Jacek Kasprzyk przed spotkaniem z De Giorgim: Chcemy się dowiedzieć, kto popełnił błędy

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Ferdinando De Giorgi
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Ferdinando De Giorgi

- Ciekawi jesteśmy odpowiedzi na pytania: co zawiodło? I kto, i czy w ogóle ktoś, popełnił błędy? - mówi przed czwartkowym spotkaniem z Ferdinando De Giorgim prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Jacek Kasprzyk.

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Jest pan zadowolony z mistrzostw Europy?

Jacek Kasprzyk, prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej: Organizacyjnie ocenieni zostaliśmy celująco. Ze wszystkich stron napływają podziękowania za ten turniej. Natomiast sportowo trudno o satysfakcję.

A kto konkretnie nas chwalił?

Przy okazji mistrzostw odbywał się też kongres Europejskiej Konfederacji Siatkówki. Było u nas pięćdziesięciu pięciu prezesów federacji. Turniej zrobił na nich ogromne wrażenie, a największe na pewno ceremonia i mecz otwarcia na PGE Narodowym. Kilka dni temu specjalny list gratulacyjny w imieniu CEV przesłał prezydent Aleksandar Boricić. To nie jest zwyczajowa kurtuazja.

O niezadowoleniu ze sportowej strony mówił pan już po porażce z Serbią na inaugurację mistrzostw.

Gra naszej drużyny na pewno nie była taka, jakiej oczekiwaliśmy, wyniki rzecz jasna też. Sukces organizacyjny nie szedł w parze ze sportowym, jak to miało miejsce trzy lata wcześniej w czasie "złotych" mistrzostw świata.

Dyrektor do spraw sportu w Telewizji Polsat, Marian Kmita stwierdził, że świetnie organizujemy wielkie turnieje, ale ze względu na wyniki naszych drużyn przeważnie robimy je dla innych.

Robimy je przede wszystkim dla naszych fantastycznych kibiców. To oni są największym dobrem polskiej siatkówki, należą się im szacunek i podziękowania. Organizacja i atmosfera na widowni to nasze atuty - europejska i światowa federacja o tym wiedzą i chętnie powierzają nam siatkarskie wydarzenia najwyższej rangi. Polska ma teraz bardzo nowoczesną infrastrukturę sportową, a siatkówka jest mile widziana w miastach posiadających duże hale, bo to doskonała forma promocji.

ZOBACZ WIDEO Michał Kubiak zrobi sobie przerwę od reprezentacji?

Ale może nie zawsze organizowanie ważnych imprez jest dla nas dobre? Po raz drugi byliśmy gospodarzem mistrzostw Europy w roku poolimpijskim i po raz drugi sportowo się "wyłożyliśmy". Kiedy najlepsze reprezentacje na kontynencie w spokoju się przebudowują, my nakładamy na siebie dodatkową presję.

W sporcie zawsze należy walczyć o wygraną, bez względu na to, czy ma się zespół w trakcie przebudowy, czy już ukształtowany. W Polsce, gdzie siatkówka jest tak popularnym sportem, presja wyniku będzie zawsze duża. Mamy obecnie bardzo młodą reprezentację, chyba jedną z najmłodszych w szerokiej światowej czołówce. Mimo to uważam, że trenerzy kadry nie dość odważnie wprowadzają kolejnych młodych zawodników, którzy już teraz mają "papiery na duże granie". Były okazje i czas by to sprawdzić. W porządku, otrzymali je Bartłomiej Lemański, który nie zawiódł, oraz Łukasz Kaczmarek, który według statystyk był najlepszym zawodnikiem tej drużyny, choć nie był nadmiernie "eksploatowany" w tym sezonie. Te wybory w jakimś stopniu bronią sztab szkoleniowy.

Może trenerzy wprowadzaliby młodych odważniej, gdyby mistrzostwa odbywały się gdzie indziej?

To nie miało znaczenia. Powtarzam, presja wyniku na siatkarskiej reprezentacji Polski zawsze jest duża, niezależnie od miejsca rozgrywania turnieju. Po niepowodzeniu – czy to w kraju, czy zagranicą – w mediach byłaby taka sama ocena. Na pewno przegrana u siebie wszystkich boli bardziej, a bez wątpienia kibiców, którzy w fazie finałowej chcieli oglądać Biało-Czerwonych.

A czy teraz inaczej ocenialibyście pracę Ferdinando De Giorgiego, gdyby osiągnął taki sam wynik, ale odważniej stawiał na młodych siatkarzy i spełnił w tym zakresie wasze oczekiwania?

Myślę, że tak. Już na etapie wyłania selekcjonera i starcie pracy trenera określiliśmy, że nas interesują długofalowe efekty. Selekcjoner zdecydował, że oprze drużynę na doświadczonych graczach, a ci młodsi zaczęli się pojawiać nieco częściej w trakcie sezonu, kiedy okazało się, że starsi mają kłopot z równą dyspozycją. Forma zawodników to kolejna istotna kwestia, bo gdyby nasi siatkarze grali dobrze, nie rozmawialibyśmy o tym, na kogo trener powinien był stawiać. Tymczasem nasi siatkarze gaśli z meczu na mecz. Jeśli fizycznie byli bardzo dobrze przygotowani, to chyba coś było nie tak od strony mentalnej. Nie tworzyli monolitu, nie wyglądali na boisku tak, jakby stosowali zasadę muszkieterów: "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego".

