Michał Kubiak: Jesteśmy na tyle silnym krajem, że FIVB nie może nas stracić. Chyba tego nie wykorzystujemy

- Przyszłoroczny Puchar Świata nie ma sensu. Może gdybyśmy go zbojkotowali, inne reprezentacje poszłyby za nami. FIVB nie może sobie pozwolić, żeby nas stracić - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Michał Kubiak, kapitan drużyny mistrzów świata.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Michał Kubiak WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Michał Kubiak

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Doszedł pan już do pełni zdrowia po mistrzostwach świata?

Michał Kubiak, kapitan siatkarskiej reprezentacji Polski, zawodnik klubu Panasonic Panthers: Tak, wszystko jest w porządku, choć czasu na wyleczenie się i odpoczynek nie było dużo. W tym samym tygodniu, w którym wróciliśmy z mistrzostw, ja byłem już w Japonii. Powrót do Polski był w poniedziałek, a ja w piątek wyruszyłem w kolejną podróż. Głos też odzyskałem dość szybko. Kilka rzeczy złożyło się na to, że po finale miałem mocną chrypę. Dobrze jednak, że ona była.

Muszę zapytać o jedną, konkretną sytuację z meczu finałowego. Trzeci set, rywale blokują Artura Szalpuka i jest 24:23. Przed trzecią piłką meczową siada pan na boisku i prosi o interwencję lekarzy. Bartosz Kurek mówił nam, że od razu wiedział, że nic panu nie jest. Potwierdza pan, że to była taktyczna zagrywka?

Zgadza się. Widziałem, że potrzebujemy chwili oddechu, a czasów chyba już nie mieliśmy. Trzeba było coś wymyślić, żeby mieć dodatkowe kilka sekund na uspokojenie emocji. Padło na mnie i okazało się, że takie zagranie przyniosło efekt, bo w kolejnej akcji Bartek zdobył punkt i wygraliśmy mistrzostwa.

Zaraz po turnieju furorę zrobiło w internecie kilkusekundowe nagranie, na którym widać, co mówi pan po ostatniej piłce pierwszego seta meczu Polska - USA. Chodzi o te słowa o challenge'u.

Cieszę się, że moje słowa robią furorę (śmiech). To były słowa rzucone pod wpływem chwili, spowodowane poprzednią akcją, w której pomyliłem się o centymetr. Amerykanie sprawdzili i okazało się, że punkt należy się im. Po kolejnej piłce też mogli sobie brać challenge.

Często wraca pan do wrześniowego turnieju? Oglądał pan mecze, które rozegraliście w Bułgarii i we Włoszech?

Oglądałem. Właśnie przed chwilą skończyłem oglądanie tie-breaka z meczu ze Stanami Zjednoczonymi.

Graliście wtedy świetnie, Amerykanie zresztą też. Brał pan kiedyś udział w tak twardym spotkaniu, stojącym na równie wysokim poziomie?

Jeśli chodzi o emocje, równie wielkie były w meczu z Niemcami w Berlinie, w europejskich kwalifikacjach do igrzysk olimpijskich. Na pewno jednak poziom nie był wtedy tak wysoki.

Vital Heynen po turnieju stwierdził, że najlepsze zdanie, jakie słyszał, padło z pańskich ust: "Jedynym zespołem, którego się obawiamy, jest Polska". Wyjaśni pan, co miał pan na myśli?

Chodziło mi o to, że jeżeli będziemy grać dobrze, nie będzie zespołu poza naszym zasięgiem i to się sprawdziło. Chciałem w ten sposób podkreślić, że należy patrzeć na siebie, nie oglądać się na inne ekipy.

Nikt nie czuje się dobrze, gdy jest oszukiwany, albo gdy uważa, że nie mówi mu się całej prawdy. Pracując z Vitalem wiemy, że on nam całą prawdę mówi, nawet jeśli nie chcemy jej usłyszeć.


Najważniejsza dla waszego triumfu była atmosfera? Pana koledzy mówią, że wewnątrz zespołu wytworzył się wyjątkowy klimat.

Zgadza się. To był jeden z niewielu sezonów kadrowych, po którym żal nam było, że się skończył. Czuliśmy się w swoim towarzystwie naprawdę dobrze, widzieliście to zresztą na boisku.

Całkowity kontrast w stosunku do tego, co działo się w kompletnie nieudanym roku 2017?

