Niebezpieczny incydent na skoczni w Wiśle. Zawiniła elektronika

Norweg Soelve Jokerud Strand nie mógł się tego spodziewać. Zaraz po tym, jak ruszył na rozbiegu na skoczni im. Adama Małysza uruchomiły się armatki wodne. Jak się okazało, tym razem zawiniła elektronika, ale incydent należał do niecodziennych.

Piotr Woźniak
Piotr Woźniak
Skocznia w Wiśle im Adama Małysza Archiwum prywatne / Piotr Woźniak / Skocznia w Wiśle im. Adama Małysza
W pierwszej serii konkursowej zawodów w Wiśle doszło do niecodziennego incydentu. Podczas skoku Norwega, Soelve Jokeruda Stranda, na skoczni im. Adama Małysza zostały włączone zraszacze wodne. Mimo tego, Norwegowi po próbie zmierzono 100,5 metra odległości. Po krótkiej przerwie udało się opanować sytuację i zawody wznowiono.Paradoksem w tej całej sytuacji był fakt, że o ile wcześniej zraszacze uruchamiane były wielokrotnie z powodu wysokiej temperatury, to akurat kilka minut przed rozpoczęciem konkursu przez Wisłę przetoczyła się burza z obfitymi opadami deszczu. Kibiców poinformowano, że cała sytuacja miała miejsce na skutek awarii systemu nawadniania. Norweg decyzją sędziów powtórzył swój skok po 38 zawodniku pierwszej serii.
Skocznia w Wiśle podczas zawodów LGP Skocznia w Wiśle podczas zawodów LGP
Zobacz również: Polacy złożyli protest po dyskwalifikacji Najlepszej skoczkini świata zabrakło 0,1 punktu, ale to igrzyska były największym ciosem. "Poradziłam sobie"
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się bawili reprezentanci Polski


Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)
Czy Polak wygra klasyfikację generalną LGP?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×