Czy w pana opinii PZPS mógł zrobić więcej, żeby pomóc tej drużynie osiągnąć więcej?

Zapewniliśmy trenerowi takie warunki przygotowań, jakich sobie zażyczył. Jednoznacznie potwierdzam - jako związek zrobiliśmy wszystko, żeby odnieść sukces na mistrzostwach Europy, stanąć na podium. Sprowadziliśmy z USA radary do pomiaru prędkości zagrywki, które selekcjoner sobie zażyczył. A okazało się, że zagrywka była niestety naszym najsłabszym elementem. Kiedy trenerzy zażyczyli sobie na sparingowego rywala Słowenię, zaprosiliśmy do Spały Słowenię. W samej Spale też robiliśmy wszystko, żeby nasi siatkarze mieli komfort pracy i odpoczynku.

Po przegranym 0:3 meczu z Serbią na Stadionie Narodowym pokazał pan selekcjonerowi żółtą kartkę. Teraz mamy się spodziewać czerwonej?

Ta żółta kartka przejdzie pewnie do historii, może to i dobrze. Wielu naszych znakomitych mistrzów olimpijskich i mistrzów świata, a oni bezwzględnie znają się na siatkówce - oceniło, że było to bardzo powściągliwe zwrócenie uwagi. Na Stadionie Narodowym wyglądało to tak, jakby trenerzy mieli większą tremę, niż zawodnicy. Nie potrafili zespołowi pomóc. A w trudnych momentach zadaniem szkoleniowców jest właśnie pomoc drużynie.

Niepokoiło też, że trenerzy zbyt często śledzili statystyk, zamiast patrzeć na to, co dzieje się na boisku. Owszem, trener powinien się statystykami podpierać, ale nie traktować ich, jako jedyne źródło wiedzy.

Słyszy się, że związek już ma tę czerwoną kartkę przygotowaną, a to czy ją pokaże, zależy od sprawozdania i wyjaśnień De Giorgiego. Czy jeśli selekcjoner okaże się przekonujący, obroni posadę?

Trener będzie raczej oceniał, analizował niż tłumaczył. Tłumaczy się winny, a w swoich dotychczasowych wypowiedziach selekcjoner nie wskazał jednoznacznie przyczyn i źródeł niepowodzenia i nie dokonał wskazań personalnych. Ciekawi jesteśmy odpowiedzi na pytania: co zawiodło? I kto i czy w ogóle, ktoś popełnił błędy? W czwartek liczymy na odpowiedzi od trenera w tych kwestiach. Jesteśmy bardzo ciekawi, jak będą brzmieć.

O co jeszcze będziecie pytać?

Dlaczego wybrał takich a nie innych zawodników. Dlaczego siatkarze, na których postawił na początku, i z którymi pokonał w Lidze Światowej Brazylię i Włochy, potem prezentowali się słabiej. Dlaczego w sytuacji, w której Polacy zaczynali przegrywać, na ławce brakowało emocji i pomocy. Moim zdaniem wyglądało to tak, że jak wygrywamy, to razem, a jak przegrywają, to oni.

Selekcjonerowi będzie pewnie trochę trudniej wypaść przekonująco ze względu na barierę językową.

Słowa trenera De Giorgiego tłumaczyć będzie również trener, biegle posługujący się włoskim, więc przygotowani jesteśmy do merytorycznej dyskusji. To jasne, że emocji nie da się przetłumaczyć. Będziemy jednak rozmawiali twarzą w twarz.

Zmierzam do tego, że wiele osób coraz bardziej tęskni za polskim trenerem polskiej reprezentacji.

Ja też bardzo tęsknię. Mamy pewien deficyt trenerów średniego pokolenia, takich jak na przykład Krzysztof Stelmach, Andrzej Kowal czy Mariusz Sordyl. Mamy z kolei kilku młodych szkoleniowców, choćby byłych reprezentantów urodzonych pod koniec lat 70. i na początku 80., jak Piotr Gruszka i Wojciech Serafin. Problem jest taki, że w ostatnich latach polskie kluby prowadzili głównie trenerzy zagraniczni, naszym było bardzo ciężko się przebić.

Może trzeba zaryzykować? Chociażby tak, jak Serbowie z Nikolą Grbiciem?

My też zaryzykowaliśmy ze Stephane'em Antigą i to się opłaciło. Choć trzeba pamiętać, że Antiga miał przy sobie doświadczonego Philippe'a Blaina, który potem jakby trochę się wycofał.

Gdyby De Giorgi miał zostać, będziecie się od niego domagali zmian w sztabie?