Nie chcę wracać do tamtego sezonu. Teraz mamy nową drużynę, nowego trenera. Wszyscy czujemy się w zespole dobrze, nawet jak trener na kogoś nakrzyczy, szybko jest to wyjaśniane. Nie ma gadania za plecami, wszystko jest pokazywane czarno na białym. Małe problemy, które się pojawiają, są zduszane w zarodku i nie przeradzają się w trudne do rozwiązania konflikty.

Każdy z was podkreśla, że szczerość Heynena, obowiązująca w jego drużynie transparentność, to wielkie atuty Belga. Niektórzy dodają, że innym selekcjonerom tej szczerości brakowało.

Nikt nie czuje się dobrze, gdy jest oszukiwany, albo gdy uważa, że nie mówi mu się całej prawdy. Pracując z Vitalem wiemy, że on nam całą prawdę mówi, nawet jeśli nie chcemy jej usłyszeć. Według mnie to dobra, zdrowa sytuacja, która jest kluczem do osiągania wielkich rzeczy.

Poza szczerością jest jeszcze coś, co wyróżnia Heynena?

To szkoleniowiec, który nie szuka problemów tam, gdzie ich nie ma. Nie wyolbrzymia małych spraw, nie robi z igły wideł. Dał nam wolną rękę jeżeli chodzi o kontakt z bliskimi, nasze rodziny mogą przyjeżdżać na zgrupowania. Nie wydaje mi się, żeby piętnastominutowe spotkanie z żoną na kawie mogło któremuś z nas przeszkodzić w zagraniu dobrego meczu. Wręcz przeciwnie - brak możliwości zobaczenia się z bliskimi powoduje więcej szkody, niż pożytku. Vital to rozumie, z czego my się bardzo cieszymy. Chciałbym zaznaczyć, że nie krytykuję zasad obowiązujących u innych trenerów. Wyrażam po prostu swoje zdanie, które wyrobiłem sobie w ciągu kilkunastu lat grania w siatkówkę.

Heynen daje wam wolną rękę, ale nie we wszystkim. W czasie mistrzostw to on ustalił, w jakich parach będziecie mieszkać w pokojach. Pana współlokatorem został Damian Wojtaszek, chyba największy wesołek w drużynie.

To był chyba jedyny moment, w którym wymusił na nas podporządkowanie się. Mnie sparował akurat z "Wojtyłą", z którym mieszkałem już na wyjazdach kiedy graliśmy razem w Jastrzębskim Węglu. Damian wbrew pozorom jest bardzo spokojnym i ułożonym człowiekiem, tak jak dla mnie niezwykle ważna jest dla niego rodzina.
Czasem żartowaliśmy, że w pokoju zachowuje się zupełnie inaczej, niż po przekroczeniu jego progu, że ładuje wtedy baterie, a jak już wyjdzie na zewnątrz, zmienia się w innego Damiana.

Kiedy w czasie mistrzostw leżał pan chory w pokoju, Wojtaszek przynosił panu posiłki.

Gdybym ja był na jego miejscu, robiłbym to samo. Oczywiście, zachował się jak mój przyjaciel, którym jest. Natomiast nie widzę w tym niczego nadzwyczajnego. Pomógł niedomagającemu koledze i za to należy mu się duże "dziękuję".

Kilka dni temu Bartosza Kurka ogłoszono najlepszym siatkarzem Europy w 2018 roku. Nie spodziewam się, że powie pan cokolwiek innego niż "słuszny wybór".

Bardzo się cieszę z sukcesu Bartka, bo wiem, jak ciężko pracuje. Ostatni sezon nie był dla niego najlepszy. Grając w Turcji doznał kontuzji, potrzebował kilku miesięcy, żeby dojść do wysokiej formy, w tym czasie zalała go fala hejtu. Jestem naprawdę szczęśliwy, że odebrał taką nagrodę i serdecznie mu gratuluję. Należy mu się za to, jaki turniej zagrał w Bułgarii i we Włoszech.

Heynen po turnieju stwierdził, że MVP mistrzostw był Kurek, ale MVP polskiej drużyny Kubiak. Czy czuł pan, że to właśnie pan ma największy wpływ na to, co dzieje się z zespołem?

