Druga fala koronawirusa nie ominęła Wielkiej Brytanii. Wraz z nadejściem jesieni liczba zachorowań wzrosła do kilkunastu tysięcy dziennie. Coraz więcej Brytyjczyków umiera z powodu koronawirusa, tylko 4 listopada jego ofiarą padły 492 osoby. W odpowiedzi na pogarszają się sytuację premier Boris Johnson zdecydował się wprowadzić lockdown.
- Zdania na temat lockdownu są różne, ale uczymy się żyć w takich okolicznościach. Tragedii nie ma, myślę że gospodarka przetrwa. Ten lockdown to jednak nie będzie tak dotkliwy jak w marcu, bo wtedy zamknięto niemal wszystko. Teraz w większości zamknięte będą rzeczy, bez których można się obejść czyli puby i restauracje, ale szkoły i uniwersytety będą działały jak zwykle. Do tej pory mnie to dziwiło, bo nie mogliśmy normalnie grać w siatkówkę, trenować tyle, ile chcieliśmy, a puby były normalnie otwarte - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty prezes IBB Polonii Londyn, Bartłomiej Łuszcz.
Atmosfera w społeczeństwie jest jednak zdecydowanie lepsza niż na wiosnę - Liczba zachorowań jest ogromna. Wynika to z dużej ilości testów, bo codziennie wykonuje się ich po kilkaset tysięcy. Niestety mamy też coraz więcej zgonów, po kilkaset dziennie i jest to dramat. Większość chorych to młodzież, która przechodzi to zdecydowanie lżej. Ludzie nie boją się jednak tego wirusa, jak w marcu, kiedy niewiele było jeszcze o nim wiadomo - dodał.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kompletnie zaskoczył bramkarza. Komentator "odleciał"
Nowe przepisy okazują się jednak zabójcze dla siatkówki na Wyspach Brytyjskich. - Drużyna pozostaje w stanie hibernacji. Gracze międzynarodowi zostali odesłani do swoich krajów i w poniedziałek polecieli do domu, ponieważ nie mogliby podtrzymać formy. Zamknięcie siłowni to duży problem, a nie były one zbyt dużymi ogniskami zakażeń. Według rejestrów zachorowało jedynie 200 osób na kilkanaście milionów użytkowników - wyjaśnił działacz.
Brak pomocy ze strony federacji "To organizacja z wąskimi horyzontami"
Nowe obostrzenia bardzo mocno dotknęły świat sportu. Zostały zamknięte m.in. siłownie oraz hale. Z ograniczeń zostały wyłączone jednak ligi zawodowe. Niestety siatkówka w Anglii nie ma takiego statusu, a bierność tamtejszej federacji uniemożliwiła wypracowanie lepszych rozwiązań.
- Angielska federacja siatkarska nie chce zabiegać o ten status, bo to pociągnęłoby za sobą konsekwencje jeżeli chodzi o finansowanie, które oni otrzymują. Wolą siedzieć w kącie cichutko, mieć mało, ale stabilnie otrzymywać dotacje. Z kolei my staramy się wypłynąć na szerokie wody. Nie mamy jakichś pretensji, bo to organizacja z wąskimi horyzontami, ale liczyliśmy na więcej pomocy. Jesteśmy sportem amatorskim i takim mamy pozostać - opowiedział prezes.
Jednak niektóre dyscypliny, pomimo stosunkowo niskiego zainteresowania, potrafiły sobie wywalczyć zdecydowanie lepsze warunki. - Dobrym przykładem jest koszykówka. Znam realia koszykarzy, bo oni nie są profesjonalnymi sportowcami. To w dużej mierze studenci oraz amatorzy. Nazywają się jednak profesjonalną ligą, a u nas takiego apetytu nie ma. My jesteśmy pierwszym klubem, który się wychyla i gdzieś próbuje coś zmienić. Nie mogę się tym zniechęcać, ta bierność federacji mnie nie przeraża - przyznał Łuszcz.
- Rolą federacji jest poinformowanie rządu, który ustala regulacje, że istnieje drużyna siatkarska w Anglii grająca w europejskich pucharach. Politycy tego nie wiedzą, ale to nie jest ich wina. To federacja powinna lobbować za dostosowaniem przepisów. Są sporty i przykłady, które pokazują, że to jest możliwe - dodał.
Angielska siatkówka nad przepaścią
Ogromne kłopoty mają także poszczególne angielskie kluby. Już przed wprowadzeniem lockdownu zespoły nie mogły normalnie trenować. W środę tamtejsza federacja zadecydowała o tym, że tegoroczna liga się nie odbędzie. Co ciekawe, zmagania juniorów, które mimo lockdownu mogłyby zostać normalnie rozegrane, także anulowano.
- Jesteśmy jedynym klubem seniorskim, który w jakiś sposób trenuje. Siatkówka po lockdownie wprowadzonym 16 marca w ogóle nie ruszyła. Liga nie wystartowała w tym sezonie. Angielska siatkówka się cofa przez to, że nie odbywają się żadne treningi. Dla nas to ogromny problem, bo nie byliśmy w stanie grać z nikim sparingów. Mogły ćwiczyć tylko ekipy uniwersyteckie, które wywalczyły to sobie dzięki lobbingowi. Angielska siatkówka po prostu leży - wyjawił prezes londyńskiego klubu.
- Rozwój jest postrzegany przez nich w inny sposób. My traktujemy siebie jako firmę, która musi zarabiać. Dlatego też potrzebujemy wsparcia od organizacji, która będzie kontaktować się z państwem w imieniu drużyn. Jesteśmy uzależnieni od poczynań federacji. Nie jest ona jednak przyzwyczajona do takich działań, żeby nam szybko i sprawnie pomóc - stwierdził.
