[b]
Z Gdańska - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty[/b]
Tylko jednego wygranego seta potrzebowali Biało-Czerwoni, by zapewnić sobie grę w kolejnym turnieju olimpijskim. A tak naprawdę nawet mniej - mogli przegrać ze Słoweńcami nawet 0:3, byle tylko nie stracili do rywali więcej niż 17 małych punktów.
Po sobotnim ciężkim nokaucie na Francji nikt w polskim obozie nie dopuszczał do siebie myśli, że to starcie można przegrać. Tyle że nasi rywale wyszli na boisko z pełnym przekonaniem, że mogą ograć mistrzów świata 3:0 i po raz pierwszy w swojej historii zagrać na igrzyskach. Dla Słowenii był to mecz wielkiej szansy, dla nas mecz wielkich nerwów. I dlatego okazał się trudniejszy, niż ten wygrany dzień wcześniej w pięknym stylu.
- Na tym świecie wszystko jest możliwe. Wiemy jednak, że pokonanie Polaków będzie bardzo trudne. Musimy wywrzeć na nich presję serwisem, bo bez tego nie da się grać na najwyższym poziomie - mówił przed spotkaniem z mistrzami świata kapitan Słoweńców Tine Urnaut.
ZOBACZ WIDEO Maciej Muzaj zadowolony ze zwycięstwa z Francją. "Wszyscy zrobiliśmy bardzo dobrą robotę"
I to właśnie trudna zagrywka, przede wszystkim w Wilfredo Leona, była planem ekipy Alberto Giulianiego na to spotkanie. Każdy ze Słoweńców ryzykował, uderzał z całej siły i starał się szukać po drugiej stronie siatki Kubańczyka z polskim paszportem. Na początku spotkania wychodziło to naszym rywalom całkiem nieźle i pozwoliło im objąć kilkupunktowe prowadzenie. Na pierwszej przerwie technicznej Biało-Czerwoni przegrywali 4:8, na drugiej 13:16.
Polski blok, który tak świetnie działał przeciwko "Trójkolorowym", w tym fragmencie gry nie dawał nam punktów, wiele do życzenia pozostawiała skuteczność Leona w ataku. A Słoweńcy nie przestawali wywierać presji serwisem i po punktowe zagrywce Alena Pajenka prowadzili już 21:16.
W końcówce nasz zespół odrobił część strat, ale nie był w stanie wydrzeć rywalom zwycięstwa. Gracze z Bałkanów najpierw zdjęli z zagrywki Leona, a potem wygrali bardzo długą akcję i całego seta wynikiem 25:21.
Zrobiło się nerwowo, a z każdą piłką drugiej partii nerwy były coraz większe. Słoweńcy nie spuszczali z tonu, walczyli z ogromną ambicją i determinacją. Polacy grali już lepiej, ale przez całego seta nie byli w stanie wypracować przewagi większej, niż dwupunktowa. A kiedy już z wielkim trudem udało im się ją zdobyć, od razu ją tracili.
Po drugiej przerwie technicznej słoweńscy siatkarze zdobyli trzy kolejne punkty to oni objęli prowadzenie 20:19. Wynik 2:0 mieli na wyciągnięcie ręki, ale wtedy przeciętnie grający Leon pokazał, dlaczego jest wielkim graczem. Dwa razy huknął z pola zagrywki nie do odbioru, raz jeszcze Biało-Czerwoni odskoczyli na dwa "oczka" (22:20) i tym razem już nie pozwolili się dogonić.
- Polska - Słowenia: Ależ bomby. Dwa asy serwisowe Wilfredo Leona rozstrzygnęły losy seta
Przy drugim setbolu, drugiej "piłce olimpijskiej" dla Polaków, Urnaut zaserwował w aut i gdańska Ergo Arena eksplodowała z radości. Kamień, który spadł z serc naszych siatkarzy i milionów ich kibiców, mógłby podnieść wody pobliskiego Bałtyku co najmniej o kilka milimetrów.
W trzecim secie Vital Heynen zmienił wszystkich zawodników poza libero i jednym ze środkowych. Zeszli Drzyzga, Kubiak, Leon, Muzaj i Nowakowski, w ich miejsce pojawili się Łomacz, Śliwka, Szalpuk, Konarski i Kłos. Mecz miał już zupełnie inny ciężar gatunkowy - Polacy mogli grać na luzie, Słoweńcy mieli już zdecydowanie mniej determinacji, choć wciąż napędzała ich możliwość pokonania mistrzów świata na ich terenie.
- Kwalifikacje olimpijskie: Wygrana Francji z Tunezją na otarcie łez
Jeśli brać pod uwagę sam wynik punktowy, partia numer trzy była bliźniaczo podobna do drugiej - walka wet za wet od początku do końca i minimalna wygrana naszej drużyny w końcówce, tym razem dzięki dobrym akcjom w ataki Aleksandra Śliwki i Artura Szalpuka i serwisowi tego drugiego w linię przy piłce setowej (25:23). Różnica była taka, że atmosfera w Ergo Arenie nie była już tak gęsta, a oczyszczonym z niepokoju powietrzem Polakom oddychało się dużo łatwiej.
Czwartego seta nasza drużyna wygrała najpewniej i najspokojniej. Choć zaczęło się od 5:1 dla Słowenii, Polacy szybko przejęli kontrolę nad setem. Na siatce dzielił i rządził Karol Kłos, który kilka razy efektownie zatrzymał Słoweńców, w ataku skuteczny był Konarski. Z kolei rywale popełniali coraz więcej błędów, jakby z każdą kolejną minutą docierało do nich coraz bardziej, że bezpowrotnie stracili swoją szansę.
Drużyna trenera Heynena prowadziła 14:11 i 22:17. Piłkę meczową dał nam Bartosz Kwolek, który z łatwością obił słoweński blok, a chwilę później mecz zakończył się serwisem Pajenka w siatkę (25:21).
Najważniejszy cel reprezentacji w 2019 roku został osiągnięty. Mistrzowie świata wygrali najtrudniejszą z sierpniowych grup eliminacyjnych i kupili sobie prawie rok spokoju. Igrzyska w Tokio, w których celujemy w złoto, rozpoczną się za 349 dni. W sporcie to szmat czasu, ale jeżeli Biało-Czerwoni utrzymają poziom, na jaki wskoczyli za sprawą belgijskiego selekcjonera, to jest ogromna szansa, że za dni 363, 8 sierpnia 2020 roku, będziemy oglądać ich walkę o mistrzostwo olimpijskie.
Kwalifikacje do igrzysk, Gdańsk:
Polska - Słowenia 3:1 (21:25, 25:23, 25:23, 25:21)
Polska: Fabian Drzyzga, Maciej Muzaj, Wilfredo Leon, Michał Kubiak, Piotr Nowakowski, Mateusz Bieniek, Paweł Zatorski (libero) oraz Damian Wojtaszek (libero), Dawid Konarski, Grzegorz Łomacz, Artur Szalpuk, Aleksander Śliwka, Karol Kłos, Bartosz Kwolek.
Słowenia: Gregor Ropret, Toncek Stern, Tine Urnaut, Ziga Stern, Jan Kozamernik, Alen Pajenk, Jani Kovacić (libero) oraz Alen Sket, Saso Stalekar, Ziga Stern.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)