Siatkówka: bunt w kadrze. Były selekcjoner uważa, że "dziewczyny zostały kopnięte w d..."

Jerzy Matlak to jeden z najbardziej utytułowanych polskich trenerów. Doprowadził reprezentację do brązowego medalu ME (2009), ma na też koncie 15 tytułów mistrza Polski. Co czuje, jak patrzy na konflikt w obecnej kadrze? "Żenada" - mówi.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Jerzy Matlak PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Jerzy Matlak
Marek Bobakowski, WP SportoweFakty.pl: Polskie siatkarki mają dość współpracy z trenerem Jackiem Nawrockim, ten twierdzi, że winni są... dziennikarze, a prezes PZPS Jacek Kasprzyk mówi, że niektóre podpisy dziewczyn zostały sfałszowane. O co chodzi?

Jerzy Matlak, były selekcjoner reprezentacji siatkarek: To się nie mieści w głowie. Myślałem, że widziałem już wszystko w swoim życiu, podczas kilkudziesięciu lat pracy. Ale to mnie przerosło. Żenada.

Uporządkujmy: po mistrzostwach Europy dziewczyny poszły do szefa związku, aby porozmawiać o trenerze.

I na razie wszystko było ok. Nie mogły się z nim dogadać, więc poprosiły o pomoc Kasprzyka. Nie rozumiem natomiast, dlaczego ta sprawa wypłynęła i dlaczego teraz Jacek (Kasprzyk - przyp. red.) atakuje zespół, dziewczyny, tym samym wykopując coraz większy rów między zespołem, a nim i Nawrockim. Jakby się pan czuł, gdyby pan usłyszał od swojego szefa, że być może fałszował pan podpisy, że robi pan problemy, że być może ktoś, w domyśle agenci, panem manipuluje? I to wszystko publicznie, choć pan chciał załatwić sprawę "po cichu", dyskretnie.

Czułbym się oszukany.

Ja powiem w swoim stylu, mocniej: dziewczyny czują się kopnięte w d...

Jednym z zarzutów w kierunku Nawrockiego jest to, że nie wspierał ich, że potrafił krzyknąć i powiedzieć coś mocniejszego (TUTAJ więcej szczegółów >>). Pan też aniołkiem nie był.

Oj, nie (śmiech). Uważano mnie za jednego z bardziej narwanych szkoleniowców. Tylko tutaj trzeba oddzielić dwie sprawy. Jedna to krzyk, zwrócenie uwagi, rzucenie wulgaryzmem. To emocje i to się zdarza. Ale dziewczyny wiedzą, że to normalne i nie mają pretensji. Do mnie nigdy nie miały, ale zawsze po treningach czy meczach tłumaczyłem im swoje zachowanie i przepraszałem. Drugie, to obrażanie zawodniczek, podczas treningów, albo co gorsza publicznie podczas rozmów z innymi ludźmi. Tego nigdy w życiu się nie dopuściłem.

ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Stacja Tokio. Polki wygrały Puchar Świata. Ewa Trzebińska "pomogła" Rosjankom

Pan też miał pożar w zespole, zrezygnował pan z Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty.

Świetnie, że pan poruszył ten temat. Tak, miałem konflikt, ale nie chciałem go chować pod dywan. Poprosiłem o rozmowę Kaśkę i Ankę Werblińską, bo to one nie mogły się dogadać i rozwalały mi zespół. Powiedziałem im jasno: Kaśka, bo to ona zaczęła, albo przepraszasz i wyciągasz dłoń, albo cię nie powołam. No i nie powołałem. Nie pisałem żadnych oświadczeń, nie opowiadałem o tym mediom. Zdecydowałem i już.

Jak przyjął to zespół?

Nie miałem sytuacji, aby do PZPS-u wpłynął list podpisany przez 13 zawodniczek, czyli praktycznie całą drużynę. Nie miałem buntu na pokładzie.

Nawrocki ma. Co by pan zrobił na jego miejscu?

Jest tylko jedno wyjście.

Czyli?

Skoro się już tak wylało, to nie ma innego wyjścia jak spotkanie wszystkich zainteresowanych w jednym pomieszczeniu. Szef PZPS-u powinien ich zamknąć na cztery spusty i powiedzieć: wyrzućcie z siebie wszystko, nawet najgłębsze żale. Nie otworzę drzwi dopóki tego nie zrobicie.

Po otwarciu drzwi zespół znów będzie jednością?

Albo będzie znów zespołem, albo rozsypie się już do końca.

Wtedy powołujemy nowe zawodniczki i tworzymy nową reprezentację czy rezygnujemy z trenera?

To źle postawione pytanie. Nie wyobrażam sobie, aby trener nie podał się do dymisji. Ja zaraz po wyjściu z takiego spotkania napisałbym rezygnację. Trener nie może tkwić na stanowisku, skoro ma przeciwko sobie cały zespół i spotkanie pojednawcze tylko pogłębia kryzys. No jak?

PZPS powie, że spotkania nie da się zorganizować, bo trwają rozgrywki ligowe, nie ma terminów.

Niech pan nie żartuje! Każda dziewczyna dojedzie i doleci do Warszawy w góra 3-4 godziny. Wytłumaczą w klubach, że to sprawa życia i śmierci, dostaną wolny poniedziałek, gdzie po meczach w weekend i tak niewiele się dzieje i załatwią to w jedną dobę. Naprawdę muszę tłumaczyć takie podstawy?

Na to wygląda. Bo związek zamiast iść śladem pana pomysłu, przedłużył umowę z Nawrockim, do 2022 roku (TUTAJ więcej szczegółów >>). Jak pan to odbiera?

Żenująco. Najgorsze w tym było jeszcze to, że zarząd związku w oficjalnym komunikacie podparł się pozytywną oceną ministerstwa sportu. No, ludzie! A co ministerstwo do tego ma? A samo przedłużenie umowy w takim momencie oceniam jako odmrożenie sobie uszu na złość dziewczynom.

W całym zamieszaniu pojawił się wątek damsko-męski. Czyli romans członka sztabu z jedną z zawodniczek.

Jeżeli to prawda, bo ja niestety nie jestem na tyle blisko kadry, abym wiedział to na 100 procent, trzeba było natychmiast to uciąć. Miałem podobny problem. Jeden z masażystów wyraźnie flirtował z dziewczynami. Uciąłem to w zarodku. Facet spakował się w jeden wieczór i pojechał do domu. Prowadząc kobiety nie można pozwolić sobie na takie sytuacje. To niedopuszczalne.

Czy polskie siatkarki zagrają w turnieju olimpijskim w Tokio 2020?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×