- Niestety jest bardzo trudno przy tak napiętym terminarzu i szesnastu drużynach w PlusLidze. Kiedy cały czas grasz systemem środa-sobota, trudno jest optymalnie przygotować się do najważniejszych potyczek. Mieliśmy w tym roku Klubowe Mistrzostwa Świata, Ligę Mistrzów, Puchar Polski, wiele spotkań w PlusLidze i proszę mi uwierzyć, przychodziły dni, gdy człowiek był wypluty i potwornie zmęczony. Jak w tej sytuacji przygotować się na mecz z Lube w Lidze Mistrzów? - zapytał retorycznie w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego Mariusz Wlazły.
PGE Skra Bełchatów odpadła w 1. rundzie play-off Ligi Mistrzów właśnie z Cucine Lube Civitanova. Gdyby aktualni mistrzowie Polski mieli, tak jak wspomniał atakujący, więcej czasu na przygotowanie do meczu z tak mocnym rywalem, być może dwumecz z włoskim potentatem wyglądałby zupełnie inaczej.
Tymczasem bełchatowianie dwukrotnie przegrali (2:3 u siebie i 0:3 na wyjeździe) i musieli skupić się na krajowych rozgrywkach. W PlusLidze, ze świetnie dysponowanym Wlazłym, zdobyli dziewiąte mistrzostwo kraju. We wszystkie te tytuły swój wkład miał mistrz świata z 2014 roku. Mimo tylu złotych krążków 34-latek nie myśli jednak o zmianie barw klubowych, ani o końcu kariery.
- Chciałbym pokazać te dziesięć palców, oznaczających dziesięć tytułów mistrzowskich. To moje marzenie, ale kandydatów do tytułu znowu będzie wielu. Umowę ze Skrą mam ważną jeszcze na jeden sezon i przez rok na pewno pogram. A co potem? Zobaczymy. Jeśli będę się czuł tak dobrze, jak po zakończeniu tegorocznych rozgrywek, to pociągnę ten wózek dalej, może dwa, może trzy lata - podkreślił Wlazły.
W sezonie 2018/2019 atakującemu i jego PGE Skrze Bełchatów być może łatwiej będzie osiągnąć sukces w Lidze Mistrzów. W PlusLidze będzie występować już 14 a nie 16 drużyn, co sprawi, że kalendarz ligowy nie będzie już tak napięty.
ZOBACZ WIDEO Heynen zapraszał na mecz Polaków. Niecodzienna promocja Ligi Narodów w Katowicach