Europejskie puchary sposobem na popularyzację siatkówki
Dla IBB Polonii Londyn decyzja o anulowaniu rozgrywek nie oznacza jednak straconego roku. Angielski klub wystąpił w tym sezonie w Lidze Mistrzów. W pierwszej rundzie trafił jednak na Itas Trentino. Siatkarze Polonii ulegli Włochom 0:3.
- Już w momencie losowania wiedzieliśmy, że nie pogramy. Śmialiśmy się, że nie ma drużyny na świecie, która cieszyłaby się z wylosowania Trentino, a my się trochę cieszyliśmy. Dla nas to była szansa na pokazanie się w świecie siatkarskim - wytłumaczył Bartłomiej Łuszcz.
Drugim przeciwnikiem londyńczyków w grupie była Vojvodina Nowy Sad. Tym razem poszło im lepiej, rozstrzygnęli bowiem pierwszego seta na swoją korzyść. Kolejne trzy padły jednak łupem Serbów.
- W starciu z Vojvodiną każdy zdobyty punkt był sukcesem. Chcieliśmy jak najdłużej utrzymać się na powierzchni i to nam się udało. Ten pierwszy set wygrany przez nas pokazał, że możemy walczyć. To spotkanie mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej, gdyby to nie były nasze pierwsze mecze na takim poziomie - przyznał prezes IBB Polonii Londyn.
- Wiemy, że musimy zapłacić frycowe. Trzeba patrzeć trochę szerzej. Pandemia koronawirusa dotknęła dość mocno Wielką Brytanię, a siatkówka nie była traktowana jako sport, o który trzeba się troszczyć. Spotkania w Lidze Mistrzów były naszymi pierwszymi oficjalnymi meczami w tym sezonie. Tydzień wcześniej trzykrotnie towarzysko zmierzyliśmy się z drużynami z Grecji - usprawiedliwiał występ swojego klubu.
Występy londyńczyków okazały się jednak bardzo dużym sukcesem marketingowym. Po raz pierwszy od wielu lat angielska siatkówka klubowa została pokazana w telewizji. - Telewizja zainteresowała się w momencie, gdy usłyszeli ,,Champions League”. Pokazywali oni nie tylko nasze zmagania w tych rozgrywkach, a także będą transmitować dalsze mecze w europejskich pucharach - powiedział Łuszcz.
Sukces IBB Polonii mógłby być jeszcze większy, gdyby mecze mogły odbyć się w Anglii. - Zapisując się do Ligi Mistrzów nie wiedzieliśmy, że będziemy mieli problem z graniem w Londynie, a to dla nas ważne. To właśnie gwiazdy sprzedają bilety, przyciągają media, co pokazał nam też wcześniej Giba. Wtedy wylosowanie Trentino byłoby dla nas wręcz błogosławieństwem, bo takiego meczu o stawkę w Anglii nigdy nie było - skomentował działacz.
- Jesteśmy świadomi, że na naszych barkach spoczywa budowanie zainteresowania siatkówką wśród kibiców, sponsorów oraz mediów. Nikt przed nami wcześniej tego nie robił i mało kto wierzy, że to w ogóle możliwe. Gra w Lidze Mistrzów jest jednym z narzędzi marketingowych. Dużo zmieniło się w podejściu mediów brytyjskich, które na siatkówkę nie zwracali uwagi - dodał.
Transfery gwiazd
Już w poprzednim roku o IBB Polonii Londyn zrobiło się głośno w z powodu podpisania kontraktu z Gibą. W tym sezonie klub z Anglii sprowadził zwycięzcę Ligi Mistrzów, Marcusa Nilssona. Dlaczego działacze zdecydowali się ściągnąć znanych, lecz już wiekowych graczy?
- Szwed to zawodnik ograny, doświadczony, który potrafi prezentować wysoki poziom. Stanowi on też pewną wartość marketingową. Rozwój biznesowy oraz sportowy musi iść w parze, bo w Anglii miasto czy państwowe spółki nie będą nas wspierać wyłącznie z przyczyn politycznych. Transfer Nilssona miał być uwiarygodnieniem - wyjaśnił Łuszcz.
- Podobnym uwiarygodnieniem był też Giba, ale Marcus jest na wcześniejszym etapie swojej kariery niż Brazylijczyk. Szwed ma markę i potrafi nam też dużo dać sportowo. Niestety w tym sezonie nie byliśmy w stanie go przygotować tak, żeby w dwa dni zagrał pełne dwa mecze w Lidze Mistrzów - dodał.
Dla zawodników IBB Polonii Londyn to jednak nie koniec sezonu. Siatkarzy czekają jeszcze zmagania w Pucharze CEV. Jednak i w tym wypadku nie obejdzie się bez problemów, istnieje duże ryzyko, że spotkania nie będą mogły się odbyć w Anglii. Najprawdopodobniej zostaną rozegrane na neutralnym terenie.
- Mamy ten komfort, że nas następny mecz w Pucharze CEV odbędzie się 16 grudnia. Teraz też szukamy jakiegoś miejsca na świecie, w którym te mecze będziemy mogli rozegrać. Naszym przeciwnikiem będzie ekipa z Serbii. Mieszkańcy Wielkiej Brytanii nie mogą wjechać do tego kraju, więc musimy szukać innego miejsca. Na szczęście CEV jest elastyczny w tym temacie - zakończył Bartłomiej Łuszcz.
Czytaj również:
Vital Heynen jest zakażony koronawirusem. "Jestem pozytywny"
Trudny powrót Macieja Muzaja po koronawirusie. "Skoczyłem dwa razy i zrobiło mi się ciemno przed oczami"