Pierwsze dwa sety spotkania w Olsztynie w wykonaniu Lotosu Trefla Gdańsk były dalekie od ideału. Zespół nie miał pomysłu na rozegranie piłki, a na boisku dominowała bezradność i chaos. Kolejne odsłony potoczyły się zupełnie inaczej, dzięki czemu podopieczni Andrei Anastasiego doprowadzili do tie-breaka. Jednym z zawodników, który na boisku prezentował się bardzo dobrze, był przyjmujący, Mateusz Mika.
- To nie jest pierwszy raz, gdy wchodzimy wolno w spotkanie. Z jakiegoś powodu jest nam bardzo ciężko się rozkręcić, kiedy gra nie idzie po naszej myśli od początku. W trzecim secie wygraliśmy kilka akcji i złapaliśmy przeciwnika blokiem, od razu charakter całego zespołu zmienił się i to było czuć. Nie potrafimy jako drużyna nakręcić się od samego początku. Musimy coś wymyślić, żeby to zmienić, a to nie należy do prostych rzeczy - ocenił przyjmujący, który w piątkowym meczu odnotował 48-procentową skuteczność w ataku.
Po każdym secie różnica punktowa pomiędzy zespołami była wyraźna. Dopiero tie-break był pokazem zaciętej walki punkt za punkt. Początkowo prowadzili gdańszczanie, lecz zespół z Warmii złapał wiatr w żagle i wygrał 16:14. - W piątym secie zagraliśmy dobrze, ale mieliśmy trochę pecha. Były piłki, które dałyby nam przewagę i większą swobodę grania, ale stało się tak, jak się stało. Spotkanie zagraliśmy od trzeciego seta dobrze. Powinniśmy nauczyć się grać od pierwszego, a nie od połowy - podsumował Mateusz Mika.
W kolejnym meczu, który Lotos rozegra na gdańskiej Ergo Arenie, po drugiej stronie siatki stanie AZS Częstochowa. Drużyna pod wodzą Michała Bąkiewicza posiada o połowę mniejszy dorobek punktowy, więc gdańszczanie wydają się być zdecydowanymi faworytami tej potyczki.
ZOBACZ WIDEO Stoch i Kot po Lillehammer: w naszej drużynie jest moc (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}