Nie odbieram tego w ten sposób. Jestem już na tyle doświadczonym zawodnikiem, że wiem, co trzeba zrobić w niektórych sytuacjach, żeby pomóc drużynie. Jako kapitan muszę brać odpowiedzialność na swoje barki i swoim doświadczeniem pomagać kolegom najlepiej jak potrafię.

Od kilku tygodni jest pan już w Japonii. Jak przyjęto tam mistrza świata?

Wielkiej fety nie było. W klubie interesowali się turniejem, wiedzieli co osiągnęliśmy i już zaraz po finale odbierałem od znajomych z Panasonic Panthers SMS-y z gratulacjami. Po moim przylocie też wyrażali swoje uznanie, ale imprezy z tortem na moją cześć nie zrobili.

W ekipie "Panter" traktują już pana trochę jak swojego?

Jestem w drużynie trzeci sezon, więc trochę się zżyłem z chłopakami. Przez ten czas drużyna praktycznie się nie zmieniła, większość zawodników, którzy byli w klubie wtedy, gdy do niego przychodziłem, nadal w nim jest. W zespole może być tylko jeden obcokrajowiec i ja zajmuję to miejsce. Poza tym są byli i obecni reprezentanci Japonii - Kunihiro Shimizu, Hideomi Fukatsu, Tatsuya Fukuzawa, Takeshi Nagano, Akihiro Yamauchi. Wspólnie spędzony czas, zarówno na boisku, jak i poza nim, nie pozostaje bez znaczenia.

Początek sezonu ligowego macie bardzo dobry. Wygrywacie mecz za meczem, pan ma świetne statystyki. Wysoka forma wypracowana na mistrzostwa najwyraźniej wciąż się utrzymuje.
Ja uważam, że forma zależna jest tylko i wyłącznie od ciebie. Jasne, czasem gra się trochę lepiej, czasem trochę gorzej, ale poniżej pewnego poziomu schodzić nie można. W klubie płacą nam pieniądze, a w zamian oczekują dobrej gry, więc trzeba się starać, pracować, napędzać. Nie można osiąść na laurach dlatego, że jest się mistrzem świata.

Bardzo się cieszę z sukcesu Bartka, bo wiem, jak ciężko pracuje. Jestem naprawdę szczęśliwy, że odebrał nagrodę dla najlepszego siatkarza Europy i serdecznie mu gratuluję. Należy mu się za to, jaki turniej zagrał w Bułgarii i we Włoszech.


Dobrze się pan czuje w Japonii?

Znakomicie. Nie siedziałbym w tym kraju trzy lata, gdyby było mi źle. Dzięki ludziom, z którymi współpracuję, czuje się tutaj jak w domu. Japonia jest piękna, ale też specyficzna i rozumiem, że nie każdy jest w stanie się w niej odnaleźć. Mi się jednak bardzo podoba. Zobaczymy, jaka będzie moja japońska przyszłość.

Rozważa pan, żeby kiedyś zamieszkać w Japonii na dłużej?

Nie, ja chyba nie mógłbym mieszkać na stałe poza Polską. 2-3 miesiące w roku w innym miejscu - jak najbardziej. Jednak wyprowadzka na dłużej z miejsca, gdzie żyją moja rodzina i znajomi, to raczej nie wchodzi w grę. Miałem na myśli to, że po obecnym sezonie kończy mi się kontrakt. Trwają rozmowy o jego przedłużeniu.

Choćby od Mai Tokarskiej, która spędziła w Japonii jeden sezon, usłyszałem, że obcokrajowcowi trudno jest nawiązywać z miejscowymi relacje bliższe niż "kolega z pracy".

Japończycy na początku znajomości rzeczywiście nie są zbyt otwarci, raczej skryci. Kiedy już jednak lepiej kogoś poznają, jest trochę inaczej. Przykład - w pierwszym roku pobytu nigdzie nie wychodziłem z kolegami z zespołu, teraz już chodzimy razem na kawę czy na obiad do restauracji.

A wśród obcokrajowców z innych japońskich drużyn ma pan kolegów?

Nie, bo nie przyjechałem do Japonii szukać przyjaciół, tylko wygrywać. Jest paru chłopaków, przeciwko którym grałem wiele razy na poziomie reprezentacji, jednak żadnego z nich nie znam na tyle dobrze, żeby powiedzieć, że jest moim kolegą. Ja widzę w nich przede wszystkim przeciwników.

Czy uważasz, że siatkarski kalendarz imprez międzynarodowych na 2019 jest zbyt napięty?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×