Daniel Pliński ostro o zachowaniu Anastasiego: polski trener straciłby za to pracę i miał problem ze znalezieniem nowej
- Jestem przekonany, że polski trener straciłby za to pracę i miał problem ze znalezieniem jej w innym polskim klubie - skomentował zachowanie Andrei Anastasiego w meczu z Aluronem CMC Wartą, były środkowy reprezentacji Polski Daniel Pliński.
Włoski szkoleniowiec po jednej z akcji dał się ponieść emocjom, w niecenzuralnych słowach zwracając się w kierunku przyjmującego ekipy przyjezdnych Piotra Orczyka. - Siatkówka, to nie sport dla chamów - skomentował całe zajście tuż po meczu Mateusz Malinowski. W ostrych słowach postawę włoskiego szkoleniowca, na antenie "Prawdy Siatki", ocenił również Daniel Pliński.
- Wyobraźcie sobie, że ktoś po polsku przeklina w taki sposób jak Andrea Anastasi i obraża ludzi. Byłaby jedna wielka nagonka, a trener oprócz wielkiej kary finansowej pewnie straciłby pracę. Teraz jest przyzwolenie na przeklinanie po włosku w polskiej lidze i obrażanie zawodników. Po polsku tego nie wolno robić - powiedział Pliński.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niewiarygodna wymiana! Wybiegł poza kort, wrócił i... Zobacz koniecznieEcha skandalu nie milkną, mimo że zarówno klub jak i sam szkoleniowiec w mediach społecznościowych przepraszali za wspomniany incydent. W opinii byłego reprezentanta Polski, Włoch w meczu z Aluronem CMC Wartą Zawiercie przekroczył granice przyzwoitości.
- Nigdy święty nie byłem. Na boisku byłem małym awanturnikiem, ale ja za swoje przewinienia dostawałem kary finansowe. W spotkaniu PGE Skra Bełchatów - Asseco Resovia Rzeszów była kiedyś wielka awantura, w której brałem udział wraz z Bartoszem Kurkiem i trenerem Jackiem Nawrockim. Tam było jedno przekleństwo, a wszyscy zostaliśmy ukarani - powiedział Pliński. - W meczu z Zawierciem została przekroczona granica, a to nie powinno się stać.
Czytaj także:
Andrea Anastasi przeprosił za swoje zachowanie. Krótkie oświadczenie VERVY Warszawa
Andrea Anastasi nie mógł pogodzić się z decyzjami sędziów. Ostra reakcja rywala. "To nie sport dla chamów"