Pod koniec października aż jedenastu zawodników GKS-u Katowice zachorowało na koronawirusa. Większość siatkarzy zakażenie przechodziła bezobjawowo. Znacznie gorzej czuł się jednak Jakub Jarosz.
33-latek miał spore problemy tuż po meczu z MKS-em Będzin, które miało miejsce 20 października. - Miałem dziwne wrażenie, że z moim sercem coś jest nie tak (...) Dzień później czułem się jeszcze gorzej, jakbym zagrał nie trzy, a ze dwadzieścia setów. No i zaczęło się. Przez trzy dni miałem gorączkę sięgającą nawet 39,5 stopni. Do tego doszedł ogromny ból głowy i oczu, jakiego nie miałem nigdy wcześniej. Już choćby próba spojrzenia w lewo czy prawo sprawiały ogromny ból - wyjawił Jarosz w rozmowie z Kamilem Drągiem z "Przeglądu Sportowego".
Wielokrotny reprezentant Polski miał też inne objawy typowe dla zakażenia - brak smaku i węchu, silne osłabienie i senność. Na szczęście żona przeszła koronawirusa łagodniej, a dwójka dzieci nie miała żadnych objawów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalne uderzenie na polu golfowym. Nagranie jest hitem
Jarosza pandemia dotknęła też w najgorszy możliwy sposób - stracił bliskie osoby. - Może osoby, które kwestionują istnienie pandemii miały to szczęście, że nie zachorował nikt z ich bliskich. Ja miałem niestety osoby z bliskiego otoczenia, które zmarły na koronawirusa - dodał zawodnik.
Siatkarze GKS-u Katowice do gry wrócili po blisko miesiącu - w połowie listopada. Jarosz zagrał w obu spotkania po przerwie - z Cerrad Enea Czarni Radom (wygrana 3:0) i Cuprum Lublin (porażka 2:3).
Czytaj też:
-> Paweł Zagumny komentuje niespodziewaną decyzję. "To smutne"
-> Siatkówka. Agnieszka Kąkolewska przeszła zakażenie koronawirusem. COVID-19 dał się jej we znaki