Ewelina Toborek to wychowanka SSK Calisia Kalisz. W klubie tym spędziła najpiękniejsze lata swojej kariery, zdobywając najcenniejsze medale w ligowych rozgrywkach oraz zwyciężając w rozgrywkach w Pucharze Polski. Od nowego sezonu kibice zobaczą ją w barwach pierwszoligowego Trefla Gdynia, który przeprowadzając ciekawe transfery zgłasza aspiracje do awansu do ekstraklasy. - Sama nie wiem, co zdecydowało. Może chęć po raz drugi wywalczenia awansu do PlusLigi Kobiet, jak w zeszłym roku z Gwardią. Może chęć spróbowania czegoś innego, nowego, sprawdzenia swoich umiejętności. Stwierdziłam z moim menedżerem, że podpisujemy w Gdyni i klamka zapadła. Musiałam coś postanowić, ponieważ mój klub rozpadł się, a zalega mi trochę pieniędzy - komentuje siatkarka.
Zawodniczka poruszyła drażliwy temat finansowy. Stowarzyszenie Siatkówka Kaliska zostało zlikwidowane, więc trudno liczyć na to, że dłużnicy otrzymają zaległe pieniądze. Co ma więc do powiedzenia Toborek? Czy wierzy jeszcze w odzyskanie chociaż część zaległego wynagrodzenia? - Każda z nas ma taką nadzieję. W końcu te pieniądze się nam należą. Trenowałyśmy cały czas, także wywiązałyśmy się z kontraktu - mówi o zaistniałej sytuacji.
Ciągle, jak bumerang, powraca temat sportowego wyniku kaliskiej ekipy w zakończonych rozgrywkach, które od początku do końca nie układały się po myśli klubu z najstarszego miasta w Polsce. Zapytana o przyczyny degradacji środkowa nie wie dokładnie, co zadecydowało w głównej mierze o tym, że w kolejnym sezonie Calisii nie zobaczymy w PlusLidze Kobiet. - Każdy chciałby to wiedzieć. Może brak kilku zawodniczek na zmianę. Ciężko cokolwiek powiedzieć. Będąc jeszcze na obozie przygotowawczym, nie spodziewałam się, że to właśnie moja drużyna spadnie z ligi. nie miałyśmy takiego słabego składu - mówi. Z Kalisza ciągle dochodzą niepokojące sygnały dotyczące żeńskiej siatkówki. Na dzień dzisięjszy oficjalnie czterokrotne mistrzynie Polski nie są zgłoszone do rozgrywek na zapleczu ekstraklasy.
Jak wspomniała siatkarka, miniony sezon był debiutanckim, jeśli chodzi o występy w podstawowej szóstce zespołu. Przez wielu oceniana była pozytywnie, chodź zdarzały jej się słabsze występy. Jej brak spowodowany kontuzją był nadzwyczaj widoczny. Jednak sama nie chce oceniać swoich boiskowych poczynań w zakończonych rozgrywkach. - Nie lubię sama siębie oceniać. Do każdego meczu podchodziłam tak samo skoncentrowana. Chciałam się pokazać z jak najlepszej strony i zrobić wszystko, żeby wygrać dane spotkanie. Grałyśmy w sumie tylko jedna szóstką, dlatego każda musiała grac na sto procent swoich możliwości i musiałyśmy sobie pomagać na boisku. Od tego dużo zależało. Na pewno ten sezon był dla mnie wyzwaniem i czymś zupełnie nowym. Jakby nie patrzeć, to mój pierwszy w PlusLidze Kobiet, w którym grałam. Wcześniej tylko sporadycznie wchodziłam na parkiet - twierdzi.
Rodowita kaliszanka po raz kolejny zmuszona jest do opuszczenia swojego rodzinnego miasta. Jak sama podkreśla, że w życiu każdego przygodzi czas na zmiany. - Będzie mi bardzo ciężko opuszczać Wielkopolskę. Kalisz to miasto w którym się urodziłam, wychowałam i zaczynałam grać w siatkówkę. Niestety, w życiu przychodzi czas na zmiany. Gdynia to tez ładne miasto - dodaje.
Po sezonie przyszedł czas na wybranie oferty od nowego pracodawcy. Ostatecznie wybór padł na klub z Gdyni, ale siatkarka nie zaprzecza, że pojawiły się także inne propozycje. - Tak, miałam jeszcze propozycje. Nad tym wszystkim czuwał mój menedżer, on się tym wszystkim zajmował. A skąd one były? Niech to będzie moja słodka tajemnica - opowiada.
Trefl okrzyknięty został przez wszystkich faworytem rozgrywek. Trudno się temu dziwić. Klub z Trójmiasta jako jedyny poczynił znaczące ruchy na transferowym rynku. Do klubu przyszły zawodniczki z ekstraklasową przeszłością, ale nie mogą poszczycić się wielkimi osiągnięciami. - Staram się jeszcze o tym nie myśleć. Nie orientuję się, jakie zawodniczki grają w poszczególnych drużynach. Fajnie byłoby ponownie awansować (poprzednim razem z Gwardią Wrocław w sezonie 2007/2008 - przyp. red.), ale znam to z autopsji, że wcale nie jest tak łatwo - kończy Toborek.