MŚ 2018. Damian Dacewicz przed meczem Polska - Włochy: Rywale rzucą nam się do gardeł!

- To będzie bardzo trudne spotkanie: hala wypełniona żywiołowo reagującymi kibicami oraz Włosi, którzy znaleźli się pod ścianą i nie mają nic do stracenia - mimo tego Damian Dacewicz wierzy w awans polskich siatkarzy do fazy medalowej MŚ.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Damian Dacewicz jest po wrażeniem gry Polaków podczas MŚ 2018 Newspix / Tomasz Wantuła/EDYTOR.net / Damian Dacewicz jest po wrażeniem gry Polaków podczas MŚ 2018.
Marek Bobakowski, WP SportoweFakty: 3:0 z Serbami w pierwszym meczu III fazy mistrzostw świata siatkarzy spowodowało, że przed piątkowym spotkaniem z reprezentacją Włoch (początek o godz. 21:15 - przyp. red.) to Biało-Czerwoni są w lepszej sytuacji.

Damian Dacewicz, były reprezentant, trener, obecnie komentator Polsatu: Ten mecz z Serbami aż mnie uskrzydlił! Zagraliśmy na niewyobrażalnym poziomie. A przede wszystkim cieszy mnie to, że zamknęliśmy usta wszystkim tym, którzy twierdzili, że Serbowie "puścili" nam pierwsze spotkanie w II fazie mundialu, by wyrzucić Francuzów poza burtę. Bo ponoć jesteśmy słabsi. No to pokazaliśmy, jak jesteśmy słabsi (śmiech).

Idąc tym tropem, to w piątek możemy utrzeć nosa Włochom. Bo wedle wielu specjalnie tak ustawili losowanie, by trafić właśnie na nas. Jako na "najsłabszą" drużynę w TOP-6. Czyż nie?

Pełna zgoda. Jeżeli rzeczywiście, bo przecież dowodów nie mamy, Włosi tak ustawili grupę, by zagrać ze "słabeuszami", to najwidoczniej nie odrobili lekcji i nie poznali naszego potencjału. A ten jest ogromny. Spotkanie z Serbami dokładnie pokazało, że nasze miejsce jest w ścisłej, światowej czołówce. Przecież oni naprawdę są mocni, grają bardzo twardo, nie mają problemu z presją. A my? Mentalnie pokazaliśmy, że jesteśmy jeszcze lepsi. W końcówkach I i II seta (wygranego przez Biało-Czerwonych na przewagi - przyp. red.) zagraliśmy jak profesorowie z uczniami.

Z Włochami jednak łatwo nie będzie. Mimo że możemy nawet przegrać 0:3, przy odpowiedniej liczbie zdobytych małych punktów.

Nie będzie. Przestrzegam przez założeniem, że my już gramy o medale. Nie, w piątek trzeba postawić kropkę nad "i". Historia jest pełna sytuacji, gdy drużyny były już jedną nogą w kolejnej fazie, a potem był płacz. W piątek przeciw nam będą nie tylko włoscy siatkarze, ale również wypełniona po brzegi hala.

Biało-Czerwoni potrafią grać przez taką publiką. Czego więc się obawiać?

Nie zrozumieliśmy się. Ja nie twierdzę, że żywiołowy doping przeszkodzi nam, że nas "przygasi". Nie, nie, rzeczywiście potrafimy grać w takich warunkach. Nie "pękamy".

Czyli chodzi o to, że trybuny napędzą grę Włochów?

Dokładnie! Kilka udanych akcji, wybuch radości na trybunach i Włosi znajdą się na fali. Wtedy może im wszystko wychodzić. W takich sytuacjach zespoły osiągają taki luz, że niezwykle ciężko je zatrzymać.

A jak do tego jeszcze dołożą się sędziowie...

Sędziów bym się nie obawiał. Na tym poziomie nie pomogą już Włochom na tyle, aby zmienić wynik meczu. Wiem, że były dziwne sytuacje we wcześniejszych fazach, że ich rywale narzekali na arbitrów, ale w tak ważnym spotkaniu nie zrobią nam krzywdy. Owszem, jedną, dwie piłki trzeba założyć, że zagwiżdżą po gospodarsku. Musimy to założyć jeszcze przed meczem. Włosi są pod ścianą, dlatego rzucą nam się do gardeł. To będzie prawdziwa wojna, gdzie jeńców się nie bierze. Wiem, że to wszystko brzmi jak puste banały. Nie, w Turynie dojdzie do jednego z najważniejszych meczów w historii polskiej - i włoskiej też - siatkówki. Usiądźmy więc wieczorem wygodnie i delektujmy się siatkówką. To ten moment, na który czeka się miesiącami, latami.

Jeden wygrany set daje nam awans i na dodatek pierwsze miejsce w grupie. Porażka 0:3, ale ze zdobytymi 61 punktami (nie liczą się te wywalczone "na przewagi" - przyp. red., tutaj więcej szczegółów >>), również daje nam awans. Czy łatwo będzie się grało z taką świadomością?

Nie. Siatkarze oczywiście znają te wyliczenia, ale jak wyjdą na parkiet, to przecież nie mogą ciągle przeliczać tego w głowie. Bo przegrają z hukiem! Trzeba wyjść z założeniem wygrania meczu. Wtedy będzie wszystko dobrze. Minimalizm w dłuższej perspektywie się nie opłaca.

ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Włosi kombinują przed Polską? "Słyszeliśmy, że były już próby przekładania meczu"

Te ciągłe liczenie, kto i kogo może wyeliminować, losowanie grup, które było parodią, niezrozumiały system rozgrywek - nie wygląda to dobrze. Co zrobić, by siatkówka odzyskała zaufanie w oczach kibiców?

Zmienić system rozgrywania najważniejszych turniejów. To proste.

Pójść tropem piłkarskim?

Tak. Albo zastosować system znany z siatkówki, ale z igrzysk olimpijskich. Czyli tylko I faza jest fazą grupową. A potem już gramy systemem pucharowym - czyli przegrywający odpada. 1/8 finału, ćwierćfinał, półfinał, finał.

Wcielę się w adwokata działaczy FIVB: ale jak tak zrobimy, to gospodarz odpadnie np. w 1/8 finału i nagle zainteresowanie turniejem spadnie do minimum. Co wtedy?

A czy FIFA przejmowała się tym, że podczas ostatniego piłkarskiego mundialu Rosja może odpaść w grupie, albo zaraz po wyjściu z niej? Bądźmy poważni.

Przeczytaj inne artykuły autora -->>




Czy polscy siatkarze awansują do półfinału MŚ?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×