Zawodniczki łódzkich drużyn nie zawiodły i w pierwszej odsłonie finałowej rywalizacji zapewniły kibicom prawdziwe widowisko. Po pięciosetowym pojedynku pełnym zwrotów akcji z wygranej cieszyły się występujące w roli gospodyń reprezentantki ŁKS-u Commercecon, które postawiły pierwszy krok w stronę mistrzostwa Polski (relację z tego spotkania można przeczytać TUTAJ).
- Od początku, właściwie zaraz po półfinałowych meczach z Rzeszowem, nastawiałyśmy się na bardzo ciężką walkę w finale. Brałyśmy pod uwagę też to, że każdy z meczów może zakończyć się tie-breakiem. Tak właśnie było w tym pierwszym spotkaniu, które było bardzo równe. Wszystkie dziewczyny na pewno są bardzo zmęczone, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Budowlani to bardzo trudny przeciwnik, dlatego tym bardziej cieszymy się z tej wygranej - powiedziała "na gorąco" Monika Bociek.
Przez większą część meczu prym wiodły zawodniczki Budowlanych, podczas gdy zespół Łódzkich Wiewiór musiał gonić wynik. W pojedynek lepiej weszły podopieczne trenera Krzyształowicza, które wygrały pierwszą partię, a po trzech setach to one prowadziły 2:1. ŁKS po kilku roszadach w zespole, m.in. po pojawieniu się Izabeli Kowalińskiej na boisku, zdołał odwrócić losy rywalizacji, wygrywając pewnie w tie-breaku 15:7.
ZOBACZ WIDEO Czy Polska potrzebuje Wilfredo Leona? "To tak, jakby do kadry dołączył Ronaldo lub Messi"
- Na pewno nakręcało nas to, że po takich przypadkowych obronach wygrywałyśmy akcje. To dodawało nam energii, było naszą dodatkową mobilizacją. Właściwie dopiero po pierwszym secie tak naprawdę weszłyśmy w mecz. Nie wiem, skąd pojawiły się takie dziwne sytuacje w naszym wykonaniu w pierwszej partii. Zachowywałyśmy się trochę tak jakbyśmy zapoznawały się z halą i rywalem, a przecież hala jest nasza, a przeciwnika dobrze znamy. Nie mogłyśmy obronić wielu piłek, które teoretycznie powinniśmy. Wiadomo, to jest wojna nerwów, ale takie szanse powinniśmy wykorzystywać. Cieszę się, że odrobiłyśmy tę stratę i wygrałyśmy w tie-breaku - przyznała Bociek.
Czytaj także: Finał LSK. Marcin Gortat z trybun wspierał siatkarki ŁKS Commercecon Łódź
Jak z kolei dodała przyjmująca zespołu Łódzkich Wiewiór, Aleksandra Wójcik, kluczem do zwycięstwa było zachowanie zimnej krwi: - Na początku nie do końca grałyśmy to, co sobie założyłyśmy przed meczem. Najważniejsze jest jednak to, że z upływem spotkania wróciłyśmy do swojej dobrej gry i teraz cieszymy się ze zwycięstwa. Wydaje mi się, że cierpliwość była kluczowa, aby się przełamać. Nie bez znaczenia była też zespołowość, bo wiadomo, że jak gramy zespołowo, to wszystko idzie po naszej myśli.
Łódzkie drużyny po ciężkiej walce z pierwszym meczu nie mają zbyt wiele czasu na odpoczynek. Do kolejnej batalii w finale LSK dojdzie bowiem już w najbliższy piątek, 26 kwietnia. - Tempo jest dosyć szybkie, bo w finałowej rywalizacji gramy co trzy dni. Musimy szybko się zregenerować, więc nie ma czasu na świętowanie. Wracamy do treningu i szykujemy się na kolejny mecz. Trzeba pamiętać, że to jest dopiero pierwsza wygrana, a musimy wygrać trzy, żeby móc cieszyć się ze złotego medalu - zaznaczyła Wójcik.