec cztery punkty, teraz dwadzieścia i taka różnica całkiem nieźle odzwierciedla nasz postęp. Mam nadzieję, że będziemy szły w tym kierunku dalej i jestem bardzo wdzięczna naszym trenerom, Wiesławowi Popikowi i Miłoszowi Majce, za prowadzenie nas i wysiłek, jaki w to wkładają. Stworzyli prawdziwą drużynę, coś, co bardzo ciężko jest zbudować. W poprzednim sezonie imponowałyście na zapleczu ekstraklasy wyrównanym, szerokim składem i pewnością w grze, która charakteryzuje zgrane ekipy.

- Dokładnie tak. Jeżeli jednej z nas coś nie wychodzi, druga próbuje ją jak najlepiej zastąpić. Nie ma głupich sprzeczek i kłótni, jeśli już zdarzają się napięcia, to szybko są wyjaśniane i możemy dalej zgodnie funkcjonować. Wiadomo, że zdarzają się przesyty, bo ile można przebywać ze sobą przez rok w jednym pomieszczeniu? Ale starałyśmy się z tego wychodzić i to jest ciągle nasza siłą: bycie razem w każdej sytuacji.

Najpierw cztery punkty, potem dwadzieścia, a co w przyszłym sezonie?

- Wszystkie moje koleżanki mówią: pierwsza czwórka, to nie mogę być gorsza! Nie ukrywamy swoich ambicji i chęci, mamy z każdym rokiem coraz więcej umiejętności. Same jesteśmy ciekawe, co z tego się urodzi w nowym sezonie.

Robicie postępy, ale i tak zdecydowanie więcej dobrego mówi się o uczniach SMS-u Spała. Sporo jest głosów o dysproporcji między osiągnięciami młodych siatkarzy i siatkarek w Polsce.

- W sumie nigdy nie odczułam aż tak bardzo porównywania nas do chłopaków ze Spały. Szczerze im gratulujemy sukcesów, jesteśmy z nich dumne, bo nie mają sobie równych na obecnym etapie. Dlatego dążymy do tego, by tak samo dobrze mówili o Szczyrku, jak o Spale.

Co nie zmienia faktu, że na chwilę obecną rówieśnicy ze Spały dystansują was, jeżeli chodzi o sukcesy międzynarodowe.

- To prawda, że tych sukcesów na razie nie ma zbyt wiele – i podkreślam, że na razie – po prostu potrzeba nam czasu. Nie uda się w ciągu roku wygrać wszystkiego, choć wiadomo, że każdy by chciał nagle wystrzelić z formą i zostać jak najszybciej mistrzem Europy czy świata. Wszystko zależy od czasu, to on jest wyznacznikiem i sama się przekonuję o tym na zgrupowaniu. Mam siedemnaście lat i najbardziej mi brakuje przede wszystkim czasu spędzonego na szlifowaniu umiejętności. Za dwa lata, kiedy skończę SMS, wciąż będę młoda, a na pewno będę sportowo bogatsza o wiele bardziej niż teraz. I to by mi sporo pomogło na kadrze.

No właśnie, myślałaś o tym, jak będzie wyglądało twoje życie po Szczyrku?

- Rocznik, z którym gram, będzie teraz w klasie maturalnej. Sama jestem ciekawa, jak to będzie w przyszłym roku i już teraz myślę, w którą stronę ułożyć przyszłość. Wiadomo, że w stronę siatkówki, nie widzę żadnej innej opcji. Aczkolwiek w szkole przypominają, by mieć na wszelki wypadek plan B i ja też taki plan B mam! Mnóstwo takich planów… (uśmiech). Jeszcze rok temu zakładałam, że po SMS-ie będę celowała w pierwszą ligę, teraz chcę starać się jak najszybciej o ekstraklasę.

A czy rodzice starali się kierować twoim życiem? Wiele jest przykładów osób, które mają ułożoną ścieżkę kariery swojego dziecka-siatkarza niemal od A do Z.

- Starali się do momentu, kiedy sami stwierdzili, że nawet nie mają mnie na co nakierowywać, bo w końcu to ja muszę podejmować decyzje o sobie i sama wybiorę to, co będę chciała. Trudno o jakiś większy wpływ rodziców, skoro jesteśmy od lat tak porozjeżdżani po całej Polsce. Poza tym w pewnym momencie kariery nie będę mogła patrzeć na to, gdzie jest moja rodzina, tylko na to, gdzie będę miała najlepsze warunki. Tak jest już ułożony sport, że trzeba w nim ciągle coś poświęcać.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×