Liga Narodów. Tomasz Wasilkowski: Metoda Vitala Heynena? Raczej zdrowy rozsądek

- Lubimy żyć sukcesem, kiedy trzeba iść do przodu - mówił trener Tomasz Wasilkowski, nawiązując do słów Vitala Heynena. Belgijskiego szkoleniowca kadry siatkarzy czeka wiele wyzwań, i to pomimo ogromnego sukcesu na ostatnich mistrzostwach świata.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Vital Heynen Newspix / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Vital Heynen
Michał Kaczmarczyk, WP SportoweFakty: Po turnieju Ligi Narodów w Katowicach w środowisku dziennikarskim panowała zgodność, że tak naprawdę niewiele wiemy o tegorocznej reprezentacji Polski mężczyzn, poza tym, że czeka ją wiele pracy. Jak pan to widzi trenerskim okiem?

Tomasz Wasilkowski, trener Exact Systems Norwid Częstochowa, mistrz Niemiec z Berlin Recycling Volleys, wykładowca konferencji PZPS: Pewnie wiem niewiele więcej niż wy. Nie da się wyciągnąć żadnych wniosków, trudno być hurraoptymistą czy też pesymistą. Chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że celem w tym sezonie nie jest Liga Narodów, tylko kwalifikacje olimpijskie i mistrzostwa Europy. Trzeba spokojnie potraktować ten turniej jako etap przygotowań do ważniejszych imprez w tym roku. Zresztą podczas tego weekendu w Katowicach odbywała się konferencja trenerska, podczas której odwiedził nas Vital i rozmawiał o planie kadry na ten rok, a także o zagrożeniach, jakie mogą pojawić się w tym sezonie.

Tylko u nas: Mirosław Przedpełski o karze dla Michała Kubiaka. "Spodziewam się, że FIVB uzna ją za wystarczającą"

O jakich konkretnie?

Padło pytanie, co zrobić, by kolejny rok po wielkim sukcesie polskiej kadry nie był tragedią, tak jak to było do tej pory. Vital otwarcie mówił, że widzi podstawowe zagrożenie przede wszystkim w zbyt mocnym hołubieniu mistrzów świata. Ciągle żyjemy sukcesem, kiedy trzeba po prostu iść dalej i wykonywać swoją robotę. Być może to wynika z naszego polskiego charakteru i jest naszą cechą narodową: nie mamy zbyt wielu dyscyplin, w których odnosimy wielkie sukcesy, dlatego cieszymy się z każdego takiego triumfu jak najdłużej, żeby się dobrze czuć.

Vital ocenił, że to spore zagrożenie i trzeba po prostu zakasać rękawy i iść do przodu. Teraz każdy będzie chciał bić mistrza, dokładnie tak, jak to było po mistrzostwach w 2014 roku. Wydaje mi się, że trener będzie na to uczulał naszych zawodników i jego celem numer jeden jest kwalifikacja olimpijska.

ZOBACZ WIDEO Prezes PZPS o kontrowersyjnych słowach Michała Kubiaka. "Zostało wszczęte dochodzenie. To była jawna prowokacja"

Można uznać, że taka, a nie inna selekcja zawodników na turniej w Katowicach była korzystna dla wszystkich. Kibice zobaczyli w akcji mistrzów świata i mogli im podziękować za Turyn, a kadrowicze zobaczyli, jak dużo brakuje im do postawy z mistrzostw świata i wiedzą, od jakiego poziomu zaczynają pracę w tym sezonie.

Być może tak, ale wydaje mi się, że dobór zawodników na ten turniej wynikał przede wszystkim z rozmów z zawodnikami i ich dyspozycji po sezonie klubowym. Niektórzy wciąż bazują na tym, co wypracowali w klubach, inni jak np. Szalpuk nie mieli okazji wypracować formy przez dłuższy czas. W jego przypadku granie miało pomóc w odbudowaniu się, dla innych liczyło się podtrzymanie wcześniejszej dyspozycji. Szykuje się sporo rotacji, przede wszystkim w kolejnych tygodniach, a cel numer jeden jest oczywisty.

Po Polakach widać było, że wciąż pamiętają wypracowane schematy i automatyzmy z zeszłego roku, ale na razie blokują ich możliwości fizyczne. Zgodzi się pan z takim stwierdzeniem? 

Coś w tym jest. Miałem okazję rozmawiać w Katowicach z reprezentantami USA i oni mogli po kolei wymieniać, co ich boli: bark, plecy, kolano... Większość z nich po prostu chciałaby mieć Ligę Narodów za sobą i otrzymać choćby krótkie wolne, które wcześniej nie mieli. To dotyka wszystkich reprezentacji i stąd falowania w grze. Po polskiej kadrze widać, że pomysł na granie jest ten sam, co rok temu, ale wykonanie jest słabsze i takie pozostanie przez jakiś czas.

Wiadomo, że po sezonie klubowym każdego reprezentanta kraju coś mniej lub bardziej boli, dlatego trudno mu iść na sto procent w każdej akcji. A tym bardziej na początku sezonu kadrowego i nic dziwnego, że gracze wolą nie puszczać do końca ręki w ataku, jeśli ta ręka jest zmęczona czy delikatnie kontuzjowana. Zawodnik jest najlepszym lekarzem dla samego siebie: wie najlepiej, na co może sobie pozwolić, ile jest w stanie włożyć swoich sił w mecz. I chyba każdy uczestnik Ligi Narodów ma przeświadczenie, że wygrywanie spotkań w pierwszych tygodniach tej imprezy nie jest najważniejsze.

Na tych wszystkich zmianach skorzystała najbardziej kadra Brazylii, która nie miała w składzie na Katowice choćby Bruna Rezende, ale z drugiej strony na skrzydłach grali Ricardo Lucarelli i debiutujący Joandry Leal. Wdrażali się od nowa w kadrę narodową, ale dawali sporo jakości.

Brazylia miała naprawdę optymalny skład jak na tę część sezonu. Rozmawiałem z Carlosem Schwanke, z którym znam się z czasów pracy w Katarze, a także z Marcelo Fronckowiakiem i oni szczerze przyznawali: cały czas bazujemy na tym, co gracze wypracowali w klubach, nie ma mowy o żadnej dyspozycji. Liga Narodów wiąże się z ciągłymi podróżami i krótkim czasem na treningi, nie mogło być inaczej. Natomiast Brazylijczycy charakteryzują się tym, że w porównaniu z innymi siatkarskimi nacjami pracują zdecydowanie najwięcej. Czasem jest to zagrożenie, bo ryzykują wtedy kontuzjami.

Tak było chociażby podczas ostatnich mistrzostw świata, Lipe Fonteles opowiadał, jaki "szpital" panował w składzie Brazylii przed finałem z Polakami. Ale to jest ich ścieżka budowania formy i z tego, co wiem, nie zamierzają bardzo rotować składem. Podobnie rzecz ma się z Francuzami, którzy bardzo dobrze zaczynają sezony kadrowe, korzystają z formy klubowej, ale pod koniec zaczynają się schody i trudno jest im wygrać imprezy kończące sezon. Podobno chcą to zmienić, by taki scenariusz nie powtórzył się w Gdańsku podczas kwalifikacji olimpijskich.

Niektórzy żartowali, że Vital Heynen stał się siatkarskim influencerem i teraz wszystkie reprezentacje świata kopiują jego pomysł na przetrwanie Ligi Narodów, mieszają w składach, meczowych szóstkach...

Ale czy to jest do końca metoda Heynena? Okej, teraz firmuje się ją jego nazwiskiem, zresztą on chyba to zaczął. Ale wystarczy spojrzeć na kadrę Polski za czasów Daniela Castellaniego, który zapłacił swoją posadą za to, jak potraktował kiedyś Ligę Światową. Dawał wtedy zagrać młodszym graczom, by starsi odpoczęli przed mistrzostwami świata, z tym że wtedy to nie wypaliło.

Rotowanie składem było obecne już wcześniej w Brazylii, Serbii czy Stanach, nie jest to autorski pomysł Vitala. Na pewno wynika on ze zdroworozsądkowego podejścia: jeżeli mamy wielu perspektywicznych zawodników i grupę bardziej doświadczonych postaci, która może zadecydować o wyniku w kluczowej imprezie, to trzeba najpierw sobie zadać pytanie o priorytety na sezon.

Francuzi pragną wygrywać wszystko, co się kończy najczęściej tak, że dochodzą do finału Ligi Światowej czy Narodów, a potem gasną w kolejnych miesiącach. Wszystko zależy od tego, co sztab trenerski i federacja uznają za najważniejsze. Jeśli dobrze pamiętam, tylko Amerykanom udało się w tym samym roku wygrać Ligę Światową i złoto olimpijskie, nikomu innemu raczej się to nie powiodło.

Mimo wszystko rok temu szkoleniowe potraktowanie Ligi Narodów zostało odebrane w Polsce bardzo krytycznie, z czego można wnioskować, że przez ostatnie lata praktyka rotacji i testowania nie była u nas popularna. 

Być może to zostało u nas trochę zapomniane, z tym że nie tylko w Polsce gra się w siatkówkę! Rozmawiając z trenerami z różnych krajów, nabrałem przekonania, że nie zależy im na kopiowaniu jeden do jednego metod Heynena, choćby dlatego, że nikt nie ma do dyspozycji takich siatkarzy jak on. Jeżeli już patrzą na grę Polaków, to raczej analizują ich mocne strony podczas mistrzostw świata i zastanawiają się, jak poprawić te elementy u siebie. Każdy selekcjoner ma swoją wizję, swój rozum i to nie jest tak, że teraz cały świat oczekuje na to, co zrobi Heynen, by potem to powtórzyć.

Pokusi się pan o typy pierwszej trójki tegorocznej Ligi Narodów?

Nie widzę w tym sensu. Nie każda drużyna traktuje Ligę Narodów w ten sam sposób, dla wielu z nich jest to po prostu dłuższy etap przygotowań i ciężko powiedzieć, kto okaże się teraz najlepszy w tej imprezie.

Dopuszcza pan myśl, że drużyną, którą trener Heynen powoła na gdańskie kwalifikacje olimpijskie, może być zupełnie różna od tej, która zdobywała rok temu mistrzostwo świata? 

To może być klucz do sukcesu Vitala. Jeżeli nie dojdzie do odświeżenia grupy mistrzów, dodania do niej kilku nowych graczy, polska reprezentacja może mieć problem w tym sezonie. Wydaje mi się, że zmiany są wręcz konieczne, by Vital pokazał swojej drużynie: zobaczcie, nikt nie ma tutaj stałego miejsca, jeżeli jesteś mistrzem świata, ale nie jesteś na odpowiednim poziomie, mamy twojego następcę.

To spory plus, bo mamy naprawdę szeroką kadrę na wielu pozycjach, może z wyjątkiem rozegrania. Jeżeli Heynen zauważy, że zawodnicy nie utrzymują dobrego poziomu albo nie grają w jego systemie, na pewno zaprowadzi zmiany. Nie będzie się wahał.

To nazwisko nie padło jeszcze w naszej rozmowie, a powinno. Wciąż czekamy na debiut Wilfredo Leona i wydaje się, że jest on odpowiedzią na bolączki kadry związane ze skutecznością z lewego skrzydła. Z nim w składzie na pewno poczujemy się pewniej. 

To wszystko prawda, ale można się przy okazji zastanawiać, jak Leon zniesie przejście pełnego cyklu klub-reprezentacja, którego tak naprawdę nie doświadczył od 2010 roku. Oczywiście życzę mu doskonałej formy, także dlatego, że dla kibiców niesamowitą frajdą będzie oglądanie Leona w dobrej dyspozycji, a to, że będzie on ogromnym wzmocnieniem dla polskiej reprezentacji, jest poza dyskusją. Wkomponowanie go w zespół nie powinno być kłopotem, bo to gość o świetnym charakterze.

Po turnieju w Katowicach nie wyciągałbym żadnych wniosków, nawet jeżeli mamy zastrzeżenia do skuteczności z "czwórki". Polacy lubią wpadać bardzo wcześnie w panikę, kiedy coś nie wychodzi. Ale plan jest tak, by wychodziło później, kiedy Polska będzie walczył o turniej olimpijski. Głęboko wierzę, że Vital Heynen przygotuje w tym roku drużynę tak dobrze, jak zrobił to na ostatnie mistrzostwa świata.

Mimo wszystko tej paniki wśród kibiców i ekspertów jest mniej. Jakbyśmy nauczyli się w zeszłym roku, że Ligę Narodów można potraktować inaczej i należy uwierzyć Heynenowi, że jest w tym metoda dająca efekty. To może pomóc?

Mam nadzieję, że tego spokoju będzie jak najwięcej, bo zwłaszcza w takim sezonie jest on szalenie potrzebny. Mam nadzieję, że będziemy wygrywać jak najwięcej, także w Lidze Narodów, bo w każdym spotkaniu gra się o zwycięstwo, ale nie jesteśmy w stanie wygrywać wszystkiego. Jeżeli uda się w tej Lidze coś ugrać, należą się brawa, ale jeżeli nie, nie ma co popadać w panikę, tylko patrzeć na kolejne miesiące i na nich się koncentrować. Z drugiej strony należy pamiętać, że położenie mniejszego nacisku na Ligę Narodów nie oznacza z automatu, że jedziemy do Tokio. Realizujemy po prostu przyjęty plan, trzymamy się go i teraz naszym zadaniem jest obserwowanie jego efektów.

Liga Narodów Kobiet: Belgia - Polska. Cel: odzyskać moc

Czy polscy siatkarze zapewnią sobie udział w igrzyskach w Tokio już w sierpniu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×