Ryszard Bosek ma dość oczerniania. Oddał AZS Częstochowa bez długów

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Ryszard Bosek
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Ryszard Bosek

Siedzibę AZS-u Częstochowa w ciągu tygodnia dwukrotnie odwiedził komornik i zajął puchary. Działacze klubu tłumaczą się, że długi są winą poprzedników. - Pan Filipski mówi nieprawdę - twierdzi Ryszard Bosek i dodaje, że klub oddał bez zobowiązań.

O finansowych problemach Tauron AZS-u Częstochowa głośno jest od kilku tygodni. Zawodnicy, trenerzy i sztab na zaległe pieniądze czekali nawet kilkanaście miesięcy. Część z nich oddało sprawę do sądu, który naturalnie przyznał im rację i rozpoczął procedurę odzyskania pieniędzy z majątku klubu. Do siedziby AZS-u dwukrotnie wkroczył komornik, który zajął mistrzowskie puchary i medale.

Skąd wzięła się tak trudna sytuacja ekonomiczna klubu zasłużonego dla polskiej siatkówki? Prezes Kamil Filipski tłumaczy ją koniecznością spłaty 800 tysięcy złotych długów, które narobiły poprzednie władze AZS-u. Głos w tej sprawie zabrał Ryszard Bosek. To właśnie on był jednym z zarządzających klubem przed właścicielską zmianą, do której doszło w 2017 roku. - Mam dosyć oczerniania, słuchania o sobie, że to ja wszystko zrobiłem. Nie wiem z jakiego powodu zostałem czarną owcą tego całego systemu - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty.

- Pan Filipski mówi po prostu nieprawdę, bo wtedy klub nie miał zadłużenia. Nie chcę mi się nawet na ten temat mówić. Wszystko, co mówi pan Filipski to insynuacje i kłamstwa, na które ja nie chcę odpowiadać, bo za dużo przecierpiałem, gdy zostałem właściwie jedynym winnym tego, co się stało w AZS-ie Częstochowa. Nie wiem z jakiego powodu, może dlatego, że chciałem pomóc. Najłatwiej było zgonić na Boska, bo on się nie odzywa. Ja trochę już o tym zapomniałem, odłączyłem się. Przyzwyczaiłem się do tego, że wszyscy mówią o mojej winie. Ci naprawdę zainteresowani wiedzą, kto jest temu winny - stwierdził Bosek.

[color=black]ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Anegdoty z szatni Legii. "Hasi skrytykował mnie za sposób chodzenia w szpilkach"

[/color]

W 2017 roku AZS spadł z PlusLigi. Długo nie było wiadomo, jaka przyszłość czeka sześciokrotnych mistrzów Polski. Gdy w klubie pojawili się Kamil Filipski i Mateusz Czaja, kibice odetchnęli z ulgą. Wtedy nic nie wskazywało finansowej katastrofy. Bosek i inni działacze nie mieli przeciwwskazań, by oddać klub w ich ręce. Teraz ma zupełnie odmienną opinię. - Zwalanie winy na tych, którzy dwa lata temu oddali klub, jeszcze na bardzo ugodowych warunkach, jest - nie chciałbym używać mocnych słów - dużym nietaktem - przyznał.

- Staraliśmy się uratować ten klub, ale oczywiście nie na takich wariackich papierach, jak to zrobili nowi właściciele. Spółka akcyjna nie może mieć długów. Myśleliśmy, żeby zająć się szkoleniem młodzieży, ale znalazł się pan Filipski, który powiedział, że ma plan, pieniądze i sponsorów. Dlatego przejął ten klub. Pan Filipski i pan Czaja mówili, że mają plan. Z nadzieją na to, że w klubie się poprawi, umożliwiliśmy przejęcie. Oni wprowadzili swoją politykę i niech nie próbują zwalać winy na innych, bo to jest wyłącznie ich zasługa, że AZS jest w takiej sytuacji - dodał Bosek.

Bosek nie zgadza się ze stwierdzeniem, że oddał klub z niespłaconą pożyczką w wysokości 400 tysięcy złotych. Środki na jej spłatę zabezpieczone były poprzez transfer Rafała Szymury do ZAKSY Kędzierzyn-Koźle i pieniędzmi ze sprzedaży udziałów w PLS Aluron Virtu Warcie Zawiercie. Dodaje, że nowe władze AZS-u nie zapłaciły jeszcze za udziały, co miały dokonać w dwa miesiące od przejęcia klubu.

- Od momentu, odkąd przejęli spółkę, to wszystko, co zrobili, to jest ich zasługa. Gdyby zdobyli mistrzostwo Polski, skakalibyśmy z radości. Nie udało im się, pozadłużali się i nie mogą mówić, że to zrobił ktoś z boku. Nikt nie zostawił klubu w takiej sytuacji, w jakiej jest teraz. Jeżeli trzeba to będzie udowodnić, to bez problemu to zrobię - powiedział Bosek.

Mistrz olimpijski z Montrealu (1976) przyznaje, że zawsze budował kadrę AZS-u na miarę budżetu. - Nie mogąc załatwić lepszych zawodników, podpisywaliśmy umowy z siatkarzami, którzy mieli potencjał rozwojowy, albo tanich, jak dwóch Ukraińców, którzy za te pieniądze grali bardzo dobrze. Za to, co się dzieje odpowiadają działacze. Pan Filipski zaraz po przejęciu klubu potwierdzał, że klub jest niezadłużony. Trzeba mieć na tyle taktu w sobie, żeby pamiętać, jakie dawało się wywiady wcześniej, a jakich się udziela teraz - zakończył były selekcjoner reprezentacji Polski.

Źródło artykułu: