Siatkarze Projektu Warszawa na razie obronili się nie tylko sportowo, wygrywając pierwszy mecz sezonu, ale też organizacyjnie przełamali wiele trudności. Zawodnicy i trener Andrea Anastasi byli gotowi do wyjazdu z Warszawy.
Włoch zdążył już nawet zakomunikować żonie, że klub nie przetrwa i będzie musiał poszukać nowego pracodawcy.
- Byłem bliski odejścia z klubu. 8 października obchodziłem urodziny i przyleciała do mnie żona. Wróciliśmy z urodzinowej kolacji do mieszkania i powiedziałem jej o sytuacji w klubie: "Erica, jest już po wszystkim. Nie sądzę, że nie da się uratować klubu" - mówi w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
ZOBACZ WIDEO: Stacja Tokio. Patrycja Wyciszkiewicz: Nasze mięśnie zalewa kwas mlekowy. Dla zwykłego człowieka to dawka śmiertelna
- Dzień po moich urodzinach zostałem zaproszony na spotkanie z Piotrem Gackiem i nowym prezesem Bertrandem Jasińskim. Powiedzieli mi, że rozpoczynamy mission impossible. Przedstawili mi plan, a ja postanowiłem pomóc, korzystając ze swojego "kryzysowego" doświadczenia z Gdańska. Choć byłem w amoku, czułem się jak pijany, bo nie mogłem skupić się na pracy. Dla zawodników również nie był to łatwy moment. Część z nich przeprowadziła się do Warszawy razem z rodzinami, szukała mieszkań, nie będąc pewna przyszłości - dodaje Anastasi.
Na razie warszawski "statek" został uratowany. Duża w tym zasługa Bertranda Jasińskiego, który mocno zaangażował się w pomóc klubowi. "PS" donosi, że na dniach ma dojść do podpisania umowy z głównym sponsorem klubu. Ma to być firma Orlen.
- Wejście do ósemki w PlusLidze też jest w naszym zasięgu. Potem porozmawiamy o walce o medal - twierdzi Anastasi.
Zobacz również:
PlusLiga. Projekt Warszawa - MKS Będzin. Stołeczny zespół zdał pierwszy egzamin
PlusLiga. Indykpol AZS Olsztyn lepszy od Cerradu Enei Czarnych Radom. Niesamowity Jan Hadrava