Ostatnia walka o kielecką siatkówkę. "Nie chcemy, by w kraju mistrzów świata zniknął kolejny ośrodek"

Buskowianka Kielce jest na prostej drodze do wycofania się z pierwszej ligi, ale to nie oznacza wywieszenia białej flagi. Trener Dariusz Daszkiewicz i byli siatkarze klubu z Kielc apelują o uratowanie siatkówki w województwie świętokrzyskim.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
zawodnicy KPS Kielce Newspix / Pawel Janczyk / 400mm.pl / Na zdjęciu: zawodnicy KPS Kielce
- Być może to się nie uda, ale chciałbym móc stanąć przed lustrem i spojrzeć sobie w oczy z pełnym przekonaniem, że przynajmniej próbowałem coś zrobić - mówił w rozmowie z naszym portalem Dariusz Daszkiewicz. Były trener młodzieżowej kadry Polski pracował w największym siatkarskim klubie z Kielc niemal przez dwanaście lat, nie tylko przy drużynie seniorów, ale także jako koordynator grup młodzieżowych.

Pokonał z Fartem Kielce drogę z drugiej ligi do ekstraklasy, by potem poznać gorzki smak pożegnania z drużyną w trakcie sezonu, a następnie wrócić do klubu jeszcze dwukrotnie i na sam koniec podjąć się w grudniu 2017 roku próby ratowania PlusLigi w Kielcach. - Większość ludzi mówiła mi wtedy, że wchodzę na minę i to nie ma prawa się udać. Po czasie okazało się, że mieli rację, ale miałbym żal do siebie, gdybym nie spróbował - przekonywał Daszkiewicz.

Koniec I-ligowej siatkówki w Kielcach. Klub został zlikwidowany

Przez lata zmieniały się nazwy klubu, pogarszała się jego sytuacja, prezes Jacek Sęk próbował wszystkiego, by utrzymać klub w elicie i ostatecznie poległ, a pierwszoligowej Buskowiance Kielce pod nowym kierownictwem pozostało wiązanie końca z końcem w pierwszej lidze. Młody zespół Mateusza Grabdy wypełnił zadanie i utrzymał się na zapleczu PlusLigi, ale po raz kolejny dała znać o sobie kiepska kondycja finansowa.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa" #6. Liga Mistrzów, "TurboGrosik" w formie, strajk trenerów i piękne historie Lewandowskiego oraz Piątka [cały odcinek]

"Nikt nie chce poznać prawdy"

Obecnie zaległości wobec siatkarzy i sztabu wynoszą 250 tysięcy złotych, bo klubu nie stać na wypłaty wynagrodzeń za kwiecień i maj. Prezes Łukasz Zieliński pożegnał się z Buskowianką, zarząd podał się do dymisji, sponsor uznał, że nie zamierza już wspierać drużyny, a podczas nadzwyczajnego walnego zgromadzenia stowarzyszenia KPS Kielce okazało się, że nikt nie chce przejąć władzy w klubie. Tym samym podjęto trudną decyzję o postawieniu stowarzyszenia w stan likwidacji.

Nie oznacza to natychmiastowej śmierci siatkówki w Kielcach. Teoretycznie sfinalizowanie likwidacji KPS Kielce może trwać nawet trzy lata, natomiast ludzie walczący o kielecki klub wiedzą, że w ciągu najbliższych dwóch miesięcy musi pojawić się podmiot, który wspomoże stowarzyszenie finansowo i organizacyjnie na tyle, by można było zgłosić drużynę do kolejnej edycji pierwszej ligi. W przeciwnym razie upadek Buskowianki będzie ostateczny. - Każdy pewnie myśli, że klub ma ogromne długi, a tak nie jest. Nikt nie chce się dowiedzieć, ile tak naprawdę potrzeba do wyjścia na prostą, nikt nie chce podjąć próby i to boli - mówił nam trener Daszkiewicz.

Nasz rozmówca nie ukrywał, że pieniądze są ważne (na utrzymanie zespołu na poziomie I ligi siatkarzy potrzeba około miliona złotych), ale nie najważniejsze. - Nie zamierzamy, broń Boże, przekonywać miasta: dajcie nam kilka milionów i my się nimi zajmiemy. Buskowiance przede wszystkim brakuje ludzi, którzy poukładaliby organizację. Wiemy, że w miejskim magistracie są ludzie, którzy mają doświadczenie w pomocy klubom w trudnej sytuacji, jak choćby kobiecej Koronie Handball lub piłkarskiej Koronie, zdegradowanej lata temu do czwartej ligi. Oni mogą przyjść do klubu, dać sobie miesiąc na przeanalizowanie sytuacji, sprawdzić wszystkie umowy i dokumenty. Jeżeli miasto wejdzie w ten projekt i wyprowadzi klub na prostą, za rok, dwa pojawi się ktoś, kogo zainteresuje siatkówka w Kielcach i wszystkie będzie działało na zdrowych zasadach - przekonywał gorąco szkoleniowiec.

Miasto, które czuje sport

Nie tylko Dariusz Daszkiewicz zamierza walczyć o swój były klub i apelować do władz Kielc o podarowanie mu jeszcze jednej szansy. Dołączyło do niego także kilku zawodników, którzy szybko zadeklarowali swoją pomoc po usłyszeniu wiadomości o problemach KPS Kielce. Jednym z nich był Marcin Komenda, który zaczynał swoją PlusLigową karierę właśnie w Effectorze Kielce.

- W tym mieście ludzie czują sport i są do niego świetnie nastawieni. Wiadomo, że miastu nie jest łatwo rozdzielić fundusze na kilka klubów i szkoda, że koniec końców ucierpiała siatkówka. Jeżeli ktoś mnie zapyta, dlaczego mimo wszystko chcę ratować klub w tym mieście, to odpowiem, że dla mnie Kielce to świetne miasto do życia i uprawiania sportu. Nie walczyliśmy o najwyższe cele, a mimo to ludzie na ulicy życzyli nam jak najlepiej i trzymali kciuki - wspominał młody rozgrywający. Podkreślił przy okazji, że w żadnym innym klubie nie dostałby tylu szans na grę i bez okresu gry w Effectorze nie doczekałby się miejsca w GKS-ie Katowice i powołania do polskiej kadry.

Zarówno Komenda, jak i Daszkiewicz wymieniali niemal jednym tchem nazwiska graczy, którzy dzięki występom w kieleckim klubie zaistnieli w polskiej siatkówce. Niektórzy z nich uratowali swoje kariery, jak choćby libero Robert Milczarek, który miał powoli kończyć zawodowe granie, a po czasie spędzonym w Effectorze doczekał się powrotu do PGE Skry Bełchatów i kolejnego mistrzostwa Polski. Gdyby nie Effector, Mateusza Bieniek prawdopodobnie nie doczekałby się mistrzostwa świata i kontraktu w ZAKSIE, a Grzegorz Pająk nie zostałby nagrodzony powołaniem do reprezentacji w wieku 28 lat.

Aluron Virtu Warta z historycznym sukcesem. "Przejechaliśmy się po drużynie z Radomia"
Czy miasto Kielce powinno udzielić KPS Kielce pomocy i uratować siatkówkę w tym mieście?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×