LSK. Zadebiutowała Joycinha, ale w Warszawie został tylko historyczny punkcik

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: siatkarki Wisły Warszawa
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: siatkarki Wisły Warszawa
zdjęcie autora artykułu

Ósme spotkanie nie przyniosło Bemowskim Syrenom przełamania, a jedynie historyczny punkt do tabeli Ligi Siatkówki Kobiet. Po raz pierwszy w tym sezonie w składzie warszawianek znalazły się Joyce Gomes da Silva oraz Elena Nowgorodczenko.

W tym artykule dowiesz się o:

Warszawianki liczyły na zakończenie serii 7 porażek właśnie w hali na Ursynowie. Pomóc w tym miał debiut Brazylijki Joyce Gomes da Silvy, która w żadnym z poprzednich spotkań, z przyczyn formalnych, nie mogła pojawić się na parkiecie. Dzięki temu jednemu wzmocnieniu trener Agnieszka Rabka pokusiła się też o modyfikację ustawienia. Na rozegranie powróciła doskonale znana kibicom w stolicy z poprzednich sezonów, Elena Nowgorodczenko. Już w pierwszej akcji meczu o challenge poprosili szkoleniowcy obu ekip. Rację okazała się mieć tylko trener Bemowskich Syren, bo piłka po ataku Joycinhii zahaczyła o blok. Stołeczne siatkarki utrzymywały czteropunktową przewagę wypracowaną na początku premierowej odsłony i po znakomitym ataku Katarzyny Marcyniuk o czas poprosił Jacek Pasiński (10:6). Klasyczna podwójna zmiana i wejście Anny Miros oraz Katarzyny Wawrzyniak na niewiele się zdały, a różnica dzieląca obie drużyny tylko się pogłębiała (17:12). Seta zakończył autowy atak Hillary Reynolds (25:16).

Kaliszanki nie zamierzały wywieszać białej flagi, ale dobre zagrywki Helić i Reynolds wystarczyły, by na środku siatki popracowała Monika Ptak (5:7). Gospodynie kilkukrotnie przysnęły w przyjęciu i choć na siatce wciąż miały przewagę, to oddawały zbyt wiele punktów "za darmo". Kiedy piłka wprowadzana do gry przez Aleksandrę Szymańską przewinęła się po siatce i spadła tuż przed Vesović, Bemowskie Syreny były bliskie wyrównania stanu tego seta (13:14). Choć kaliszanki w końcówce tej partii znów odskoczyły, to po autowym zbiciu z drugiej linii serbskiej atakującej MKS-u Kalisz o drugi czas poprosił trener Pasiński (17:19). Wtedy w swoje ręce wzięła Joycinha i gospodynie obroniły trzy piłki setowe (24:24). Bohaterką ostatnich dwóch akcji została Amerykanka, która zakończyła jedną z najdłuższych akcji meczu sprytnym plasem i wywalczyła też dla kaliszanek piłkę przechodzącą. Tym samym na strachu się skończyło, a zespół z Kalisza wyrównał stan meczu (24:26).

Pierwsze minuty trzeciego seta należały do Aleksandry Szymańskiej. Ta nie obawiała się ataków z sytuacyjnych piłek i udowodniła, że jest bardzo wszechstronną zawodniczką (4:1). Kaliszanki lepiej radziły sobie w przedłużających się akcjach, a za ofiarność w obronie miejscowe zawodniczki mogły liczyć jedynie na oklaski kibiców. Po tym, jak na środku siatki Ptak powstrzymała Katarzynę Połeć goście wyszli na nieznaczne prowadzenie (8:9). Od tego momentu trwała walka "na noże", z której zwycięsko wyszły warszawianki, bo gdy siatki dotknęła Ptak było już 19:16. Atak Marcyniuk z lewej flanki dał stołecznej drużynie pierwszy punkt w LSK (25:20).

ZOBACZ WIDEO: Losowanie Euro 2020. Wyjście z grupy obowiązkiem Polaków. "Większość mówi, że awansujemy"

Mecz powoli przeradzał się w pojedynek Joyce Gomes da Silvy ze skrzydłowymi ekipy z Kalisza. Ważnym, z psychologicznego punktu widzenia, akcentem był blok na atakującej z drugiej linii Brazylijce. Wiedziała o tym także Agnieszka Rabka i zdecydowała się dość szybko przerwać grę (5:6). Za sprawą dobrej gry środkowych i coraz łatwiejszej do "przeczytania" gry Bemowskich Syren kaliszanki budowały przewagę. Po bloku na Marcyniuk trener gospodyń zdecydowała się posłać do boju Aleksandrę Lipską i ta już na swojej nominalnej pozycji przyjmującej od razu odwdzięczyła się Agnieszce Rabce pewnym atakiem (15:17). Przy stanie 19:21 żółtą kartką ukarany został Jacek Pasiński, ale jego podopieczne pewnym krokiem zmierzały do tie-breaka. Błąd podwójnego odbicia ukraińskiej rozgrywającej Wisły Warszawa przesądził o tym, że w Arenie Ursynów oglądaliśmy 5. seta (20:25).

Miejscowe zawodniczki piątego seta rozpoczęły jakby nieco spięte, wstrzymując rękę w ataku w obawie przed napotkaniem rąk blokujących. Na to nałożyły się jeszcze błędy w polu zagrywki i sytuacja zaczęła wymykać się warszawiankom spod kontroli (4:6). Doświadczenie Brzezińskiej okazało się bezcenne w ostatnich akcjach piątego seta, którego jednak kaliszanki miały pod kontrolą (9:13). Atak z drugiej linii Helić przesądził o losach meczu (11:15).   Wisła Warszawa - Energa MKS Kalisz 2:3 (25:15, 24:26, 25:20, 20:25, 11:15)

Wisła: Marcyniuk, Nowgorodczenko, Silva, Połeć, Mikołajewska, Szymanska, Adamek (libero) oraz Lipska, Urbanowicz MKS: Reynolds, Ptak, Centka, Helić, Budzoń, Vesović, Kulig (libero) oraz Łysiak (libero), Miros, Wawrzyniak, Jasek, Brzezińska

MVP: Ewelina Brzezińska (Energa MKS Kalisz)

Zobacz również:

LSK: Marek Solarewicz: Nie akceptuję słabych treningów. Dziewczyny dobrze o tym wiedzą LSK: wicelider kontra mistrz Polski. Developres SkyRes Rzeszów nie lubi wizyt ŁKS-u Commercecon Łódź

Źródło artykułu:
Czy warszawianki zdołają uniknąć spadku, pomimo tak niekorzystnego otwarcia sezonu?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (0)