Deklasacja - to słowo najlepiej oddaje to, co na inaugurację Pucharu Świata wyprawiał Dawid Kubacki. Od piątku do niedzieli w Wiśle rozegrano 9 serii - uwaga! - aż 8 z nich wygrał Polak, najczęściej z dużą przewagą nad resztą stawki.
Co więcej, w konkursach nie trafiał na idealne warunki. Ci, którzy walczyli z nim o miejsca na podium, jak Halvor Egner Granerud, Anze Lanisek, Stefan Kraft czy aktualny mistrz olimpijski Marius Lindvik, skakali albo ze słabszym wiatrem w plecy, albo z mocniejszymi podmuchami pod narty.
W sobotę Kubacki miał znacznie lżejsze podmuchy pod narty niż drugi Granerud, a mimo to wygrał z Norwegiem z przewagą ponad pięciu punktów. Dzień później jeszcze dołożył do pieca. Mimo że przy jego próbach wiatr w plecy był znacznie mocniejszy niż drugiego Anze Laniska, to i tak pokonał Słoweńca o ponad dziewięć punktów.
ZOBACZ WIDEO: Kubacki skomentował dyskwalifikację Stocha. "Przerodzi to w sportową złość"
To właśnie skoki w trudniejszych warunkach najlepiej obrazują, w jakiej formie jest dany skoczek. W Wiśle natura nie pomagała Polakowi, ale zupełnie się tym nie przejmował. Był odporny na zmienny wiatr. Przypomina obecnie Adama Małysza czy Kamila Stocha z najlepszych czasów - siada na belkę, wie co ma zrobić i bez względu na to czy wiatr mu pomaga, czy przeszkadza, i tak wygrywa.
Skoki Kubackiego imponują przede wszystkim na progu. W niedzielę, co widać było na telebimie pod skocznią i w przekazie telewizyjnym, trener polskich skoczków Thomas Thurnbichler zaraz po tym jak jego podopieczny wzbił się w powietrze wyskoczył z zaciśniętymi pięściami do góry i był pewny zwycięstwa Polaka.
Kubacki działa jak automat, bije od niego pewność siebie i na razie ciężko sobie wyobrazić, by tak doświadczony zawodnik stracił formę przez trzy tygodnie, bo właśnie tyle zawodnicy i kibice poczekają na kolejne konkursy Pucharu Świata.
Ktoś mógłby powiedzieć, że Wisła była po prostu przedłużeniem lata, bo zawodnicy lądowali na igielicie, a jak wiadomo Dawid Kubacki na tej nawierzchni czuje się jak ryba w wodzie. Tyle tylko, że kluczowa część skoku, czyli najazd na próg, odbywał się już w warunkach stricte zimowych, czyli po torach lodowych.
Skoro zatem na tych torach Kubacki dalej imponował, to nie możemy mieć obaw, że za trzy tygodnie, jak skoczkowie przejdą na śnieg, forma Polaka pogorszy się. Nic z tego. W Ruce też będą tory lodowe, a fakt, że zeskok będzie pokryty śniegiem, będzie miał znaczenie tylko przy lądowaniu. A przecież brązowy medalista olimpijski potrafi pięknie lądować telemarkiem i na igielicie i na śniegu, co udowodnił już niejednokrotnie.
Bądźmy zatem spokojni - w Ruce Kubacki znów powinien nam zapewnić mnóstwo pozytywnych emocji, ale nie tylko on. Świetnie sezon otworzył piąty i ósmy w Wiśle Piotr Żyła. Olbrzymiego pecha miał Kamil Stoch, ale i o niego nie ma się co martwić. Sobotnie skoki konkursowe i niedzielna próba kwalifikacyjna były u 35-latka na wysokim poziomie, co podkreślał po zawodach sam Thurnbichler.
Trójka muszkieterów polskich skoków wróciła na dobre, tylko nieco zmienił się lider. Pałeczkę przejął na razie Dawid Kubacki. Kto wie, czy tak nie pozostanie aż do kwietnia i Planicy. Na razie nie ma przesłanek, by nie wierzyć w taki scenariusz.
Szymon Łożyński, WP SportoweFakty
Czytaj także:
"To kontrowersyjna kwestia". Stoch zabrał głos po dyskwalifikacji
Dawid Kubacki jak maszyna! Polak zachwycił w Wiśle