Działo się w sobotnim konkursie Pucharu Świata w skokach narciarskich w Sapporo. Na szczęście wiatr nie był tak silny, jak prognozowali meteorolodzy, ale mocno kręcił i miał duży wpływ na końcowe wyniki zawodów.
Często skoczkowie byli ściągani z belki startowej, musieli chwilę dłużej poczekać na poprawę warunków, ale ostatecznie obie serie rozegrano.
Ci kibice, którzy dołączyli do transmisji pod koniec pierwszej kolejki, mogli się jednak zdziwić, że już po pierwszym skoku Dawida Kubackiego swoją próbę wykonał Lovro Kos, sklasyfikowany w Pucharze Świata znacznie niżej niż Polak.
ZOBACZ WIDEO: To on może być gwiazdą polskich skoków. "Jeszcze popełniam błędy"
Dlaczego zatem to Słoweniec skakał na końcu 1. serii, a nie lider Pucharu Świata? Wszystko przez kłopoty z wiązaniami. Kos zgłosił je tuż przed swoim skokiem w premierowej kolejce. Sędziowie dali czas 23-latkowi na naprawę sprzętu i zdecydowali, że będzie skakał dopiero na sam koniec kolejki, już po skoku Dawida Kubackiego.
Mimo że Kos uporał się z kłopotami sprzętowymi, i tak na koniec zawodów nie miał wesołej miny. Pod koniec 1. serii warunki na Okurayamie mocno się pogorszyły. O ile Granerud i Kubacki poradzili sobie z tym, o tyle będący w słabszej formie Kos nie dał rady. Skoczył zaledwie 114 metrów, nie awansował do finału i zakończył zmagania dopiero na 44. lokacie.
Konkurs wygrał Stefan Kraft przed Halvorem Egnerem Granerudem i Ryoyu Kobayashim. Dawid Kubacki był czwarty, Kamil Stoch ósmy, a Piotr Żyła dziewiąty. Trzeci konkurs w Sapporo w nocy z soboty na niedzielę czasu polskiego o 2:00.
Czytaj także:
Dramat Polaka w kwalifikacjach w Sapporo
Po skokach Kubackiego wybuchła burza. Szef PŚ komentuje