W ostatnich dniach Rosją wstrząsają kolejne skandale dopingowe. Przy okazji zakończonego w sobotę Pucharu Rosji dziennikarze pytali siatkarzy, czy nie boją się, że będą następni, a otwierając internetową stronę sportową, przeczytają o wykryciu dopingu w organizmie jednego z nich.
- Jeśli chodzi o mnie i kolegów, to jestem nas pewien. W siatkówce nie ma czegoś takiego, jak stosowanie systematycznego dopingu, to nie jest nam w ogóle potrzebne - twierdzi Aleksander Butko. - Trzeba jednak przyznać, że system antydopingowy w Rosji stoi na bardzo niskim poziomie. I polityka nie ma tutaj nic do rzeczy. Dopiero teraz, po wielu latach, otrzymaliśmy informację od lekarzy, jakie leki możemy stosować, a które są zabronione. A potem, bagatela, podanie kropli do nosa i od razu dyskwalifikacja.
Rozgrywający Zenitu Kazań przyznał, że sytuacja wśród sportowców jest bardzo napięta. Każdy się zastanawia, co dalej, pojawiła się panika. Siatkarze otrzymali szczegółową listę preparatów, ale Butko twierdzi, że i tak nie jest pewien do końca, jakie leki można przyjmować w trakcie zwykłego przeziębienia.
- Wiedziałem, że nie przyjmuję żadnego dopingu, ale wcześniej nigdy się właściwie nie zastanawiałem, czym się leczę - wyjaśnia Aleksander Butko. - Krople to krople, paracetamol, jakieś tabletki na przeziębienie. Dopiero, kiedy zaczęła się cała afera zastanowiłem się: Co my właściwie przyjmowaliśmy? Nie braliśmy tego przecież jako dopingu, tylko żeby się pozbyć np. przeziębienia.
Na początku stycznia na stosowaniu zakazanego od tego roku meldonium został przyłapany Aleksander Markin. Zdaniem Butki taka sytuacja to wina źle działającego systemu antydopingowego w Rosji. - Jeśli jednak chodzi o nasz klub, to zostaliśmy poinformowani o tym pół roku wcześniej i lek zniknął natychmiast z naszej apteki.
ZOBACZ WIDEO Bóg, futbol, Borussia. Polak, który zatrzymał papież