Na pewno nie, jeśli chodzi o sztab medyczny i fizjoterapeutów, bo oni są jednymi z najlepszych w polskim sporcie. W drużynie zdarzały się w zasadzie tylko urazy mechaniczne. Kontuzje zmęczeniowe nie były problemem i w porównaniu z poprzednimi latami takie urazy były incydentalne. Zdecydowanie więcej zawodników miało coś do zaleczenia po sezonie ligowym, niż po reprezentacyjnym. Większość zawodników wróciła do klubów zdrowa.

Po mistrzostwach Europy zakończył się serial z Wilfredo Leonem. To na pewno dobra dla polskiej siatkówki wiadomość.

Na pewno tak. Oczywiście nikt nie zapewni Leonowi powołania. Będzie musiał przekonać do siebie selekcjonera, ale od lipca 2019 roku taka możliwość będzie. Za dwa lata Leon wciąż będzie jeszcze młodym zawodnikiem, choć przecież na światowym poziomie gra już od jakichś 10 lat. Aż trudno uwierzyć, że niedawno skończył dopiero 24 lata, więc z chęcią zobaczymy w końcu jego paszport (śmiech). Istotne jest też to, że Leon w ostatnich sezonach nie występował w żadnej reprezentacji i z tego względu jest mocno "zużyty" sportowo.

Inna dobra wiadomość dla naszej drużyny narodowej jest taka, że w przyszłym roku do kadry chce wrócić Mateusz Mika. Rozmawiałem z nim w czasie meczów mistrzostw Europy w Gdańsku i tak zadeklarował. Niewykluczone, że w reprezentacji pojawi również Piotrek Nowakowski, który ma przecież dopiero 30 lat.

Dodam, że kadra Polski jest bardzo atrakcyjna dla siatkarzy z innych krajów, nie tylko Leon chciał dla nas grać. Pojawił się chociażby temat Amerykanina polskiego pochodzenia, jednego z najlepszych graczy tamtejszej ligi uniwersyteckiej. Dbamy jednak, aby w reprezentacji grali siatkarze wyszkoleni u nas, po to prowadzimy Siatkarskie Ośrodki Szkolne, Szkoły Mistrzostwa Sportowego. A teraz mamy do zagospodarowania mistrzów świata juniorów z rocznika 1997.

Z gorszych wiadomości - system kwalifikacji do igrzysk olimpijskich miał być zmieniony tak, żeby zespoły z Europy miały trochę łatwiej. A wygląda na to, że nic takiego nie nastąpi, może im być nawet jeszcze trudniej uzyskać awans.

Światowa federacja siatkówki to ponad 200 państw, a każde z nich ma jeden głos. Europa ma tylko 55 głosów. I nie ma znaczenia, że to na naszym kontynencie są najlepsze ligi, w których gra większość najlepszych siatkarzy świata.

Ostatnio na jednym ze spotkań rozmawialiśmy o nowej formule Ligi Światowej, wszyscy się ekscytowali, jak to będzie fantastycznie wyglądało w przyszłym roku. Wtedy Ivan Miljković, fantastyczny zawodnik, zapytał: czy ktoś z tych, którzy forsują taki system, był kiedyś zawodowym siatkarzem. Większość spuściła głowy, jedna pani powiedziała, że grała w jakieś lidze w Luksemburgu. W takim gronie decyduje się o tym, żeby "ganiać" najlepsze reprezentacje samolotami po całym świecie. My w 2018 roku zagramy w Lidze Światowej dwa turnieje w Polsce, a poza tym w Japonii, USA i Australii. Chłopcy sobie polatają. A dla kogoś, kto ma 217 centymetrów wzrostu, to są trudne chwile, kiedy musi spędzić 12 godzin w ciasnym foteliku. A potem jeszcze zagrać mecz. Ten system, który wymaga od drużyn latania tam i z powrotem, jest masakrą. Tak to jednak przegłosowano, choć kraje z mocnymi ligami były przeciwne. Większość ma rację.

Na koniec wróćmy do trenera De Giorgiego. Czy jest szansa, że już w czwartek zapadną w jego sprawie jakieś decyzje?

W czwartek będziemy z trenerem rozmawiać. Będą przedstawiciele wydziałów szkolenia i trenerskiego. Potem wydziały spotkają się w pełnych składach i przeanalizują komplet raportów oraz efekt rozmów z selekcjonerem, a szczególnie jego wizję pracy w kolejnych sezonach. Niewykluczone, że w międzyczasie odbędą się kolejne rozmowy z trenerem i merytoryczne konsultacje. 20 września zapoznamy się z wnioskami wydziałów podczas posiedzenia zarządu. Wówczas będziemy musieli się bardzo poważnie zastanowić, jaką obrać drogę. Wtedy decyzje mogą zapaść, ale nie muszą. Zarząd możemy zwołać w każdej chwili i jeśli nie zdecydujemy teraz, zrobimy to pewnie podczas kolejnego posiedzenia, na którego zwołanie potrzebujemy dwóch tygodni. Istotnym będzie też, czy w styczniu będziemy musieli grać kwalifikacje do mistrzostw Europy 2019, bo przecież w tych zajęliśmy dopiero 10. miejsce.

Źródło artykułu: