Ma 41 lat, a w Pucharze Świata rywalizuje już od 25. W szwajcarskiej szkole podstawowej, w której dzieci próbują się w różnych dyscyplinach sportu, okazało się, że ma wielkie perspektywy właśnie w skokach narciarskich. Pierwszy skok oddał w wieku dziewięciu lat i to był zarazem pierwszy krok do wielkiej kariery.
Debiut w zawodach PŚ też nastąpił u niego w młodym wieku, bo miał wówczas zaledwie 16 lat. I był to debiut udany, bo już w pierwszych zawodach zdobył punkty do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. W tym samym sezonie (1997/98) pojechał na swoje pierwsze igrzyska olimpijskie, głównie po to, by zbierać doświadczenie na największej scenie.
Rozkwit jego kariery nastąpił cztery lata później - sezonie 2001/2022. Wówczas po raz pierwszy zakończył zawody PŚ w pierwszej dziesiątce, a niedługo później po raz pierwszy stanął także na podium. Szwajcar rósł z konkursu na konkurs - aż do feralnego treningu w Willingen.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: rzucał przez całe boisko. Pięć razy. Coś niesamowitego!
Serca kibiców zadrżały. Później zadziwił wszystkich
Wciąż młodziutki Simon Ammann podczas jednej z prób treningowych źle wyszedł z progu, a to od razu przełożyło się na duże problemy w locie. Skoczek huknął twarzą o bulę i w konsekwencji trafił do szpitala, gdzie stwierdzono u niego liczne stłuczenia i lekkie wstrząśnienie mózgu.
Ammann nieobecny był aż do igrzysk olimpijskich w Salt Lake City. Ale gdy już się tam pojawił, dokonał wielkiej sztuki. Szwajcar nieoczekiwanie sięgnął po dwa złote medale w konkursach indywidualnych (na normalnej i dużej skoczni). Został dopiero drugim skoczkiem, który to uczynił (pierwszym był Matti Nykaenen). Popularność Ammanna wystrzeliła nie tylko w Szwajcarii, ale i na całym świecie. Kibice okrzyknęli go Harrym Potterem skoków narciarskich.
Kontrowersyjne wiązania. Rywale byli wściekli
Po drodze zdobył trzy medale mistrzostw świata (złoto i srebro w Sapporo, brąz w Libercu), natomiast kulminacyjnym sezonem w jego karierze okazał się kolejny rok olimpijski (2009/10). Właśnie wtedy po raz pierwszy (i jedyny) w karierze sięgnął po Kryształową Kulę.
Podczas igrzysk olimpijskich w Vancouver, kibice znów przecierali oczy ze zdumienia. Szwajcar w obu konkursach pokonał Adama Małysza i w obu zrobił to z dużą przewagą (siedem punktów na skoczni normalnej, 14,2 punktu na dużej).
Wokół tych sukcesów nie zabrakło jednak kontrowersji. Ammann przed Vancouver był w świetnej formie, ale wyciągnął też asa z rękawa, w postaci rewolucyjnych wiązań. Na czym polegała zmiana? Metalowy bolec, który łączył piętę buta z nartą, był u niego wygięty, a u rywali płaski.
Głośno sprzeciwiali się temu Austriacy, którzy złożyli protest do FIS, ale organizacja nie dopatrzyła się żadnych nieprawidłowości. To był jeden z pierwszych etapów wojny technologicznej w skokach narciarskich, która na przestrzeni lat rozkręciła się na dobre.
Skoki już tylko dodatkiem
Dziś dla 41-letniego Ammanna skoki narciarskie są już tylko dodatkiem. W ostatnich latach pojawiło się mnóstwo spekulacji o końcu jego kariery. Szwajcar postawił na studia i rozwój w innych obszarach, ale ze skoków ostatecznie nie zrezygnował. Choć dopiero w Engelbergu, przed własną publicznością, pojawił się na listach startowych.
Szybko dostaliśmy jednak odpowiedź, że jest bardzo daleki od optymalnej formy. Nie radził sobie na treningach, nie poradził sobie także w kwalifikacjach. Sobotni konkurs w Engelbergu (godz. 16:00) obejrzy z perspektywy widza.
Czytaj także:
- Ale wymyślił. Nie zgadniesz, czemu wycofał się z Pucharu Świata
- To będzie pasjonujące widowisko? Świetne informacje dla skoczków