WP SportoweFakty: W sobotę odnieśliście najbardziej przekonujące w tym sezonie zwycięstwo, pokonując na wyjeździe Giacomini Budowlanych Toruń 3:0. Rywal nie postawił wam poprzeczki zbyt wysoko.
Heike Beier: O żadnym meczu ligowym nie możemy powiedzieć, żeby był łatwy. Zawsze musimy dać z siebie wszystko, żeby sięgnąć po zwycięstwo. Jestem pewna, że zespół z Torunia nie pokazał w meczu z nami pełni swoich możliwości. Analizowaliśmy dokładnie jego grę, wiemy, co potrafi. Widzieliśmy wiele schematów, które potrafi zastosować. Nie wiem dlaczego nie grała przeciwko nam zawodniczka z numerem 4 (Marina Paulava - przyp. red.), ale to była dla nas dobra wiadomość, bo to silny punkt tej drużyny.
Pewne zwycięstwo sprawiło, że wróciliście na pozycję lidera. Ma to dla was jakiekolwiek znaczenie?
- Sytuacja w tabeli zmieni się jeszcze wielokrotnie, więc nie przywiązujemy do tego większej wagi. Jeśli zaś chodzi o zespół z Torunia to na pewno potrafi on grać w siatkówkę i w przyszłości powinien to potwierdzić. Dlatego cieszymy się, że udało nam się wygrać na wyjeździe 3:0, zwłaszcza po tym nie do końca udanym meczu z BKS-em Profi Credit Bielsko-Biała.
ZOBACZ WIDEO Jacek Kasprzyk: To jest fantastyczna grupa
W tamtym spotkaniu prowadziliście już 2:0, ale o końcowym zwycięstwie zadecydował dopiero tie-break. Czy taki obrót sprawy wyzwolił w was sportową złość albo dodatkową motywację przed kolejną potyczką ligową?
- Po tamtym meczu rozmawialiśmy we własnym gronie i obiecaliśmy sobie, że nie możemy więcej dopuścić do sytuacji, w której po tej dłuższej przerwie pozwalamy przeciwnikowi się rozegrać. Staramy się od początku do końca meczu utrzymywać pełną koncentrację i tak było w sobotę w Toruniu.
Nad czym jeszcze musicie popracować? Największe problemy macie chyba cały czas z kończeniem ataków…
- Na pewno musimy popracować nad grą w ataku, ale też w przyjęciu. W ofensywie stać nas na zdecydowanie więcej, ale jestem przekonana, że w przyszłości będzie lepiej. Jeśli chodzi zaś o defensywę to może z zewnątrz, dla osoby która nie grała profesjonalnie w siatkówkę, nie wygląda to źle, ale wciąż brakuje nam pewnych detali. Nie chodzi tu o ustawienie całej formacji, ale bardziej o komunikację, o szczegóły, które w dłuższej perspektywie mogą decydować o powodzeniu. To przyjdzie, musi przyjść z czasem. Będąc na boisku, doskonale wiemy, o co chodzi i zdajemy sobie sprawę z tego, nad czym mamy pracować.
Czyli po letnich roszadach kadrowych na zgranie potrzebujecie jeszcze czasu?
- Tak, ale dotyczy to konkretnych zachowań czy reakcji na boisku. W prywatnych relacjach jest świetnie. Atmosfera w szatni jest znakomita. Bardzo lubimy spędzać ze sobą czas. Chodzimy grupą na kręgle czy do kina. To na pewno spaja drużynę i przekłada się później również na lepsze zrozumienie na boisku. Ale pewne odruchy trzeba wypracować. Musimy dążyć do wyeliminowania tych najmniejszych nawet braków.
W stosunku do poprzedniego sezonu udało wam się chyba jednak ustabilizować grę. Wydaje się, że słabsze momenty przytrafiają się wam coraz rzadziej.
- Na razie nic się nie zmieniło. W poprzednim sezonie w analogicznym momencie byliśmy jako zespół mniej więcej w tym samym miejscu. Też mieliśmy na koncie serię zwycięstw z teoretycznie niżej notowanymi rywalami. Dopiero najbliższe mecze pokażą, czy faktycznie zrobiliśmy postęp. Wierzę, że tak jest, ale musimy to potwierdzić, bo na ten moment, odnosząc się do minionego roku, nie mamy podstaw, by myśleć, że jako drużyna jesteśmy lepsi.
Wasz zespół wymieniany jest w tym sezonie w gronie faworytów do walki o ligowe medale. Same zawodniczki w wielu rozmowach potwierdzają, że interesuje je tylko walka o najwyższe cele. Jak radzicie sobie ze związaną z tym presją?
- Na pewno może to oddziaływać negatywnie na drużynę, ale w moim przypadku trudno mówić o problemach w radzeniu sobie z nową dla zespołu rolą faworyta. Mam już na swoim koncie wiele meczów o wysoką stawkę, w różnych zespołach. Nie jest to więc dla mnie nieznana sytuacja. Ale dla niektórych zawodniczek rzeczywiście może to być nowością. Pracujemy jednak nad tym jako zespół.
Rozmawiał Marcin Olczyk