Ola Piskorska: Lepiej grać w słabszym klubie czy klaskać w mocnym? Dylemat z utalentowaną młodzieżą w polskiej siatkówce

Ola Piskorska
Ola Piskorska

Na szczęście w polskiej lidze standardy trenowania, opieki medycznej i sytuacja finansowa wyraźnie się poprawiają, ale to rozwiązuje tylko część problemów. Z kolei zostawienie 19- czy 20-latka w zamożnym klubie zwykle oznacza dla niego brak gry, bowiem przegrywa na treningach brakiem doświadczenia z bardzo dobrymi i starszymi zawodnikami. A brak gry w tym wieku może być zabójczy dla kariery młodego siatkarza.

- Moim zdaniem granie jest w tym wieku najważniejsze i dlatego bardzo się cieszę, że większość moich podopiecznych wybrała kluby ze średniej półki, gdzie mają duże szanse na wywalczenie sobie miejsca w szóstce - mówi trener Sebastian Pawlik, który z rocznikiem 1997 zdobył wszystkie możliwe tytuły w kategoriach młodzieżowych. - Większość z nich potrzebuje teraz przede wszystkim zdobywania doświadczenia i ogrywania się przeciwko najlepszym, a to zyskuje się tylko przebywając na boisku. Nie przeceniałbym wartości trenowania u boku wybitnych zawodników jako drogi do rozwoju, kluczowe jest granie - dodał.

Ten dylemat widzi również prezes rzeszowskiego klubu. - Liczymy na to, że w ciągu kilku lat będziemy mieli drużynę złożoną przede wszystkim z wychowanków. Na razie musimy się wspomagać świetnymi zawodnikami skądinąd, od których nasza młodzież może się uczyć i ich podpatrywać. I faktycznie dochodzimy tu do pewnej sprzeczności, bo dla utalentowanego młodego zawodnika lepiej jest grać w słabszym klubie, gdzie ma szansę grania. Z drugiej strony może doświadczenie gry pod presją, o medale, rywalizacja z utytułowanymi graczami i treningi z nimi też są rozwojowe? Zawodnik z potencjałem musi prędzej czy później zmierzyć się z takim wyzwaniem - ocenia Górski.

Niewątpliwie ma rację, że kiedyś musi, ale powstaje pytanie, czy każdy z tych utalentowanych młodych ludzi nadaje się sportowo i mentalnie do tego, żeby już w wieku 20 czy 21 lat trafiać w tak trudne warunki. Zwłaszcza, że trener, którego celem są przede wszystkim trofea, a nie rozwój młodzieży, zwykle stawia na niego w ostateczności i ta rywalizacja kończy się dla młodego człowieka w kwadracie lub na trybunach. Jak pokazał przykład Aleksandra Śliwki, może to długotrwale podciąć skrzydła i pewność siebie takim graczom.

- Ścieżka kariery nie zawsze idzie geometrycznie w górę, czasem trzeba doświadczyć pewnych nieprzyjemności, w pewnym sensie upaść, żeby się podnieść. Olek teraz to zrozumiał, podjęliśmy wspólnie decyzję o wypożyczeniu go do Olsztyna i mam nadzieję, że do nas wróci jako lepszy zawodnik - powiedział prezes, choć przyznał również, że jest to kolejny po Mateuszu Mice przypadek, kiedy nauczyli się czegoś nowego. - Sprawa Olka to jest dla nas kolejne doświadczenie. Może mogliśmy tak młodego zawodnika otoczyć dodatkowym wsparciem psychologicznym czy mentalnym, może tego zabrakło.

Moment, kiedy można zdjąć parasol ochronny z młodego zawodnika i rzucić go na głęboką wodę, to około 22-23 roku życia. Wtedy - przy dobrym prowadzeniu - ma on zwykle za sobą więcej niż jeden sezon ogrywania się i spory pakiet doświadczeń, który powoduje, że rywalizacja i ostra presja nie powinny być dla niego tak trudne. Powinien mieć już również w miarę ukształtowaną i dojrzałą psychikę, choć oczywiście są gracze gotowi mentalnie na największe wyzwania już w wieku 18 lat. Jeżeli siatkarz starszy niż 22 lata nadal nie radzi sobie z grą pod dużą presją, to może oznaczać, że nigdy nie będzie z niego pożytku w walce o najwyższe cele. Choć, jak pokazuje Mateusz Mika, nigdy nie należy mówić nigdy.

Co w takim razie ma robić klub, który ma pod opieką i pod kontraktem utalentowaną młodzież? - Idealnym rozwiązaniem dla takiej Asseco Resovii byłoby znalezienie sobie klubu partnerskiego w Europie. W czołówce w miarę niezłej ligi, z dobrym trenerem i najlepiej z Ligą Mistrzów dodatkowo. Tam młodzi siatkarze mogliby się ogrywać, zdobywać doświadczenie i jednocześnie walczyć o poważne cele jak mistrzostwo kraju. A z drugiej strony nie graliby przeciwko macierzystej drużynie - proponuje inny rozmówca dobrze znający kwestię.

Abstrahując od problemów klubu, który sporo inwestuje w młodzież i musi rozwiązywać takie dylematy, musimy też pamiętać, że część z nich to reprezentanci Polski w kategoriach młodzieżowych i przyszłość polskiej siatkówki. Nie jest rozwiązaniem idealnym, jeżeli o ich losie decydują wyłącznie interesy klubu, interesy agentów siatkarskich oraz samych 18-latków i ich rodziców. Dla nikogo z nich przyszłość polskiej siatkówki nie jest najważniejsza i nie jej dobrem będą się kierować. Może zawodnicy powołani do reprezentacji juniorów powinni być pod opieką PZPS, który miałby głos, doradczy przynajmniej, przy decyzjach o ich losie? Można zrozumieć w pełni, że klub inwestując oczekuje zwrotu choć części wydatków, ale budzi pewien niepokój, kiedy losy tak wielu reprezentantów młodzieżowych z potencjałem na kadrę seniorską leżą w gestii jednego klubu.

Ola Piskorska

Czy PZPS powinien mieć głos doradczy w kwestii losów zawodników reprezentacji juniorów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×