Bogdan Serwiński o kadrze siatkarek: Widzę postęp, ale kilka rzeczy mnie niepokoi

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Nawet, jeżeli realizuje, nie zyskuje tym wielu zwolenników. Ostatnio szerokim echem odbiły się wypowiedzi Joanny Mirek i Małgorzaty Glinki-Mogentale dla Sport.pl. Obie byłe siatkarki zarzucają, że kadrze siatkarek nie stawia się żadnych wymagań i zbyt wiele jej się wybacza.

Głosy Joasi Mirek czy Małgosi Glinki są bardzo rozsądne, ale podejmują zaledwie jeden wątek w całej dyskusji o naszej siatkówce. Mamy jedną perspektywę, w której kibic oczekuje do trenera i drużyny wyniku i nie interesują go problemy, tylko konkretny rezultat. Można krytykować wynik nieodpowiadający oczekiwaniom, ale można też spytać: czy my się pniemy do góry, czy wykonywana praca daje nam nadzieję na sukces w przyszłości? A może należy uznać, że sięgnęliśmy kresu naszych możliwości i trzeba odmłodzić kadrę, by szukać innych możliwości?

Ja osobiście uważam, że dokonywanie zmian trenerskich nie byłoby najlepszym pomysłem. Skoro Amerykanie stosują w każdej dyscyplinie cykl olimpijski, to i my pozwólmy pracować trenerowi w określonym przedziale czasowym. Rozliczanie z każdej pojedynczej imprezy byłoby absurdem: wystarczyłaby jedna porażka z Czeszkami w kwalifikacjach do mundialu i zwalniamy trenera...

Niektórzy po meczu z Czeszkami właśnie to postulowali.

Ale tak moim zdaniem nie należy robić. Jak to się kończy, widać było choćby ostatnio w przypadku kadry panów, której wyniki pokazują, że gorączkowe zatrudnianie i zwalnianie nie daje wiele. Jeśli w takim cyklu zdarza się jedna, druga, trzecia katastrofa, to trzeba reagować, bo tego wszyscy będą się domagać od prezesa związku. Ale jeżeli w kadrze pań praca jest dobrze wykonywana, to jaki jest to powód do zmian?

Najwięcej zarzutów ze strony kibiców dotyczy braku stabilizacji. Od trzech lat trwa budowanie drużyny i momentami wydaje się, że nie będzie miało ono końca.

Co do odmładzania kadry i ciągłego rotacji, swoje zdanie już wypowiedziałem. Natomiast pamiętam wypowiedź Jacka Nawrockiego, w której przyznawał, że zgubiono po drodze bardzo dużo zawodniczek. I trudno powiedzieć, z czego to wynika: sytuacji losowych, za które trener nie może z oczywistych względów być pociągany do odpowiedzialności, czy taką naszą dziwną manierę szukania bez pojęcia, czego właściwie szukamy i co chcemy osiągnąć. Chcę wierzyć, że te wszystkie zmiany wynikają faktycznie z kwestii losowych, a nie chaosu i braku zdolności planowania u sztabu trenerskiego i pionu szkolenia PZPS.

Natomiast jakby spojrzeć na te ostatnie lata, to faktycznie coś jest w tych zmianach. Czasem sobie żartujemy w środowisku, że gdzie nie spojrzeć w lidze, tam kadrowiczka przy kadrowiczce! A ich menadżerowie już mogą zacierać ręce... Ale to tak na marginesie.

Niektóre wypowiedzi trenera Nawrockiego sugerują, że czuje się niesprawiedliwie atakowany przez dziennikarzy i niektórych ekspertów. Wypominanie, że krytycy nie robią niczego dla siatkówki i dbają tylko o własny interes, jest słuszne?

Trener w takich sytuacjach powinien przede wszystkim panować nad swoimi emocjami, bo kiedy wdaje się w polemikę z głosem kibiców czy ekspertów, to tak czy siak stoi na straconej pozycji. Trochę mam za sobą lat w swojej pracy i wiem, że najlepszym argumentem, jaki może przedstawić trener swoim krytykom, jest wynik i tylko nim można skutecznie walczyć. W innym wypadku można więcej stracić niż zyskać na wkroczeniu w taką dyskusję.

Pokusi się pan o postawienie kadrze naszych siatkarek szkolnej oceny za cały rok 2017?

Tego nie się zrobić, należy w takim razie wziąć inne kryteria do oceny. Przez ileś lat swojego życia byłem nauczycielem i najbardziej mnie interesowała skala postępu ucznia. Jedno dziecko skoczyło w dal cztery metry, a drugie dwa, ale to nie znaczy, że temu pierwszemu muszę wystawić ocenę bardzo dobrą, a drugiego co najwyżej dostateczną.

Trzeba spojrzeć, z jakiego poziomu obaj uczniowie zaczynali i jaki uczynili postęp. Patrząc na to, co działo się w naszej kobiecej siatkówce w ostatnim czasie, trzeba oceniać nie wynik, a progres i ten progres nastąpił, to jest niezaprzeczalne. A czy jest on zadowalający? Zapewne nie i czują to pewnie same siatkarki oraz trenerzy kadry.

W jakich elementach widzi pan ten progres?

Wystarczy spojrzeć na wyniki osiągnięte w drugiej dywizji World Grand Prix. Oczywiście, można umniejszać znaczeniu tego zwycięstwa i pisać jak niektórzy, że już przed turniejem finałowym wiadomo było, kto awansuje do wyższej grupy po reorganizacji, dlatego nie wszyscy traktowali mecze w Ostrawie poważnie. Ale dla mnie to raczej złośliwość i czepianie się niż właściwa krytyka.

Wracając: postęp widziałem przede wszystkim w jakości gry, przynajmniej wizualnie była ona lepsza niż jakiś czas temu. I ta drużyna daje podstawy do dalszego rozwoju i podnoszenia poziomu sportowego. Aczkolwiek nie ukrywam swojego zaniepokojenia tendencjami do sztucznego odmładzania i ciągłego zmieniania. Oraz twierdzeniami typu "ta grupa chce pracować", bo to sugeruje, że istnieje grupa, która pracować nie chce. Choć osobiście ja takiej grupy nie znam.

Rozmawiał Michał Kaczmarczyk 

Co jest największym problemem kadry polskich siatkarek?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×