Wytoczył ciężkie działa przeciwko polskiemu klubowi. "Wiele rzeczy, które mówi, jest nieprawdą"
Mohamed Al-Hachdadi w rozmowie z rosyjskim BO Sport wytoczył ciężkie działa przeciw Jastrzębskiemu Węglowi. Stwierdził m.in., że pod względem sytuacji w zespole to był najgorszy rok w jego karierze. - Nie mogę tego zrozumieć - komentuje Jurij Gładyr.
Doświadczony siatkarz nie ukrywa, że czuje niesmak, gdy myśli o zarzutach byłego klubowego kolegi pod adresem zespołu. Mohammed Al Hachdadi w rozmowie z rosyjskim BO Sport stwierdził, że na jego wysoką formę i nagrody MVP, które zdobywał (w całym sezonie zebrał ich osiem, najwięcej w całej PlusLidze), inni gracze zareagowali zazdrością. Że nie był lubiany, że między nim a innymi zawodnikami dochodziło do nieporozumień. Że razem z Francuzem Yacine'em Louatim trzymał się z dala od reszty zespołu.
- Wyglądało to tak, jakbyśmy dla reszty nie istnieli. Na przykład rano witałem się z kimś przez podanie ręki, a ten ktoś po chwili się odwracał i krzywił twarz. Co to miało być? Zrobiłem ci coś złego? Wykonuję swoją pracę, pomagam zespołowi i nienawidzicie mnie za to? - mówił we wspomnianym wywiadzie Marokańczyk, obecnie zawodnik Biełogorie Biełgorod. Stwierdził, też ma dość Polski, a czas spędzony w Jastrzębskim Węglu był najgorszym w jego karierze jeśli chodzi o to, co działo się w zespole.
- Nie mogę zrozumieć, że tak powiedział. W końcu wygrał mistrzostwo Polski, które nie jest łatwe do zdobycia - mówi Gładyr. Dodaje, że opinie wygłoszone przez Al-Hachdadiego nie podobają mu się również z kilku innych powodów. - Po pierwsze pewnych rzeczy nie należy wynosić z szatni. Po drugie wiele rzeczy o których mówi, jest nieprawdą. Po trzecie miesza w to wszystko Yacine'a Louatiego, który faktycznie był jego najlepszym kolegą w zespole, natomiast w grupie czuł się doskonale.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wzruszające sceny. Nagranie polubiło już ponad milion osób!37-letni środkowy podkreśla, że zespół przyjął Al-Hachdadiego bardzo dobrze, a on sam był z nim zaprzyjaźniony. - Mieszkaliśmy obok siebie. To bardzo fajny gość, inteligentny, znający wiele języków. Razem chodziliśmy na kolacje, moja żona spotykała się z jego żoną, moje dzieci bawił się z jego synem. Mieliśmy świetne relacje. Inni też byli wobec niego bardzo w porządku, pomagali. Co do gry w karty, to zapraszaliśmy go, ale on odmawiał, bo jego religia zabrania mu hazardu.
Przejawów zazdrości wobec Marokańczyka były kapitan Jastrzębskiego Węgla też nie dostrzegł. W czym upatruje przyczyn bardzo krytycznego wobec klubu i drużyny wywiadu? Jego zdaniem Al-Hachdadi może mieć żal do kolegów o ich reakcję na sytuację z samej końcówki sezonu.
W tym roku ramadan, muzułmański miesiąc postu, trwał od 12 kwietnia do 12 maja. Zbiegł się z finałami PlusLigi - mecze o złoto pomiędzy Jastrzębskim Węglem a Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, rozegrano 14 i 18 kwietnia. Post sprawił, że świetnie dysponowany w ćwierćfinałach i w półfinałach marokański atakujący w najważniejszych spotkaniach sezonu nie był w pełni sił i spisał się słabo.
- Kiedy przed meczami finałowymi dowiedzieliśmy się, że facet od kilku dni nie je i nie pije, to był dla nas zimny prysznic. Tak naprawdę wypadł nam kluczowy zawodnik. Z czasem na treningach zaczęło być widać, że nie jest w stanie porządnie uderzyć piłki. Gdyby nie jego zmiennik Kuba Bucki, który w walce o złoto wielokrotnie ratował nam tyłek, pewnie nie zdobylibyśmy mistrzostwa Polski - wspomina Gładyr. Al-Hachdadi w dwóch meczach finałowych zdobył w sumie 4 punkty. Skończył tylko 17 procent ataków. Dla porównania jego skuteczność w całym sezonie wyniosła ponad 50 procent.
Gładyr podkreśla, że szanuje religijność byłego klubowego kolegi i jego decyzję o postawieniu swojej wiary ponad swoją pracą. Jemu i innym graczom z Jastrzębia Zdroju nie spodobało się coś innego. To, że Al-Hachdadi nie postawił sprawy jasno.Tamta sytuacja sprawiła, że Marokańczyk, że nie rozstał się z kolegami z Jastrzębskiego Węgla w najlepszych stosunkach. Z władzami klubu zresztą też. W rozmowie z BO Sportem wyznał, że po półfinale z Vervą Warszawa Orlen Paliwa dowiedział się o zakontraktowaniu przez klubu nowego atakującego, Stephena Boyera. I to nie od prezesa Adama Gorola, a od kolegi z drużyny Lukasa Kampy. Potraktował to jak "wbicie noża w plecy" i właśnie wtedy miał zdecydować, że zamiast na meczach o złoto PlusLigi skoncentruje się na ramadanie.
- Klub ma prawo wybierać, z kim podpisze kontrakt, z kim go przedłuży, a z kim nie. Normalna sprawa - komentuje Gorol. Dodaje, że Al-Hachdadi w trakcie sezonu nie zgłaszał mu, że czuje się źle traktowany przez drużynę. - Wręcz przeciwnie, słyszałem od niego same pozytywne rzeczy. A co do atmosfery w zespole, powiem tak: Gdyby jej nie było, nie zdobylibyśmy mistrzostwa Polski. Wie o tym każdy, kto ma jakieś pojęcie o sporcie.
- Cóż, może Mohamed po prostu nie czuł się w Polsce dobrze? - zastanawia się Gładyr. - Tak czy inaczej życzę mu samych sukcesów w lidze rosyjskiej. Widać, że mu ona leży. Natomiast jeśli chodzi o wywiady, życzę mu trochę więcej rozsądku - kończy.
Czytaj także:
Anastasi o sytuacji finansowej klubu. "Przed sezonem było dramatycznie"
Jastrzębski Węgiel idzie przez Ligę Mistrzów jak burza. "Każdy mecz to inna historia"