Życie trenera w Turcji to coś innego niż praca w Polsce. Mając więc tę okazję, postaram się przybliżyć czytelnikom jak wygląda życie i funkcjonowanie w kraju, leżącym na pograniczu Azji i Europy.
Jak to wszystko się zaczęło? Najpierw w klubie dowiedzieliśmy się, że trener Ferhat Akbas odchodzi po sezonie i nie będzie już pracować w Grupie Azoty Chemiku Police. Tej wieści w moim przypadku towarzyszyły negatywne emocje. Jakiś czas później Ferhat zaproponował mi, żebym pojechał z nim do Stambułu i został asystentem w Eczacibasi. Może przez pół sekundy zastanawiałem się czy to w ogóle dobry pomysł. Wiedziałem, że to świetna okazja na rozwój. Tym bardziej, że z trenerem Akbasem współpraca w Chemiku układała się naprawdę dobrze przez dwa lata.
W przerwie między Ligą Narodów a przygotowaniami do mistrzostw Europy trener zaprosił mnie do siebie do Bodrum. Chciał, żebym zobaczył, jak wygląda życie w Turcji, jak ludzie funkcjonują. I faktycznie, miałem tego namiastkę. Oczywiście jest wiele miejsc, gdzie mogę się porozumieć w języku angielskim, zdarza się czasami taki, że nikt jednak tego języka nie zna. Nie jest to jednak duża przeszkoda, bo wszyscy są niezwykle życzliwi i serdeczni.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Owczarz zaserwowała psu tort. Jaki? Dobrze się przypatrz
Nawet w Bodrum miałem sytuację, kiedy poszedłem do apteki, oddalonej od najbardziej uczęszczanych miejsc przez turystów. A na reklamie kogo zobaczyłem? Hande Baladin, naszą przyjmującą. To popularność rzędu męskiej kadry w naszym kraju, a może nawet większa.
Później już czekała mnie ostateczna przeprowadzka. Skończyła się kadra, spakowałem plecak i ruszyłem do Stambułu. Na miejscu niczym nie musiałem się przejmować, klub zapewnił mi wszystko. Umówiłem się tylko z osobą odpowiedzialną za zakwaterowanie. Dostałem klucze do mieszkania i samochodu, a następnego dnia pojechałem na trening.
Kilka dni później pojechaliśmy do... Polski, na turniej do Polic. Faktycznie znowu mogłem czuć się jak w domu. Nie było wtedy jeszcze wszystkich zawodniczek z nami, więc to była taka namiastka przygotowań. Dopiero po powrocie mogłem rozpocząć prawdziwą aklimatyzację w Turcji.
To, co zaskoczyło mnie najbardziej, to ilość osób pracujących w klubie. To nie jest takie oczywiste. Jest osoba od marketingu, ale okazuje się, że ona nadzoruje zespół zajmujący się marketingiem klubu. Nie ma też tylko jednej osoby odpowiadającej za organizację, ale jedna zarządzająca osobami odpowiedzialnymi za ten obszar. Myślę, że przez tych kilka tygodni nie spotkałem jeszcze wszystkich pracowników klubu. Czasami wydawało mi się, że to osoby z telewizji czy po prostu z zewnątrz, a okazało się, że to osoby zatrudnione w klubie.
Podobnie zresztą jest w sztabach szkoleniowych. Pamiętam, kiedy pracowałem w Chemiku, niektórych mocno dziwiło, że w żeńskim klubie jest dwóch asystentów. Tymczasem tu we wszystkich klubach ławka jest bardzo rozbudowana. Poza tym, że podczas meczu za trenerem siedzi kilka osób, sztab liczy jeszcze więcej pracowników. Podczas meczów pełnią one różne funkcje. Niektórzy mierzą prędkość, a niektórzy siedzą na liniach. Po raz pierwszy się z tym spotkałem, kiedy jeszcze podczas pracy w Polsce graliśmy z Vakifbankiem. Takie osoby, porozsadzane na wszystkich liniach, mają za zadanie pilnować linii. W razie spornej sytuacji mają pomagać w podjęciu decyzji o challenge'u.
Przy następnej okazji postaram się przybliżyć, jak wygląda codzienne funkcjonowanie w klubie.
Przemysław Kawka
Czytaj też:
Krótka przygoda z beniaminkiem. Przyjmujący odchodzi z LUK Lublin
Siatkarz ZAKSY podbija media społecznościowe. "Paru chłopaków tutaj jest trochę nieśmiałych"