KMŚ 2018. Roberto Piazza: Jestem trenerem od 27 lat. To moja pierwsza czerwona kartka

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: trener Roberto Piazza
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: trener Roberto Piazza

- Daliśmy z siebie niemal sto procent, ale to nie wystarczyło - uważa Roberto Piazza, trener PGE Skry Bełchatów. Jego zespół przegrał na otwarcie Klubowych Mistrzostw Świata z Cucine Lube Civitanova 1:3.

Mimo porażki był to jeden z najlepszych meczów żółto-czarnych w tym sezonie. Włoski szkoleniowiec dzień wcześniej zapowiadał, że jego zespół musi "zagrać na sto procent", by myśleć o wygranej w każdym meczu. - Nie zawsze nam da to wygraną, ale stwarza to szansę na dobry rezultat - podkreślił.

- Byliśmy bliscy naszej optymalnej dyspozycji. Musimy jeszcze sporo rzeczy poprawić, ale sędzia - nazwijmy to tak - nie pomógł nam. Jestem trenerem 27 lat i ani razu nie dostałem czerwonej kartki. Coś w tym musi być. Ale to nie jest wymówka, a przedstawienie naszej sytuacji. Włożyliśmy w to spotkanie maksimum tego, co mamy - uważa Roberto Piazza.

Choć siatkarze Cucine Lube Civitanova nękali bełchatowian bardzo mocnymi zagrywkami, włoski szkoleniowiec mistrzów Polski widział szansę na nawiązanie z nimi walki, gdyby nie pojedyncze błędy w poszczególnych setach.

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 92. Fabian Drzyzga: Stephane Antiga nie jest szczery. Straciłem przez niego 1,5 roku

- W pierwszym secie mieliśmy dwie - być może kluczowe - piłki Jedną, gdzie Milad Ebadipour zagrał piłkę za blisko siatki i był błąd. Druga rzecz to łatwa zagrywka, którą wyrzucamy daleko w aut. Jeśli psujemy trudną piłkę, nie mam pretensji. Ktoś powie: "to tylko dwie piłki". Ale w ostatecznym rozrachunku było 25:21, a gdybyśmy ich nie zepsuli, byłoby 23:23 - powiedział.

Doszło jednak do sytuacji, w której trener Piazza się zdenerwował. - W ostatniej partii doszło do sytuacji, że Lube miało pięciu graczy na boisku, a Simon był poza nim. Normalnie w takiej sytuacji powinien zostać odgwizdany błąd i punkt dla nas. A wynik w tym secie był 27:25. Być może byłoby 26:26, nie wiem - dodał.

Jednym z "katów" PGE Skry w poniedziałkowym meczu był Joandry Leal, który zdobył 18 punktów, w tym "tylko" trzy bezpośrednio z zagrywki. Jednak Kubańczyk z brazylijskim paszportem posłał wiele trudnych serwisów.

- Cierpieliśmy, gdy Leal był na zagrywce, ale tu nie chodzi tylko o nas, bo to zagrożenie odczuwałaby każda drużyna na świecie. My musieliśmy szukać argumentu, który pozwoliłby nam nawiązać walkę z Lube w taki sam sposób. Tak, jak zrobił to Jakub Kochanowski w pierwszym secie, a Mariusz Wlazły w czwartym. Musimy więcej piłek wciskać w boisko bezpośrednio z zagrywki - powiedział Piazza.

- Daliśmy z siebie 100 procent, ale to nie wystarczyło. Cóż, dalej jest szansa. Fakieł i Zenit? Walczymy z zawodnikami, a nie z wielkimi nazwami drużyn. Jeśli tak na to mielibyśmy patrzeć, to z Lube nie mamy szans, bo wydali grube miliony euro na zawodników. A w siatkówce liczy się to, co na boisku - zakończył trener PGE Skry Bełchatów.

Źródło artykułu: