Już kilka razy w tym sezonie można było mieć pretensje o to, jak zachowuje się jury konkursów, gdy skacze najlepsza dziesiątka w pierwszej i drugiej serii imprez Pucharu Świata.
Ci zawodnicy walczą o zwycięstwo, o podium. Powinno im się zapewnić jak najbardziej porównywalne warunki, tymczasem już kilka razy Borek Sedlak włączał zielone światło bez żadnej refleksji. Jeśli tylko wiatr mieścił się w korytarzu, to zawodnik dostawał pozwolenie na start. Nie liczyło się to, że warunki, jakie panowały podczas jego skoku, skrajnie różniły się od tego, co było chwilę wcześniej.
Takiej sytuacji doświadczyli w tym sezonie już między innymi Dawid Kubacki w Zakopanem, Stefan Kraft na mistrzostwach świata czy Ryoyu Kobayashi w Lake Placid. Każdy z tej trójki prowadził na półmetku konkursów, ale w drugiej serii musieli zmagać się z tak niekorzystnymi warunkami, że nie mieli realnych szans utrzymać swoich pozycji. Wiatr mieścił się jednak w przyjętym korytarzu i pozwolenie na start otrzymali.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co on zrobił?! Genialny rzut z... kolan
W niedzielę w Oslo bezrefleksyjnej decyzji jury doświadczyło kilku skoczków, a w drugiej serii najmocniej odczuł to Kamil Stoch. Gdy Polak usiadł na belce startowej, wiatr nie był stabilny. Grafika telewizyjna pokazywała nawet podmuchy w plecy, co przy niezbyt wysokich prędkościach na rozbiegu, z góry skazywało na krótki skok.
Borek Sedlak nie czekał jednak zbyt długo. Mimo że na belce siedział trzykrotny mistrz olimpijski i po pierwszej serii wciąż był w grze o podium (zajmował 10. miejsce, ale z niewielką stratą), szybko włączył zielone światło. Nie poczekał kilkudziesięciu sekund dłużej aż warunki się bardziej ustabilizują, tylko dał sygnał do startu. Efekt? Krótki skok Stocha (119,5 metra), spadek w zawodach pod koniec drugiej dziesiątki i ogromna frustracja zawodnika.
Akurat Stoch rzadko ma pretensje do sędziów. Jeśli już po skoku pokazuje gesty niezadowolenia, a potem mówi także o tym przed kamerami, to znak, że na skoczni doszło do sytuacji, która po prostu nie powinna mieć miejsca.
- Wszystko generalnie szło dobrze, aż do ostatniego skoku. Może nie był idealny, jednak w moim odczuciu był lepszy niż ten z pierwszej serii. Ale to co się wydarzyło w powietrzu jest naprawdę nie fair, tak się nie powinno robić - powiedział przed kamerą Eurosportu rozgoryczony Stoch.
Nic dodać, nic ująć. Wreszcie ze środowiska skoczków mamy mocny głos ws. tego, jak traktowani są najlepsi, gdy walczą o czołowe miejsca. Obok takich słów sędziowie po prostu nie mogą przejść obojętnie. Nie może być tak, że już po raz kolejny w tym sezonie, któryś z zawodników zostaje "wycięty" z walki o czołowe miejsca, przez zbyt szybkie włączenie zielonego światła.
Wyjście z tej sytuacji jest tylko jedno - spłaszczenie korytarza wietrznego ustawianego na zawody. Skoro większość zawodników, tak jak w niedzielę, skacze przy podmuchach pod narty, nie może być tak, że korytarz pozwala także na skoki przy wietrze w plecy, nawet jeśli jest on tylko lekki. Spłaszczenie korytarza, by uniemożliwiał puszczenie zawodnika po tym jak wiatr się odwróci, wydłuży zawody, ale to jedyna droga do tego, by w przyszłości uniknąć takich sytuacji, jak ta ze Stochem w Oslo.
Jeśli jednak dalej jury będzie stawiało na jak najszybsze przeprowadzenie zawodów i zmieszczenie się w ramówce telewizyjnej, to na takie spłaszczenie korytarza ciężko liczyć. Dlatego potrzeba właśnie takich słów, jak te niedzielne Stocha. Obok takich sytuacji zawodnicy po prostu nie mogą przejść obojętnie i muszą głośno o tym mówić. Być może wreszcie dotrze to do jury, spowoduje refleksje i podjęcie decyzji, która zmieni sposób prowadzenia rywalizacji wśród najlepszych.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty